Rozdział 15

42 4 0
                                    

Medard musiał stanąć pod lodowatym prysznicem, żeby być pewnym, że panna Leniter nie zauważy jak bardzo podobał mu się ten pocałunek.

Sam nie był pewien co oznacza ich wzajemny pociąg. Tacitia stanowiła w tym momencie największe wyzwanie ale jednocześnie jego najsłabszy punkt. Z jakiegoś powodu byłby w stanie zrobić dla niej wszystko. Podziwiał jej odwagę i intelekt, a potencjał magiczny panny Leniter robił wrażenie na wszystkich.

Gdy wszedł do saloniku zastał dziewczynę śpiącą w głębokim, zielonym fotelu. Nakrył ją mocniej pledem i naskrobał na papierze dość surową prośbę o kontakt, gdy się obudzi. Chociaż bardziej pasowałoby słowo “rozkaz”.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Otworzył je w pośpiechu, nie chcąc, żeby ktoś obudził Tacitię. Widząc Janasa, wyszedł do niego na korytarz i cicho zamknął za sobą drzwi.

– Przyszły wieści z nabrzeża, wojska Uthos zbierają się blisko naszego terytorium – powiedział strażnik. – Jesteś wzywany do koszar w Bacie.

– Cholerny Uthos – warknął Medard.

– Odon już dał znać twoim braciom. Ona musi tu zostać.

– Wiem  – przytaknął Tenebris. – Do tygodnia powinno być to znośne.

– Jeżeli obrona nabrzeża zajmie nam więcej niż tydzień, Tacitia może się przydać – Janas spojrzał na niego znacząco.

– Mowy nie ma! Jest nie przeszkolona.

– Znasz moje zdanie na ten temat. Ja i Odon możemy…

– Nie. To nie podlega dyskusji.

Janas skinął niechętnie po czym odsunął się kilka kroków.

– Czekam w wartowni. Odon przeniesie nas do miejsca transportu.

Gdy zniknął w głębi korytarza, Medard westchnął tylko i uznał, że nie ma sensu czekać aż panna Leniter się obudzi. Wrócił na chwilę do salonu, by dodać kilka informacji w liściku do Tacitii, zmienił strój na mundur i ruszył wydać rozkazy gwardii zamkowej.

***

Tacitia obudziła się w środku nocy zlana potem. Przez chwilę próbowała sobie przypomnieć, gdzie się znajduje i przekonać samą siebie, że jest bezpieczna. Miała wrażenie, że krzyczała przez sen, bo gardło znów ją okropnie bolało. Zegar na kominku wskazywał drugą w nocy. Dziewczyna z mocno bijącym sercem zapukała do sypialni Medarda, ale nikt jej nie odpowiedział. Uznała, że mężczyzna już śpi, więc zrezygnowana poszła w stronę swojej sypialni, ale kątem oka dostrzegła marynarkę przewieszoną przez oparcie krzesła. Niewiele myśląc wzięła własność Tenebrisa i powlokła się do swojego łóżka.  Chwilę później zasnęła ponownie, otulona męskim zapachem cedru i świerku.

Obudziła się dopiero następnego dnia, wtulona w materiał marynarki. W nocy nie przebrała się w koszulę nocną, wciąż miała na sobie ubrania z poprzedniego dnia. W kilku miejscach na jej tunice, widoczne były plamy krwi Medarda. Od razu przyjrzała się czy marynarka, w której spała jest bardzo pognieciona.

– Dzień dobry, panno Leniter.

Z głębi pokoju dobiegł ją głos, który natychmiast rozpoznała. Książę Ancil siedział rozparty w jej fotelu i z błyskiem w oku obserwował jak podrywa się z pościeli.

– Dzień dobry, wasza wysokość – powiedziała zachrypnięta. – Nie spodziewałam się takiej wizyty z samego rana.

– Nic dziwnego. Mój brat musiał nagle wyjechać  wczorajszej nocy i pomyślałem, że skoro nie ma przy pani tego gbura, mogę w końcu panią zobaczyć – powiedział beztroskim tonem po czym wstał i skierował się do wyjścia. – Niech się pani przygotuje do śniadania. Ojciec bardzo chciałby panią poznać, panno Leniter.

Tacitia. Królowa Źródła.Where stories live. Discover now