Rozdział 20

38 6 0
                                    

Tacitia rozejrzała się po swojej sypialni. Weszła do niej pierwszy raz od trzech tygodni w celu innym niż szybka wizyta w szafie. Janas miał rację. Nie mogła iść przez przyszłość ze spuszczoną głową. Musiała dokonać zmiany. Zauważyła, że nie pasuje już do formy, którą przybierała. Jej osobowość i umysł wymykały się spoza znanych schematów. Zaczynała sama siebie irytować. Wkurzała ją jej wstydliwość, uwierało wycofywanie się z niepewnością, drażniło pokorne zgadzanie się na niedogodności. Potrzebowała zmiany. Na początek drobnej. Miała wrażenie, że wszystko w niej buzuje, żeby tylko się zmienić. Jej ciało się zmieniało. Jej anomalia się zmieniała. Zmiany były wszędzie dookoła i ona sama też potrzebowała zmian.

Wstążka wplotła się w jej włosy, a okulary błysnęły motywująco. W ręku trzymała dłuto z nowo odkrytej anomalii. Transmutacji. Drobne przedmioty zmieniały swoje kształty na jej użytek. Kilka dni temu nie mogła odszukać szczotki do włosów, nagle trzymana w ręku zapinka zmieniła się w grzebień. Następnie wieczne pióro zmieniło się w miotłę, gdy rozsypała cukier. Ręczniki zostały puchatymi kapciami, a wczoraj sofa zmieniła kształt na głęboki i niezwykle wygodny fotel. Natychmiast wróciła do swojego kształtu, ale Tacitia była pewna, że przedmioty nie tylko jej słuchają, ale też zmieniają się dla niej.

To było jak wisienka na torcie.

Zmiana była jej niezbędna.

Nowo pozyskany grzebień zmienił swój kształt na dłuto i dziarsko podskakiwał w jednej dłoni dziewczyny. Drugą ściskała biblioteczny słownik runów.

Stanęła w jednym rogu pomieszczenia i zaczęła skrobać w ścianie. Znaki szybko zaczynały żarzyć się delikatnym, białym światłem, otaczając pokój barierami ochronnymi. Tacitia wyczuwała runy wyryte w ścianach zamku. Mruczały zadowolone z towarzystwa. Ich mgliste poświaty na moment przebijały się ze ścian i okien, po czym gasły by znów rozbłysnąć i powtarzać ten cykl cały czas. Zabezpieczenia zamku wyczuwały Tacitię jakby była jedną z nich. Pozdrawiały ją.

Łóżko zmieniło się w drabinę, by dziewczyna mogła wyskrobać odpowiednie runy na suficie. Gdy nakreśliła ostatni z nich na drewnianej podłodze, wokół niej rozbłysła świetlista kula. Zamek jęknął z aprobatą.

Chwilę później magiczne światła zgasły, ale dziewczyna miała dziwną pewność, że pojawiłyby się widoczne, gdyby tylko tego zapragnęła.

Gdy pokój został przez nią zabezpieczony, zabrała się za zmiany dekoracji. Początkowo testowała i sprawdzała jakie kształty i ustawienia pasują jej najbardziej. Zasłony były raz ciemne, raz jasne, by w końcu nie opadać dotychczasowym ciężarem, lecz lekkością kremowego materiału. Na środku pokoju znalazł się pleciony dywanik, a toporne, wielkie łóżko zmniejszyło się niemal o połowę, ustępując miejsca sosnowym meblom w postaci niewielkiego biureczka i toaletki ustawionych w rogu. Szafa już nie była taka wielka, zaś uzyskana przestrzeń została uzupełniona o plecione krzesło i wygodny fotel i biblioteczkę, na którą od razu wskoczyły książki podebrane z biblioteki.

- Och - westchnęła Tacitia przyglądając się swojemu dziełu. - Jak tu...

- Pięknie.

Podskoczyła zaskoczona głosem Medarda. Mężczyzna stał oparty o framugę drzwi i wpatrywał się w swoją narzeczoną z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.

- Słucham?

- Pięknie tu.

- Dziękuję.

- Nie podobał ci się poprzedni wystrój? - dopytywał spokojnym tonem.

- Podobał, ale potrzebowałam zmiany - odparła. - Czegoś co będzie bardziej moje.

- I jak wyszło? Czy teraz pokój spełnia twoje oczekiwania?

Tacitia. Królowa Źródła.Where stories live. Discover now