Rozdział 3

42 4 0
                                    

Tacitia zerwała się na równe nogi i wciskając do torebki spinkę do mankietu oraz kieszonkowy atlas, ruszyła w poszukiwaniu mężczyzny z opaską na oku. Pierwszy raz ratowała czyjeś życie.

Rozejrzała się uważnie po sali, kelnerzy roznosili kieliszki wypełnione szampanem, więc dookoła panował rozgardiasz. Tacitia liczyła na to, że mężczyzna z opaską zaczeka ze skosztowaniem szampana przynajmniej do wzniesienia toastu. Panika rosła w niej z każdą chwilą, gdy przeczesywała salę wzrokiem. Nigdzie nie mogła dostrzec nikogo kto odpowiadałby wizji ukazanej przez spinkę. Wysokiego i dobrze zbudowanego mężczyzny o przyciętych, ciemnych włosach lekko opadających na jedną stronę twarzy, zakrywających zasłonięte opaską oko. Skupiła się jeszcze raz na wspomnieniu, które obejrzała i postarała się przez chwilę przypomnieć jakikolwiek pomocny szczegół.

– Marynarka! – niemal wykrzyknęła z nadzieją, przypominając sobie krój granatowej marynarki i naszyty na niej herb Vehdaru. To musiał być ktoś z zamożnych przedstawicieli vehdarskich królestw. Logika podpowiedziała dziewczynie, że należałoby go szukać bliżej ambasadora, który zapewne za chwilę wzniesie toast.

Jakby w odpowiedzi na jej myśli, rozległ się gong zapraszający gości do sali jadalnianej i wszyscy zaczęli tłoczyć się przy przejściu. Tacitia nie dbając o kulturę i grzeczność, przepychała się i lawirowała pomiędzy gośćmi, próbując dostać się do środka jak najszybciej. Ludzie rzucali nieprzychylne komentarze na jej zachowanie, ale zupełnie ją to nie obchodziło. Stawką było czyjeś życie. Na myśl o tym panika niemal zapierała jej dech w piersi.

Gdy już dobiła się do środka, nie dbając o swój wizerunek, wdrapała się na najbliższą kolumnę na tyle, by móc rozejrzeć się ponad głowami gości i strojnymi fryzurami niektórych pań. Promyk nadziei zaiskrzył w jej oczach gdy dostrzegła odwróconego tyłem mężczyznę w podobnej marynarce i zbliżonej fryzurze. Zaczęła przepychać się w jego stronę gdy poczuła ostre szarpnięcie za łokieć.

– Co ty, do licha, wyprawiasz?! – warknęła wściekle ciotka Magna. – Nie dość, że zniknęłaś gdzieś na całą godzinę, to teraz znajduję cię zachowującą się jak niesforny urwis! Co w ciebie wstąpiło, Tacitio?!

– Ciocia wybaczy, ale śpieszę się! – dziewczyna wyszarpnęła się z mocnego uścisku ciotki, pewna, że jutro będzie miała ramiona całe w siniakach. Nie obejrzała się nawet na zszokowaną Magnę. Pognała ile sił w nogach w stronę ambasadora i jego gości.

Dźwiek stuknięcia łyżeczką o kieliszek rozniósł się po sali, więc Tacitia przyśpieszyła kroku.

– Tacitio Leniter! – słyszała za sobą przepychającą się w jej kierunku ciotkę, ale była skupiona tylko na mężczyżnie w granatowej marynarce.

Kolejne stuknięcie łyżeczką o kieliszek i szmery na sali zaczęły cichnąć. Tacitia postanowiła wykorzystać okazję i zbierając całą swoją odwagę wspięła się na palce, gdy pulchny ambasador unosił kieliszek ku górze.

– Zebraliśmy się dziś, by świętować… – zaczął tubalnym głosem, wzmocnionym swoją anomalią.

– Stop! – krzyknęła Tacitia. – Proszę przerwać toast!

Nikt jednak nie zwrócił na nią uwagi, a ludzie tłumniej skłębieni wokół ambasadora zagradzali jej drogę. tacitia nabrała powietrza w płuca i krzyknęła najgłośniej jak potrafiła.

– STOP!!! Proszę nie pić szampana! Jest zatruty!

Jej ostatnie słowa wywołały natychmiastowe poruszenie, ludzie zaczęli odwracać się w jej kierunku i po sali poniósł się szmer. Przykuło to uwagę ambasadora, który przerwał swoją przemowę.

Tacitia. Królowa Źródła.Where stories live. Discover now