Rozdział 14

34 4 0
                                    

Tacitia stwierdziła, że dość już leżenia. Miała na sobie czyjąś koszule nocną i jedyne, co było jej własnością to płaszcz. Otulał ją szczelnie i troskliwie, ale uznała, że powinna założyć coś bardziej odpowiedniego. Zwłaszcza jeśli Collard Farkas rzeczywiście chciał złożyć jej wizytę przed kolacją.

Zaburczało jej w brzuchu. Zaczęła się zastanawiać czy jeśli spała przez pięć dni to również pięć dni nie jadła? Stan jej gardła wskazywał, że najpewniej pięć dni nie piła. Odkąd Medard opuścił jej pokój wypiła cały dzbanek wody i zastanawiała się czy jest szansa na więcej. Nie pogardziłaby herbatą. Uznała zatem, że żeby wyruszyć na poszukiwanie kuchni, dobrze zrobi jej zmiana stroju. Nie chciała paradować po zamku w kapciach i koszuli nocnej. Nikt nie kazał jej zostać w komnacie, więc uznała, że nie jest więźniem. Przynajmniej nie oficjalnie.

Podeszła do szafy i otworzyła oba jej skrzydła. Mebel przeciągnął się z jękiem, niczym stare kocisko. W środku na wieszakach wisiały suknie, tuniki, spodnie i płaszcze. Bardzo eleganckie i stylowe. Tacitia zdecydowanie sama by sobie takiego stroju nie kupiła, ale widać było w nich vehdarską surowość, tak różną od rytheiańskiego przepychu. Stroje nie mieniły się brokatem ani cekinami, były stonowane i choć niektóre przetkano złotymi czy srebrnymi nićmi, nie sprawiały wrażenia przesady.

Tacitia wybrała granatową tunikę i beżowe, dopasowane spodnie. Z jednej szuflady z ulgą wyjęła czystą bieliznę a z drugiej pantofle w swoim rozmiarze. Rozstawiła parawan i szybko się przebrała. Oczywiście jej peleryna nie pozwoliła jej pominąć się w swoim ubiorze. tacitia uznała jednak, że chętnie przyjmie towarzystwo czegoś z rytheiańskim temperamentem, gdyż przedmioty vehdarskie wydawały się mniej przyjazne niż by się tego spodziewała.

Dziewczyna zebrała się na odwagę i zajrzała za drzwi, za którymi zniknął Tenebris. Ze zdziwieniem odkryła, że prowadzą do małego saloniku. Były tam dużo większe fotele niż te w jej sypialni, na ścianie po przeciwnej stronie mieścił się mały kominek, pod oknem stał drewniany sekretarzyk a przy nim krzesło obite zielonym żakardem. Całość wyglądała elegancko, choć dość surowo. Nie było nigdzie złoceń i zdobień, na ścianie wisiał jeden obraz, ale nie był obity w wysadzaną kamieniami ramę, lecz w zwykłą drewnianą, choć z pięknymi kwiatowymi freskami.

Obok kominka były drzwi prowadzące do komnaty łaziebnej. Znajdowała się w niej piękna, wielka wanna. Tacitia pomyślała, że z chęcią z niej wieczorem skorzysta.

Kolejne drzwi, umiejscowione zaraz obok prowadzących do jej sypialni, były zamknięte na klucz, więc uznała, że tam musi znajdować się kolejny pokój gościnny, obecnie nieczynny.

Wzięła głęboki oddech i wyszła na korytarz. Musiała znajdować się na końcu, zachodniego skrzydła. Tak przynajmniej jej się wydawało, obserwując krajobraz za oknem w saloniku i swojej sypialni.

Dobrze – pomyślała. – To ułatwi trochę poszukiwania. 

Łatwiej wrócić na koniec jakiegoś korytarza niż zapamiętywać elementy dekoracyjne.

Korytarz był ciemny, światło w kinkietach zapalało się tylko, gdy koło nich przechodziła i gasło, gdy się oddaliła. Tym samym prawie przeoczyła schody prowadzące na dół. Były dość wąskie, więc uznała, że nie stanowią głównej klatki schodowej tego skrzydła. Intuicja podpowiadała jej jednak, że ta droga najszybciej doprowadzi ją do kuchni. Dzięki płaskim obcasom przemieszczała się niemal bezszelestnie. Dodatkowo na jej ramionach powiewała delikatna, letnia peleryna, więc Tacitia poczuła się trochę jak szpieg. Zaśmiała się na tę myśl i pokręciła głową myśląc, że w ciągu ostatniego miesiąca jej życie wywróciło się do góry nogami.

Schody prowadziły kilka kondygnacji w dół. Na każdej był tak samo długi i ciemny korytarz, więc Tacitia uznała, że nie będzie dziś zwiedzać zamku w pojedynkę. Liczyła, że Medard zaproponuje jej taką wycieczkę, lecz mężczyzna wydawał się zdeterminowany by uzyskać jej zgodę na narzeczeństwo i potem tylko karmić ją i hodować jak klacz rozpłodową. Im więcej Tacitia o tym myślała, tym więcej złości czuła. Miałą wrażenie, że zbyt pochopnie zgodziła się na udawane zaręczyny. Na szczęście zaznaczyła, że poza zaręczynami nie ma mowy o niczym więcej.

Tacitia. Królowa Źródła.Where stories live. Discover now