Rozdział 11

34 3 0
                                    

Tacitia została przydzielona do przygotowania posiłków i sprzątania po nich. Dziewczyna szybko odkryła, że nie jest rannym ptaszkiem. Mnisi w Domu Oczekiwań spożywali posiłki o dziwnych porach. Pierwszy jedli o świcie. Drugi, nazywany suprą, w południe, a trzeci i ostatni posiłek, jedzono zaraz po zachodzie słońca. Dla tych, którzy mieli do wypełnienia zadania nocne przygotowywano również podkurek, spożywany o północy.

Tacitia miała wrażenie, że ledwo przyłożyła głowę do poduszki, a Odon lub Janas już budzili ją by wstawała przygotować śniadanie. Jej anomalia pomagała by praca szła jej sprawnie, lecz były to czynności męczące i monotonne. W dodatku mnisi nie byli zbyt rozmowni. Zdawali się nawet ledwo zauważać obecność dziewczyny, czasem tylko unosili brwi w zdziwieniu, gdy jakiś przedmiot wyskakiwał im z rąk i sam odkładał się na miejsce, które lubił.

Niektórzy jednak wyrażali swoje poirytowanie, gdy rozemocjonowane rondle ganiały się po kuchni jak dwa psiaki, a miotła od czasu do czasu potykała się o przechodzących ludzi i powarkiwała zdenerwowana, gdy ktoś rozdeptał zmieciony brud.

Tacitię niektóre z tych rzeczy bawiły, ale mnisi wydawali się nie podzielać jej poczucia humoru. Trochę im współczuła tej niegasnącej powagi, ale starała się być dla nich uprzejma.

Gdy przyszła wiadomość, że pierwsza próba odbędzie się następnego dnia po suprze w Domu Prób, Tacitia przyjęła to nawet z ulgą. Gdy ostatni raz sprzątała po posiłku, miała ochotę zanucić pod nosem, aż wciąż nierozbudzony mózg nie połączył ze sobą wątków. Jej próba miała się przecież zakończyć śmiercią.

Gdy wróciła do sypialni, bez pośpiechu spakowała swoje rzeczy i usiadła na łóżku przyciągając nogi do klatki piersiowej. Szal natychmiast otoczył jej ramiona w geście pocieszenia, a wstążka łagodnie przepływała między jej włosami.

– Myślicie, że będzie bolało? – zapytała cichutko. Szal tylko mocniej zacisnął się na jej ramionach, zaś peleryna przewieszona przez krzesło zatrzepotała zdenerwowana.

– Umieranie wydaje się bolesne, a ja chyba nie należę do osób zbyt odpornych na ból – przyznała Tacitia i zdjęła okulary, żeby przetrzeć szkła, które trochę się ubrudziły w czasie zmywania.

Poduszki z łóżka zaczęły łasić się do jej nóg i popiskiwać zmartwione, więc dziewczyna starała się pocieszyć głaskaniem. Delikatne pukanie zwróciło jej uwagę. W progu stanął Janas.

– Czas ruszać – powiedział. Tacitia skinęła głową i westchnęła głośno. Poduszki nie chciały zeskoczyć z jej kolan, co sprawiło, że się trochę rozczuliła. Sypialnię opuszczała słysząc ich cichutkie popiskiwanie i łzy zakręciły się w jej oczach.

– Kto by pomyślał, że poduszki tak cię polubią – zadrwił Odon.

– Większość rzeczy mnie lubi. Jak do tej pory wyjątkiem okazały się globusy, liny okrętowe i krawaty.

– Globusy? – zdziwił się.

– Skaczą mi na głowę. Miałam od nich mnóstwo guzów.

– A krawaty?

– Plączą mi nogi. Ale tylko jak ich właściciele tego nie widzą.

– Linę okrętową w akcji widziałem – zaśmiał się. – Ale koniec końców jakoś się z nimi dogadałaś.

– Obiecałam im, że jak nadarzy się kolejna okazja, to będą mogły mnie bezkarnie wywrócić.

Odon zaśmiał się szczerze. Tacitia zauważyła, że jej osoba często go bawiła. Żartował z niej i wydawał się zrelaksowany w jej obecności. Janas jak zawsze bacznie obserwował otoczenie, nie wdawał się w zbędne rozmowy, nie komentował jej zachowania ani z niej nie drwił. Nie mogła jednak powiedzieć, że ją ignorował, bo za każdym razem, gdy się na niego natknęła uważnie się jej przyglądał.

Tacitia. Królowa Źródła.Where stories live. Discover now