Rozdział 4

39 4 0
                                    

–Nareszcie! – powiedział pan Tenebris i Tacitia pomyślała, że to niezbyt uprzejme ucieszyć się bardziej na widok Złodzieja Tajemnic niż z faktu, że ktoś uratował mu dziś życie.

– Nie jestem pewien, bracie, czy to jest dobra taktyka… – zaczął książę, ale Medard posłał mu druzgocące spojrzenie, więc umilkł. Pan Tenebris postawił krzesło naprzeciw dziewczyny spokojnie siedzącej na fotelu i obserwującej wszystko bez cienia lęku.

– Proszę zaczynać – wskazał zakapturzonej postaci krzesło. Złodziej Tajemnic zasiadł na wskazanym miejscu, odrzucił kaptur i spojrzał prosto w oczy Tacitii. Siedział przed nią mężczyzna w średnim wieku, całkowicie łysy i prawie cały pokryty magicznymi tatuażami z czarami ograniczającymi. Dziewczyna rozpoznała kilka symboli. W pokoju zapadła cisza. Tacitia czekała na uczucie mrowienia, jakie pamiętała z historii z Christianem Hawthornem, ale tym razem nic takiego się nie stało. Poczuła jedynie lekkie drapanie w nosie.

Złodziej Tajemnic podniósł nagle głowę i spojrzał na Medarda z niedowierzaniem.

– Nie potrafię jej złamać – oznajmił ze złością. Wlepił wściekłe spojrzenie w dziewczynę, jakby próbował ponownie. – Jakby jej tam w ogóle nie było.

– Co to znaczy? – zapytał Medard.

– Nie mam pojęcia, pierwszy raz nie mogę kogoś złamać.

– Może potraktujemy mnie jak przedmiot? – zamyśliła się Tacitia na głos. Nieświadoma wlepionych w nią zaskoczonych spojrzeń, rozplątała włosy, wyciągnęła z nich wstążkę i przygryzając dolną wargę ułożyła ją na kolanach. – Załóżmy, że byłabym jak przedmiot, jak ta niezwykle dzielna spinka do mankietów. A pan… – spojrzała na Złodzieja Tajemnic. – Pan byłby mną. Ja bardzo chciałabym coś panu opowiedzieć i pan po prostu otworzyłby się na to, co chciałabym panu przekazać. Może wtedy to zadziała?

– Nie zrozumiałem ani słowa z tego bełkotu – odpowiedział Złodziej Tajemnic. Tacitia zmarszczyła brwi i zaplotła włosy w warkocz, związując go na końcu wstążką. A raczej wpuszczając wstążkę we włosy niczym małego węża, który zaplótł je w warkocz i związał się na ich końcu.

– Mam na myśli kolejną próbę… jak pan to nazwał… złamania mnie – oznajmiła Tacitia odzyskując odrobinę pewności siebie. Jakby zapomniała, że to ona jest więźniem. – Ale tym razem zamiast próby zdobycia mojego umysłu, otworzy się pan na to, co chciałabym panu przekazać. Czy teraz jest to dla pana jasne?

Złodziej spojrzał na Medarda, który tylko wzruszył ramionami.

– Fascynujące… – powtórzył książę. – Ilu zalotników odprawiłaś?

– Ancilu! – warknął Medard.

– Spokojnie bracie, przecież się nie oświadczam – zaśmiał się książę. Ale z chytrym uśmieszkiem dodał: – Jeszcze.

Tacitia zdawała się nie zwracać uwagi na nikogo poza Złodziejem Tajemnic. Ten rozważał chwilę jej słowa po czym skinął głową. Dziewczyna klasnęła w dłonie po czym potarła je, jakby rozgrzewała je przed masażem.

– Świetnie, więc zaraz spróbuje pan otworzyć się na mnie, a ja wypchnę w pana stronę wspomnienie ze spinką od mankietów.

Tacitia zamknęła na chwilę oczy i skupiła się na przywołaniu jak najdokładniej tych kilku minut od momentu wtoczenia się w jej kryjówkę malutkiej spinki od mankietów. Potem otworzyła oczy i postarała się wyrzucić całe to wspomnienie w swoim spojrzeniu. Złodziej jakby przez chwilę widział ją inaczej, ale później pokręcił głową z rezygnacją. Zwrócił się w stronę Tenebrisa i wzruszył ramionami.

Tacitia. Królowa Źródła.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz