2.15 ŚWIĘTA

445 15 11
                                    

Dzisiaj jeden z ulubionych dni w roku. Boże Narodzenie. Każdy z naszej rodziny uwielbiał to święto gdyż spędzaliśmy je w rodzinnym gronie.

Cieszyłam się, że jestem jeszcze na chorobowym i mam wolne od pracy jeszcze dwa miesiące, bo mogę przynajmniej odpocząć od mojej śmieciary. Nazywam tak karetkę, którą jeżdżę na wezwania, bo już mam jej dość, ale muszę coś robić w życiu. Nie potrafię tak bezczynnie siedzieć w domu. Nie potrafię być bezrobotna.

Była już 15 i razem z Adrienem i dziećmi szykowaliśmy wszystko do rodzinnego spotkania. W tym czasie gosposia przyrządzała posiłki na kolacje.

Ja Właśnie skończyłam układać pod choinką sztuczne prezenty i poszłam się przebrać. Ubrałam na siebie krótką śliczną białą dopasowaną sukienkę z długimi rozszerzanymi rękawami. Córkę ubrałam w również białą sukienkę, ale jak na jej życzenie była ona szeroka z dużą ilością tiulu. Natomiast wszyscy chłopcy byli ubrani w takie same garnitury w kolorze czerni. Bliźniaki mieli dodatkowo muszkę a Vince Elijah i Adrien krawaty. Ślicznie wyglądali.

Zrobiłam Sophie delikatne loki takie same jak sobie, po czym pomalowałam nas obie. Nie chciałam przesadzić z makijażem, więc nałożyłam sobie tylko odrobinę podkładu, błyszczyka, tuszu do rzęs i zrobiłam kreski. Córce dałam jedynie błyszczyk.

O 17 mieli pojawić się goście i tak się stało. Równo o siedemnastej w drzwiach zawitała cała rodzinka. Wszyscy się przywitaliśmy i zasiedliśmy do przygotowanego wcześniej wielkiego stołu. Zaczęliśmy sobie rozmawiać a dzieciom kazaliśmy szukać pierwszej gwiazdki na niebie, aby móc rozpocząć kolację wigilijną, której tak bardzo dzieci nie mogły się doczekać.

Mówiąc dzieci mam też na myśli naszą kochaną świętą trójcę.

- Jest! – Krzyknął Michael. – Jest pierwsza gwiazdka! – Powiedział wchodząc do jadalni.

Każdy po kilku minutach zaczął jeść to, co miał na talerzu a ja z Adrienem w między czasie karmiłam małych bliźniaków, którzy siedzieli na naszych kolanach.

Kolacja minęła w super atmosferze. Śmialiśmy się z żartów świętej trójcy, rozmawialiśmy na wiele tematów, których nie brakowało.

Wszyscy przenieśliśmy się do wielkiego salonu zajmując wszystkie możliwe miejsca. Dzieci w tym czasie bawiły się na dywanie.

Po kilku minutach odezwał się mój najstarszy brat.

- Wiem, że nie dajemy sobie prezentów na żadne święta, ale razem wszyscy zadecydowaliśmy, że Hailie tyle przeszłaś w swoim życiu i proszę to od nas wszystkich. – Mówił Vincent podając mi jakiś wielki album. – To album ze zdjęciami od twoich narodzin aż do dnia dzisiejszego.

- Skąd macie moje zdjęcia jak byłam mała?

- Nadal jesteś mała to po pierwsze. – Powiedział Tony.

- A po drugie znaleźliśmy twój pendrive ze zdjęciami i skorzystaliśmy z tego. – Dokończył Shane.

- O jejku dziękuję wam. Kochani jesteście.

- No już tylko się nie rozklejaj nam.

- Dylan.. Odpuść jej. Przynajmniej widzimy, że się cieszy. Prawda Hailie?

- Prawda prawda. Jeszcze raz bardzo wam dziękuję.

- A zobaczysz, chociaż te zdjęcia?

- Teraz?

- No a czemu nie?

- No okej. – Powiedziałam i otworzyłam album.

__________

470 słów

Krótki rozdział ale zaraz wleci 5 części ze zdjęciami z albumu.

❤️

Opowieści Hailie Monet//FAKE//ZAKOŃCZONE Where stories live. Discover now