Prolog.

3.5K 78 5
                                    

Bujam się na huśtawce machając wesoło moimi pięcioletnimi nóżkami i śmiejąc się przy tym radośnie.

- Jeszcze wyżej! – Krzyczę, a chłopczyk spełnia moją prośbę, przez co myślę, że zaraz odfrunę do samego nieba, ale wcale się nie boję.

- Nie boisz się? – Martwi się chłopczyk.

- Jest super!

Przechodzi obok mnie i staje naprzeciwko wyciągając ręce.

- Skacz! Złapię cię! – Krzyczy.

A ja wiem, że mogę mu ufać.

Jeszcze trzy razy bujam się w przód i w tył, żeby lekko zmniejszyć wysokość, po chwili skaczę i wpadam na chłopczyka tak, że leży pode mną.

Oboje śmiejemy się do rozpuku.

- Mówiłem, że cię złapię! – Mówi dumnie.

- Przy tobie niczego się nie boję! – Krzyczę zachwycona.

Oboje kładziemy się na trawie i patrzymy w niebo.

- Cassie! Chris! – Słyszymy wołanie cioci Lauren. – Chodźcie na lemoniadę!

Zrywam się na równe nogi i krzyczę, zaczynając biec:

- Będę pierwsza! – Nie przestaję się uśmiechać.

***

Pięć lat później.

Wysiadam z taksówki razem z mamą, a nasz kierowca idzie do bagażnika, żeby wyciągnąć naszą walizkę. Nie zwracam na to jednak uwagi, bo prędko biegnę do Chrisa, który jak co roku czeka na mnie siedząc na schodach.

Wstaje i rzucamy się sobie w ramiona.

- Nie mogłam się doczekać! – Krzyczę.

- Ja też! Wymyśliłem nam pełno fajnych zabaw!

Biegniemy razem w stronę ogrodu, ale muszę przystanąć, bo słyszę naganny krzyk mojej matki:

- Cassandro Chloe Wilson. – Już wiem, że coś przeskrobałam. – Wiesz, że w tym domu nie mieszka tylko Chris? Przywitaj się z ciocią i wujkiem.

Jest mi głupio, bo mama rzeczywiście ma rację, więc cofam się do pięknej brunetki i przystojnego szatyna, którzy stoją roześmiani przed wejściem.

- Przepraszam! – Robię smutną minkę chcąc jakoś załagodzić sytuację. – Za wami też tęskniłam!

- Na pewno nie tak jak za Chrisem, ale dobrze, że chociaż troszeczkę. – Śmieje się wujek Christian czochrając moje blond włosy.

- Skoro już są tacy w sobie zakochani, to co dopiero będzie później!

***

Dwa lata później.

Jadę na rowerze i ze wszystkich sił próbuję dogonić Chrisa, który w tym roku przestał dawać mi wygrywać. Zawsze udawałam, że tego nie widzę jak robi wszystko, żebym to ja zwyciężyła.

Od zawsze się tak o mnie troszczy.

Robię zawziętą minę i powtarzam w głowie:

Dawaj Cass! Dasz radę!

Akurat zjeżdżamy z górki ulicą pomiędzy domami w sąsiedztwie, więc wykorzystuję to i z całych sił staram się pedałować.

Mój rower jednak za szybko się rozpędza i po chwili mijam zdziwionego chłopca i jadę dalej.

- Co ty robisz?! Jedziesz za szybko! – Krzyczy i zrywa się, żeby mnie dogonić.

Naciskam hamulec, ale robię to zbyt gwałtownie i się przewracam.

Po krótkim szoku dochodzi do mnie co się tak właściwie stało. Zaczynam płakać. Bardzo boli mnie kolano, z którego leci krew.

Chris szybko do mnie podbiega. Jest wyraźnie zmartwiony.

Nic nie mówi, tylko mnie przytula.

W jego ramionach się uspokajam.

- Wracajmy do domu, mama to opatrzy. – Mówi. – Pomogę ci iść, trzymaj się mnie.

- A rowery? – Pytam głupio, jakby to był teraz największy problem.

- Nie martw się, zaraz po nie wrócę. Ty jesteś najważniejsza.

Trzy lata później.

Siedzę na tylnym siedzeniu w białym suvie mojej cioci, która przyjechała po nas na lotnisko. Obok mnie na foteliku dziecięcym siedzi trzyletnia Clementine. Śpiewamy piosenkę Stary Donald farmę miał i udajemy odgłosy zwierząt.

Śliczna dziewczynka, która kolor włosów odziedziczyła po cioci Lauren klaszcze radośnie w dłonie.

Po chwili podjeżdżamy pod ich dom parkując na podjeździe i widzę Chrisa, który czeka na mnie w jego stałym miejscu.

Otwieram drzwi i biegnę do niego, chcąc rzucić mu się na szyję jak to mamy w zwyczaju, ale kiedy on się podnosi widzę, że coś się zmieniło.

Chłopak ma już szesnaście lat i nie jest już moim małym Chrisem. Przez ten rok bardzo urósł i nabrał mięśni. Nie chcę jednak dać po sobie znać, co dzieje się w mojej głowie, więc zwalniam trochę, ale bez skrępowania podążam w jego kierunku.

Jednak i on odczuwa zmianę, która między nami zaszła, co poznaję po delikatnym i lekko drętwym uścisku, podczas którego czuję zakłopotanie.

Po całym dniu kąpieli w basenie jesteśmy wykończeni i oboje siadamy na kanapie i oglądamy horror.

Rodzice w tym czasie siedzą w jadalni, gdzie kończą jeść kolację i rozmawiają.

Akurat jest straszna scena, a ja boję się horrorów, co chłopak doskonale pamięta, bo jak na zawołanie przybliża się do mnie.

Kiedy siada obok mnie przypadkiem kładzie swoją dłoń na mojej, co wprawia mnie w zakłopotanie. On musi mieć podobne odczucia, bo machinalnie cofa rękę.

Bierze się jednak szybko w garść nakładając na twarz maskę obojętności i obejmuje mnie lewą ręką.

Jestem mu wdzięczna, bo już się nie boję. Ale dzieje się tak, bo w ogóle nie myślę już o filmie.

What is TRUTH.Where stories live. Discover now