Rozdział 28. Obietnice są po to, żeby je spełniać.

1.4K 68 17
                                    

Następnego ranka budzę się jeszcze zanim zadzwoni budzik. Nie dość, że nie mogłam przez pół nocy zasnąć z ekscytacji, to jeszcze tak szybko wstałam. Mam w sobie tyle emocji, że nie czuję zmęczenia.

Chyba jestem nienormalna?

Idę do łazienki, gdzie biorę szybki prysznic. Zaplatam po bokach głowy dwa dobierane warkocze, a tył zostawiam rozpuszczony.

Ubieram biały dwuczęściowy strój kąpielowy, który ukrywam pod zwiewną błękitną sukienką.

Bo przecież oficjalnie idę do szkoły.

Wykonuję bardzo delikatny makijaż, składający się głównie z rozświetlacza i wodoodpornego tuszu i wychodzę z domu.

Już za piętnaście dziewiąta jestem w umówionym miejscu, czym sama siebie zadziwiam, bo ja przeważnie się spóźniam.

To coś oznacza?

Parkuję i wysiadam z samochodu. Nigdzie nie widzę Crossa, więc postanawiam się przejść w samotności po plaży. O tej godzinie jest tu zaledwie kilka osób i dzięki temu panuje przyjemny spokój.

Coś dziwnego dzieje się z moim ciałem. Nie dość, że czuję motylki w brzuchu, to jeszcze lekko drżą mi dłonie. Nie potrafię nad tym zapanować.

Po kilkunastu minutach przechadzki i przyglądaniu się falom morskim słyszę odgłos wjeżdżającego auta. Odwracam się i widzę jak Cross wysiada ze swojego Dodge'a.

Ma na sobie białą, lnianą koszulę i czarne jeansowe spodnie.

Strasznie robi mi się gorąco. Chyba nagle się ociepliło.

Jego twarz nie wyraża niczego, co mnie absolutnie nie dziwi, bo jestem już przyzwyczajona. Ja natomiast nie zamierzam ukrywać emocji i miło się do niego uśmiecham.

Podchodzi do mnie i wita się ze mną całusem w policzek.

Wow.

- To jakie na dziś nam przygotowałeś atrakcje? – Pytam go rozbawiona, umiejętnie ukrywając to jak na mnie działa.

- Może najpierw coś zjemy? Później pewnie nie będzie kiedy. – Daje mi propozycję, którą akceptuję, chociaż nie jestem w ogóle głodna.

Pół godziny później wchodzimy do klimatycznego plażowego baru, w którym do godziny dwunastej serwują śniadania. Siadamy przy niewielkim białym stoliku na zewnątrz z widokiem na ocean. Brunet zamawia tosta francuskiego z jajecznicą, a ja bajgla z indykiem.

- To co dalej będziemy robić? – Drążę temat, bo nie mogę się doczekać, żeby się dowiedzieć.

- Pływałaś kiedyś na skuterze wodnym? – Pyta, przez co aż unoszę brwi w zdumieniu. Chyba wszystkiego się spodziewałam, tylko nie tego.

- Nie. – Odpowiadam zgodnie z prawdą, machając przecząco głową. Na co dzień unikam takich rozrywek, bo jestem raczej typem panikary.

- Więc dzisiaj będziesz miała okazję. – Częstuje mnie łobuzerskim uśmiechem, wkładając pierwsze porcje posiłku do ust, który w międzyczasie zdążyli nam podać.

- No nie wiem... - Nie jestem przekonana. – A to bezpieczne?

- Nie. Na pewno oboje zginiemy. – Odpowiada z pełną powagą.

- Bardzo zabawne. – Wywracam ostentacyjnie oczami i jestem lekko przerażona, ale z drugiej strony, nie wiem czy jeszcze kiedyś będę miała okazję spróbować.

Kończymy posiłek rozmawiając o absolutnych pierdołach. Sama się dziwię, że on jest taki wyluzowany i inny niż zawsze. To dopiero mnie uświadamia, że tak naprawdę wcale go nie znałam.

What is TRUTH.Where stories live. Discover now