Rozdział 18. Razem możemy wszystko.

1.4K 61 15
                                    

Wysiadamy pod hotelem w Chicago, do którego prosto z lotniska zawiozła nas taksówka. Przez całą drogę nikt z nas się do siebie nie odzywał. Chris wmówił sobie, że wszystko to ukartowałam.

A prawda jest taka, że nie miałam pojęcia o Crossie.

Nie wiem co mam o tym sądzić. Z jednej strony się cieszę, bo i tak wie o wszystkim i przyda nam się wsparcie, a z drugiej... co go to do cholery obchodzi? Dlaczego ja go obchodzę?

Nic z tego nie rozumiem.

Każdy bierze swoją walizkę i przechodzimy przez główne wejście.

Wnętrze hotelu robi wrażenie. Podłoga składa się z marmurowych płytek w kolorach czarnym, białym i niebieskim. Na ścianach znajdują się granatowe fototapety z efektem sprania oraz drewniane dodatki. A recepcja jest wykonana z naturalnego dębu.

Podchodzę do niej pierwsza, bo to ja robiłam rezerwację.

- Rezerwacja na nazwisko Wilson. – Mówię.

- Pokój dla dwóch osób?

- Tak, zgadza się.

Ładna brunetka patrzy zdziwiona na naszą trójkę.

- Ten pan, ma swój oddzielny pokój. – Wyjaśniam, mając na myśli Crossa.

Słyszę za swoimi plecami pełen satysfakcji śmiech Chrisa i nagle wpadam na głupi pomysł.

- Właściwie to... jeżeli macie wolne pokoje, to chcielibyśmy trzy osobne.

- Co?! – Piszczy Chris, a teraz to Cross się śmieje.

Jak dzieci.

- Tak się składa, że mamy wolne pokoje. – Mówi uśmiechając się łagodnie. - Poproszę od państwa dokumenty.

***

Piętnaście minut później jedziemy windą na piąte piętro, na którym wszyscy zostaliśmy ulokowani.

Wysiadamy i każdy kieruje się pod swój numer. Idę przodem i nawet na nich nie patrzę. Wyczuwam jak atakują siebie wzrokiem i nie chcę się wtrącać.

Podchodzę do swoich drzwi i otwieram je kartą.

Bardzo podoba mi się mój pokój. Na środku znajduje się wielkie łóżko i cieszę się, że będę na nim spać sama. 

Kładę walizkę pod ścianą i rzucam się na nie. Jestem zmęczona, bo sam lot był męczący, a dodatkowo napięte stosunki pomiędzy nami znużyły mnie jeszcze bardziej. Poza tym w Chicago jest różnica dwóch godzin w porównaniu z Los Angeles i jest już późny wieczór.

Nie mam nawet siły się podnieść, żeby się umyć lub przebrać i zaczynam powoli przysypiać, kiedy słyszę pukanie do moich drzwi.

Wzdycham ciężko, bo jestem przekonana, że to któryś z tych idiotów.

I wcale się nie mylę.

Otwieram widząc opierającego się o futrynę Crossa.

- Cześć, Dziecinko.

- Spadaj. – Rzucam krótko i próbuję zamknąć mu drzwi przed nosem, ale blokuje je swoim butem.

- Czego chcesz? - Jestem opryskliwa i zachowuję się nieuprzejmie, bo przecież on chce mi pomóc.

- Może grzeczniej? Chciałem się dowiedzieć jaki mamy plan.

Wzdycham, bo ma racje. Powinnam mu wszystko wytłumaczyć, a nie zachowywać się jak wredna suka.

What is TRUTH.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz