Rozdział 36. To jaka ona jest?

439 29 11
                                    

Rok później.

Przybliżam twarz do lustra głęboko wpatrując się w odbicie swoich oczu i szukając w nich cienia odwagi.

Ja pierdolę. Nie dam rady.

Powoli się odsuwam i zerkam w dół na czerwoną sukienkę, którą wygładzam nerwowym ruchem.

- Cassie! – Do moich uszu dociera krzyk mamy, która zapewne czeka już pod drzwiami, gdyż jak zwykle jesteśmy spóźnione.

Nie ma co dłużej tego odkładać.

Wychodzę ze swojego pokoju na korytarz i kieruję się wprost do wyjścia, gdzie - jak się spodziewałam stoi Anne wystrojona w złotą spódnicę i białą, jedwabną koszulę, a na jej twarzy maluje się wyraźne zniecierpliwienie.

- Co tak długo? – Pyta.

Nie odpowiadam. Zamiast tego rozglądam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu mojej niewielkich rozmiarów białej torebki.

- Tam leży. – Wskazuje palcem blondynka, a ja w zdziwieniu unoszę brwi. Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać fakt, że zna mnie na tyle, że rozumie mnie bez słów. – Wszystko w porządku? – Wygląda na zatroskaną.

- A dlaczego coś miałoby być nie w porządku? – Próbuję ją oszukać, chociaż wiadomo, że nie mam żadnych szans.

- Daj spokój. To przecież to tylko Chris. – Mówi jak gdyby nigdy nic i kładzie prawą dłoń na klamkę drzwi frontowych.

Tylko Chris... I aż Chris. Nie widziałam go od ponad roku, od kiedy wyjechał na studia na drugi koniec kraju. Przez cały ten czas rozmawialiśmy zaledwie kilka razy i była to raczej grzecznościowa wymiana zdań.

Sama nie potrafię wytłumaczyć skąd moje zdenerwowanie, chociaż biorąc pod uwagę nasze ostatnie spotkanie, które nie należało do tych najmilszych dziwię się mamie, że jest taka spokojna.

Nagle w myślach odtwarzam po raz milionowy dzień, w którym zmieniło się całe moje życie.

~~~

Obudziłam się i ogarnęło mnie zdziwienie z powodu panującej w domu totalnej ciszy. Zazwyczaj to ja wstaję jako ostatnia z domowników. Wzięłam do ręki telefon, aby sprawdzić godzinę i kiedy zauważyłam, że już dochodzi dwunasta zdumienie zastąpił niepokój.

Mając na sobie piżamę w granatowe paski, składającą się z koszulki z krótkim rękawem i szortów wyszłam do kuchni, gdzie nie zauważyłam żywej duszy. Tak samo jak w salonie i na tarasie.

- Mamo?! – Zawołałam, a z jej sypialni dobiegł cichy pomruk. Podążyłam więc w kierunku tego pomieszczenia, popychając drzwi, które pozostawały lekko uchylone i aż skrzywiłam się, kiedy do moich nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach alkoholu.

- Tu jesteście pijaki. – Skwitowałam, krzyżując ręce na piersi i tupiąc teatralnie nogą. W duchu byłam zachwycona perspektywą tego, że choć raz role się odwróciły.

- Wodyyyy. – Wychrypiała Anne zaciągając sobie kołdrę na twarz, a ja zachichotałam.

- A może jeszcze trochę winka? – Droczyłam się z nią.

Matthew, który dotychczas leżał odwrócony do mnie plecami wolnym ruchem odwrócił głowę obrzucając mnie pogardliwym spojrzeniem.

Początkowo chciałam się skrzywić i wyrazić swoją niechęć na widok jego przekrwionych oczu i sińców pod oczami, zamiast tego głośno parsknęłam i wyszłam z pomieszczenia. Postanowiłam dać im czas na ogarnięcie się, więc skierowałam się do swojego pokoju po przewiewny błękitny szlafrok, a następnie do kuchni w celu przygotowania dla wszystkich śniadania w postaci jajecznicy.

What is TRUTH.Where stories live. Discover now