~ROSE, DOBRA ROBOTA~

319 16 30
                                    


POV. ROSE
Wieczór mijał mi oraz rodzinie Sully, bardzo spokojnie.
W zasadzie siedziałam w swoim pokoju, razem z Kiri i Lo'akiem, rozmawiając o wszystkim i wspólnie się ze wszystkiego śmiejąc.
Jednak taki spokój, nie mógł trwać zbyt długo.
Już nie mówiąc o wieczności.

-Rose?- zapytał Lo'ak.
-Tak?- odpowiedziałam pytająco z uśmiechem.
-Co ty na to, żeby przelecieć się na Ikranach?- zapytał nieśmiało chłopiec.
-Dobry pomysł.- odpowiedziałam posyłając mu delikatny uśmiech.
Pożegnaliśmy się z Kiri i ruszyliśmy w kierunku wyjścia z namiotu.
Jednak nie mogło to oczywiście, umknąć uwadze pewnej osoby.

-Gdzie się wybieracie tak późno? Pamiętajcie, że wychodzenie z bazy o tej porze, jest niebezpieczne.- wtrącił zirytowany Neteyam.
-Mógłbyś choć raz, zająć się swoim własnym ogonem?- zapytałam chamsko.
-Przykro mi Rose, ale odpowiadam za to, aby nikt nie łamał pewnych zasad.- odpowiedział równie chamsko chłopak.
-Odczep się jasne? Sami za siebie odpowiadamy.- wycedziłam przez zęby.
-Słuchaj, twój chłopak jest za głupi. Zawsze pakuje się w kłopoty, a potem ja za to odpowiadam. Zastanówcie się czasem.- powiedział poddenerwowany, klepiąc się  swoim palcem w czoło.
-Chłopak? Błagam, Lo'ak to mój przyjaciel. Z resztą nikt ci nie każe, brać winy na siebie.- odpowiedziałam w miarę możliwości spokojnie.
Chłopakowi zaszkliły się oczy.
Cholera.
Trafiłam w czuły punkt?
Nie chciałam, żeby tak wyszło.

-Nie wiesz, jaki jest mój ojciec.- powiedział łamiącym się głosem, a jego uszy opadły.
Po chwili chłopak, zniknął mi z pola widzenia.

Do moich oczu, momentalnie napłynęły łzy.
Nie lubiłam krzywdzić ludzi.
Fakt, z Neteyamem od kiedy pamiętam nie mam po drodze, ale nie zmienia to faktu, że go zraniłam.
Było mi z tym po prostu okropnie.
Stałam jak wryta, a mój przyjaciel machał mi rękami przed twarzą.
Z ruchu jego ust, byłam w stanie wyczytać, że mówi coś bardzo głośno.
Jednak ja, byłam w jakimś transie.
Nie słyszałam go, a mój obraz był rozmazany.
W końcu po chwili się otrząsnęłam.

-Hej, hej! Rose! Pandora do Rose!- krzyczał i nadal machał rękoma przed moją twarzą.
-Już, już. Wybacz.- powiedziałam cicho.
-Nie przejmuj się. To Neteyam. On zawsze jakoś sobie ze wszystkim radzi.- powiedział obojętnie Lo'ak.
-Przestań. On też jest tylko Na'vi, jak każdy z nas. A ja? Nie chciałam, żeby tak wyszło.- powiedziałam pretensjonalnie, ale też smutno.
Moje uszy opadły, a ogon nerwowo latał.
Czułam się okropnie, jednak wiedziałam, że muszę oczyścić głowę, a potem porozmawiać z Neteyamem.

-Zrelaksujemy się?- wyrwał mnie z moich myśli chłopak stojący obok.
-Tak..tak chodźmy polatać.- powiedziałam już całkowicie się otrząsając.
Chłopak chwycił moją dłoń i zaczął biec.
Już po chwili, znajdowaliśmy się przy wylocie z naszego obozu górskiego.
Przywołałam swojego pięknego Ikrana.
Wcześniej już podłapałam, jak to się robi.
Po chwili ogromny ptak, wylądował przedemną.

-Siltsan, Angat, siltsan.- powiedziałam głaskając moją Zmorę.
-Angat?- zapytał Lo'ak.
-Tak ją nazwałam. Jest okej?- zapytałam z lekkim uśmiechem.
-Tak, jest okej.- również się uśmiechnął.
Moja ptaszyna domagała się atencji, ponieważ cały czas, szturchała mnie swoim pyskiem.

-Tamtam, Angat.- powiedziałam w jej stronę, a kiedy już się uspokoiła, wsiadłam na jej grzbiet.
-To co? Lecimy?- zapytał uśmiechnięty chłopak, siedząc już na swojej Zmorze.
-Kivä ko!- krzyknęłam i wzbiłam się w powietrze.
-Oehu!- krzyknął chłopak, na co się zaśmiałam i jeszcze bardziej przyspieszyłam.

Lataliśmy nad górami, później nad Drzewem Dusz, aż nagle zauważyłam starą stację.
Nie byłabym sobą, gdybym tam nie poleciała.
Krzyknęłam do chłopaka na znak, że tam zmierzamy, a on odrazu odkrzyknął i poleciał za mną.

Klucz do serca ~ NeteyamxRoseWhere stories live. Discover now