~POWROTU DO DOMU~

156 12 39
                                    


POV. NETEYAM
Spałem sobie spokojnie, aż do momentu, kiedy ktoś postanowił mnie obudzić.
Okazała się to być Rose.

-Tey, no wstawaj cholera.- krzyczała dziewczyna, próbując jakoś mnie dobudzić.
-Rosie, śpie.- mruknąłem pół przytomny.
-Neteyam cholera, Ludzie z Nieba nas atakują!- krzyczała przejęta.
Serce mi stanęło.
Jak to Ludzie z Nieba.

-Rose co..co ty mówisz?- zapytałem zdziwiony odrazu się przebudzając.
-Neteyam, spójrz.- pokazała na statek płynący w naszą stronę.
-Cholera..zostań tu, ja idę im pomóc.- oznajmiłem niespokojny i spanikowany.
-Nie ma mowy! Będę walczyć za Pandorę. Płynę!- krzyknęła chwytając za swój łuk.
-Rose..-pokiwałem głową na boki.
-Nie ma czasu! Chodź!- krzyknęła i wybiegła.
Nosz kurwa.
Czym prędzej zawołałem swoje Ilu.
Już po chwili było obok mnie.
Czym prędzej na nie wsiadłem i zanurzyłem się pod wodę.
Wziąłem jakiegoś glocka, sporo naboji, snajperkę i łuk ze strzałami.
Jestem gotowy.
W pewnym momencie, cały lud się zatrzymał.
Ja podpłynąłem bliżej i przez snajperkę zacząłem sprawdzać, co się dzieje na tym statku.
Lo'ak, Tsireya i Tuk, byli przypięci do realingu.
Kurwa.
Mamy o tyle dobrze, że nie ma tam Quaritcha.
To wiele nam daje.
Jednak teraz na czele, stoi Lyle.
Widziałem, że chłop trzyma pistolet przy głowie mojego brata.
Ja ustawiłem się idealnie i strzeliłem mu prosto w łeb.
Reszta Metkayinów, zaatakowała od boku i od tyłu, jako iż okrążyli cały statek.
Później ja wraz z ojcem na czele, również zaczęliśmy płynąć.
Moja mama ściągnęła jeden statek z powietrza.
Ja z tatą wybijałem ludzi z pistoletów.
Po chwili, przerzuciłem się jednak na łuk.
Zacząłem strzelać i trafiać każdego po kolei.
W końcu dotarliśmy na statek, gdzie moja kobieta rozprawiała się z każdym, kogo napotkała na drodze.
Ja w tym czasie pobiegłem po rodzeństwo i przyjaciółkę.

-Hej braciszku, potrzebujecie pomocy?- uśmiechnąłem się, rozcinając taśmy na ich nadgarstkach.
-Brat, ruchy.- powiedział niespokojnie.
-Tis, zabierz stąd Tuk w bezpieczne miejsce.- powiedziałem szybko.
-Brat no tnij!- krzyknął zaniepokojony Lo'ak.
-Kto jest potężnym wojownikiem? Dawaj, powiedz to.- uśmiechnąłem się rozcinając taśmę.
-Brat!- przewrócił oczami i krzyknął.
-Chodź, spadamy.- powiedziałem chcąc już wskoczyć do wody.
-Tam jest Rose, musimy jej pomóc.- powiedział młodszy chwytając za jakąś broń.
-Rose jest już w trakcie ucieczki. Będzie okej, chodź!- krzyknąłem zestresowany.
Wtedy jeden z Avatarów, zaczął strzelać w naszą stronę.

-Brat! Skaczemy!- krzyknął Lo'ak i wskoczył do wody.
Ja wskoczyłem zaraz za nim.
Ale coś było nie tak.
Kurwa, dostałem.

-Jełopie! Dostałem..- powiedziałem chwytając się za brzuch.
-Cholera! Brat!- krzyknął spanikowany i wziął mnie na swoje Ilu.- Wytrzymaj, dasz radę.- powiedział cicho i ruszył.
Po chwili czułem, że leżę na jakieś skale.
Wtedy otworzyłem oczy i zobaczyłem twarze wszystkich, poza Tuk i Kiri.

-Tato..chcę wrócić do domu.- powiedziałem ciężko oddychając.
-Wrócimy synu, wszyscy wrócimy.- powiedział zaniepokojony.
-Neteyam..- szepnęła Rose.
-Nie...nie, nie, nie..Neteyam!- krzyczała moja matka.
Wtedy przypomniała mi się wizja mojej przyjaciółki.
Kurwa.

-Nie opuszczam was. Spokojnie.- szepnąłem do nich wysilając się na uśmiech.
-Jest Norm! Szybko, ładujemy go!- krzyknął mój ojciec i wszyscy mnie podnieśli.
Norm położył mnie w swoim helikopterze i wstępnie mnie opatrzył, a potem wrócił ze mną do wioski.

POV. ROSE
Nie da się opisać, jak bardzo bałam się o Neteyama.
Mam nadzieję, że wyjdzie z tego cało.
Ale teraz, muszę myśleć o reszcie.
Szczególnie o odbiciu Kiri i Tuk.

-Gdzie twoje siostry?- zapytał bez emocji Jake.
-Nie wiem..- szepnął Lo'ak, patrząc na krew brata, która znajdowała się na jego rękach.
-Lo'ak..- kucnęłam przy nim, chwytając go za nadgarstki.- Potrzebujemy cię bardziej niż kiedykolwiek. Bądź silny. Gdzie są twoje siostry? Spokojnie, spróbuj sobie przypomnieć.- dodałam opanowanym tonem.
-Na statku..na statku przy tym basenie!- krzyknął z olśnieniem.
-Super! A teraz zostań tu z Tsireyą i spróbuj ją pocieszyć tak? Będzie dobrze, zaraz wrócimy.- pogłaskałam go po głowie i ruszyłam w kierunku swojego Ilu.
-Rose!- krzyknął chłopak, na co się odwróciłam.- Uważaj na siebie!- krzyknął nieco ciszej.
-Obiecuję!- krzyknęłam z lekkim uśmiechem i wskoczyłam na swoje Ilu.
Czym prędzej popłynęłam na statek.
Byłam już przy basenie, jednak zobaczyłam tam tylko Tuk.

-Rose!- krzyknęła zadowolona.
-Hej kochanie, gdzie jest Kiri?- rozcięłam taśmę na jej nadgarstkach i złapałam ją za ramiona.
-Tam..tam jest.- wskazała palcem.
Wtedy właśnie stamtąd wyszedł Fike, który trzymał nóż przy gardle Kiri.
Chwilę później, na statek wparował Jake.

-Poddaj się Fike! Quaritch, mógłby mi coś zrobić, ale ty? Jego podwładny wymoczek? Błagam cię.- zaśmiał się Sully zmierzając w jego stronę.
-Nie podchodź, bo poderżnę.- powiedział przez zęby Fike.
Wtedy ja wspięłam się na statek i z góry, wcelowałam swoją strzałą w faceta.
Puściłam strzałę, a ta przebiła go na wylot.

-Statek tonie! Uciekamy!- krzyknął Jake.
Wszyscy zaczęliśmy uciekać.
Udało się.
Wróciliśmy na skałę, gdzie czekał Lo'ak, Tsireya i Neytiri.
Zobaczyłam jednak czyjeś ciało oraz Tsireyę, która nad nim klęczy i płacze.
Odrazu weszłam na skałę i przytuliłam Neytiri.
Dołączyły się też Kiri i Tuk.

-Dziękuję ci Wszechmatko, dziękuję.- powiedziała przez łzy kobieta, przytulając nas.
-Dziękuję Wszechmatko.- szepnęłam pod nosem.
Odkleiłam się od Neytiri i podeszłam do Tsireyi, która klęczała nad ciałem...
Nyli.

-Oh Reya..tak mi przykro.- przytuliłam mocno dziewczynę.
Ona nic nie odpowiedziała, tylko cicho szlochała w moje ramie.
Lo'ak do nas podszedł, wziął Tsireyę i mocno ją przytulił.
Wyglądali przesłodko.
Jednak nie czas na myślenie o tym.
Teraz, najważniejsze jest to, aby tylko Neteyam przeżył.
Wszyscy wróciliśmy do osady.
Tsireya płynęła z ciałem swojej siostry.
Kiedy jej rodzice ją zobaczyli, byli równie załamani.
Jednak w tym momencie, nie to było dla mnie istotne.
Może to samolubne, ale Neteyam jest wszystkim co mam i to on, jest teraz dla mnie najważniejszy.
Pobiegłam do naszego Marui, gdzie leżał mój ukochany, a obok niego siedział Norm.

-Norm, co z nim?- zapytałam klękając przy chłopaku.
-Jest stabilny, ale akutalnie jest pod narkozą.- oznajmił z lekkim uśmiechem.
-Oh, dziękuję ci Wszechmatko.- szepnęłam uraniając kilka łez szczęścia.
-Leć do łóżka i odpocznij. Zasłużyłaś.- pogłaskał mnie po głowie Norm.
-Dziękuję, że mu pomogłeś.- szepnęłam i przytuliłam faceta, po czym udałam się do łóżka.
Ten dzień był ciężki.
Tak wiele złego się stało.
Ale wygraliśmy.
Wygraliśmy i to jest najważniejsze.
Nagle usłyszałam szczęśliwą Neytiri, kiedy dowiedziała się, że Neteyam będzie żył.
Ta kobieta i tak przeżyła, zbyt wiele złego.
Po śmierci syna i to jeszcze pierworodnego, chyba nie dałaby rady.
Ale wszystko jest już dobrze.
Kiedy tylko Neteyam będzie w dobrym stanie, wracamy do domu.
Na tą myśl, kilka łez spłynęło po moich polikach.
Już nie mogę się doczekać...

POWROTU DO DOMU.

————————————————————————Hejka kochani!No to co?Zbliżamy się do końca tej książki:(Jeszcze 3 rozdziały, z czego jeden to będzie epilog i kończymy ,,Klucz do serca"

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

————————————————————————
Hejka kochani!
No to co?
Zbliżamy się do końca tej książki:(
Jeszcze 3 rozdziały, z czego jeden to będzie epilog i kończymy ,,Klucz do serca".
Ale to oczywiście nie koniec mojej przygody!
Już zaczęłam książkę ,,The Mighty Warrior" tak więc serdecznie zapraszam!
(Zdradzę wam tylko, że książka TMW, doczeka się swojej kontynuacji! Tak kochani, będzie druga część tej książki!!)

Kocham was!
Miłego dnia/nocy❤️
1055 słów

Klucz do serca ~ NeteyamxRoseWhere stories live. Discover now