~BĘDZIE JAZDA~

225 12 19
                                    


POV. NETEYAM
Pakowałem spokojnie swoje wszystkie, najpotrzebniejsze rzeczy.
Nie byłem w stanie uwierzyć w to, że tak po prostu uciekamy.
Bez walki.
To nie podobne do mojego ojca.
On nigdy, nie poddaje się bez walki.
Co się stało?
Gdzie podział się potężny Toruk Macto?
Moje przemyślenia, przerwała Rose.

-Tey, nie zadręczaj się. Ja też się boję, ale damy radę.- zapewniła dziewczyna, łapiąc mnie za dłonie.
-Po prostu się boję Rosie. Nie znamy innego życia. Jeszcze w wodzie? Nie poradzimy sobie.- powiedziałem wściekły, ale też smutny.
-Netty, zobaczysz będzie okej. Po prostu uwierz w siebie i w to, że dasz radę.- powiedziała przesuwając dłonią po moim poliku, a następnie wróciła do pakowania swoich rzeczy.
-Nie wierzę w to, że sobie poradzę.- powiedziałem zrezygnowany.
-Jestem z tobą. Oboje sobie poradzimy.- posłała mi delikatny uśmiech.
Podszedłem do dziewczyny i przytuliłem się do niej od tyłu.

-Kocham cię.- szepnąłem do jej ucha, muskając delikatnie ustami jej szyję.
-Też cię kocham brzydalu, ale czas się pakować.- powiedziała obracając się i całując mnie w nos.
-Brzydalu? Pakować?- zapytałem udając obrażonego.
-No żartuję z tym brzydalem przecież.- przewróciła oczami.- Akurat bycie najprzystojnieszym chłopcem na Pandorze ci wyszło.- dopowiedziała pstrykając mnie w nos.
-Dziękuję. Ty za to jesteś najpiękniejszą kobietą.- dodałem dumny ze swojej wypowiedzi.
-Nie Tey, nie jestem haha.- zaśmiała się nerwowo.
-Jak to nie? Spójrz tylko. Ja widzę piękną, mądrą, utalentowaną, w prost cudowną kobietę!- powiedziałem stając z dziewczyną przed lustrem.
-Dziękuję słodki, ale pakuj się już proszę.- powiedziała lekko zrezygnowana.
-No dobra, dobra.- przewróciłem oczami na co się zaśmialiśmy.

Kiedy byliśmy już spakowani uznałem, że dobrym pomysłem będzie przelecieć się ostatni raz po naszych lasach i pożegnać się ze wszystkimi.
Dziewczyna przystała na mój plan, więc ruszyliśmy przelecieć się na naszych Ikranach.

POV. ROSE
Staliśmy przy wylocie z bazy.
Jest to oficjalnie ostatni lot nad naszymi lasami.
Cholera, nie będzie mi łatwo, zostawić to wszystko.
Tak po prostu.
Nie chcę wylatywać, ale nie mamy wyboru.
Przestałam rozmyślać i zawołałam swoją Zmorę.
Już po chwili, była obok mnie.

-Siltsan, siltsan.- powiedziałam z uśmiechem, głaskając ją po pysku po czym zasiadłam na jej grzbiecie.
-Makto ko!- krzyknął mój chłopiec.
-Ay ay!- wykrzyczałam nasz okrzyk i wzbiłam się w powietrze.
Wylecieliśmy z gór.
Ostatni raz, bynajmniej na dłuższy czas, widzę te piękne lasy.
Kilka łez spłynęło po moich polikach na tą myśl.
Jednak wiedziałam, że nie możemy zostać.

SKIP TIME-> PO OBIEDZIE

-Dzieciaki, zbierajcie się. Zaraz ceremonia.- oznajmiła smutna Neytiri.
Nikt nie raczył odpowiedzieć.
Po prostu każdy zaczął się zbierać.

Po jakimś czasie wyszliśmy z naszego namiotu, udając się w kierunku Drzewa Dusz.
Cały klan, leciał na swoich Ikranach w tym kierunku.
Łącznie z nami.

Chwilę później, byliśmy już na miejscu.
Staliśmy na samym przodzie i patrzeliśmy, jak Jake Sully, legenda całej Pandory ,,umiera".
Zgodnie z tradycją, jeden przywódca musi umrzeć, aby drugi mógł się narodzić.
W tym przypadku, był to Tarsem.
Jest on dość młody, jednakże dorównuje on swoją mądrością starszym.
Widzieliśmy klęczącego Jake'a, a po chwili Tarsem, lekko przejechał sztyletem po jego klatce piersiowej, tym samym uśmiercając dawnego Olo'eyktana.
Toruk Macto zniknie, aby lud mógł być bezpieczny.
Popłakałam się jak dziecko.
Zaczęliśmy odchodzić, a za nami cała reszta Na'vi.
Widziałam mojego chłopca.
Był cały zapłakany.
Tak mi go szkoda.
Chociaż ja, sama nie wyglądałam lepiej.
Zasiedliśmy na naszych Ikranach i ruszyliśmy w kierunku naszej osady.

Klucz do serca ~ NeteyamxRoseWhere stories live. Discover now