3.

72 10 1
                                    

   Idąc przez korytarz powinienem poczuć coś w stylu zadowolenia. Uśmiechałem się szeroko po wyjściu z gabinetu dyrektora, jakbym został odznaczony odznaką. W rzeczywistości dostałem kolejne upomnienie i wyraz skrywanego rozczarowania moją osobą.

   Nie przejąłem się tym ani trochę. Nie miałem czasu na takie bzdety i z pełną mobilizacją starałem się znaleźć kogoś, kto mógłby zostać moim potencjalnym znajomym.

   Musiał to być jakiś lamus, najlepiej wyrzutek, gorszy ode mnie. Taki, który najchętniej schowałby głowę w piasek i nigdy więcej nie chciał się pokazać nikomu na oczy. Może ktoś z fobią społeczną? Albo jakiś przestraszony homoseksualista skrywający swoją prawdziwą tożsamość? Ale jeśli będzie się ukrywał to skąd będę o tym wiedział? Nie miałem pojęcia jak wykrywało się gejów.

   Dzwonek na lekcję rozbrzmiał w szkole, lecz ja nie miałem zamiaru pójść na matematykę. Z liczeniem nie miałem problemów, a poza tym żadne Pitagorasy i Tangensy nie przydawały mi się w życiu.

   Zamiast tego postanowiłem usiąść na ławce obok dziewczyny, która zawsze jadła tutaj posiłki. Świeżo upieczona trzecioklasistka, gdy tylko spostrzegła, że znalazłem się obok niej o kilka centymetrów w popłochu zabrała swoją torebkę, termos i coś w rodzaju koca uciekając w głąb korytarza.

   Nawet nie zdążyłem jeszcze niczego powiedzieć.

   Dziewczyna miała być moją pierwszą ofiarą, ale nic z tego nie wyszło.

   Kiedy miałem już udać się do szkolnego sklepiku i wciskać kit pani Bong, że przyszedłem wcześniej do szkoły zjeść w spokoju śniadanie, wtedy z szatni zaczęły wychodzić nowe twarze.

   Czytaj: pierwszoklasiści.

   Postanowiłem zostać na swoim miejscu i przyjrzeć się świeżakom. Jak można było się spodziewać już na wstępie stworzyły się grupy. Stereotypowe głupki, dalej para osiłków, tuż obok aniołki Charliego, wytapetowane dziewczynki i wreszcie!

   Wyrzutek!

   Stojący na uboczu chłopak z początku wydawał się być niski, ale to wszystko przez jego zgarbioną postawę. Opierał się o ścianę, a jedną ręką obejmował swój brzuch pogłębiając stawanie się niewidzialnym. Wzrok skierowany miał w podłogę, ale widziałem, że od czasu do czasu zerkał na swoich rówieśników, jakby się upewniał, że nikt do niego nie podchodził, a tym bardziej nie atakował.

   Nastolatek był szczupły, ciuchy wydawały się na nim wisieć albo po prostu odbierałem takie wrażenie przez te sportowe dresy. Daleko było mu do anoreksji, ale jeszcze bardziej do grubasa. Przeciętniak z podkręconymi włosami na grzywce, które sprawiały, że wyglądał jak chłopczyk z podstawówki.

   Ile się miało lat, gdy wstępowało się do liceum? Piętnaście? Szesnaście? Straciłem rachubę. U mnie było wszystko na opak.

   Dziecięca twarz, słodkie policzki, jednak jego wzrost mówił sam za siebie. Nie był już brzdącem a licealistą, który wcale nie był gotów na to, aby rozpocząć życie w tym zoo.

   Znalazłem swojego potencjalnego kandydata na znajomego, ale chciałem jeszcze się rozejrzeć zanim to akurat na niego padnie ten wyrok.

   Chciałem się skupić na łowach, ale wtedy paczka znajomych, prawdopodobnie znających się z gimnazjum chłopaków zaczęła się przepychać. Jeden z nich stracił równowagę i wpadł na nastolatka, który z pewnością wolałby uniknąć takich sytuacji.

   — Prze-przepraszam — szepnął wyrzutek, na co młody, pewniejszy nastolatek szybko zareagował.

   — Co? Nie słyszałem cię! Masz powtórzyć! — reszta grupki się zaśmiała, a za nimi cała reszta klasy.

niewypowiedziane | bxbWhere stories live. Discover now