17

28 4 4
                                    

Taehyung POV





   Mama, tata i rodzeństwo odwiedzali mnie każdego dnia, lecz dziś wyjątkowo mogłem zobaczyć tylko moją rodzicielkę. Mama przywitała mnie ciepłym uśmiechem i choć w głębi duszy cierpiała widząc swoje dziecko na szpitalnym łóżku mimo wszystko starała się przynieść mi promyk słońca, a nie łzy żałości. Choć jej koszmar się powtarzał. Znów ktoś z jej rodziny zachorował na raka to tym razem stała się zdecydowanie silniejsza. Nie dlatego, że się do tego przyzwyczaiła. Nie można przywyknąć do tego rodzaju sytuacji. Ona po prostu zrozumiała, że skoro przezwyciężyła jedną tragedię, to jest zdolna sprostać kolejnej.

   Miłość kobiety była niezrównana.

   — Masz gości — powiedziała w pewnej chwili, a ja uśmiechnąłem się, bo sądziłem, że zza drzwi wyjdą moje siostry oraz tata, ale zamiast nich zjawił się ktoś, kogo bym się nie spodziewał.

   — Dzień dobry, pani Kim — przywitali się najpierw z moją mamą.

   Jin stanął po chwili przy moim łóżku, a tuż za nim skrył się Jimin, który nawet nie był w stanie na mnie spojrzeć.

   Mój uśmiech nagle zniknął i przyjrzałem się mamie, która zostawiła nas samych.

   — Muszę już iść do pracy. Zadzwonię do ciebie wieczorem — powiedziała, jednocześnie układając pasek od torebki na ramieniu. — Do widzenia, chłopcy.

   — Do widzenia, pani Kim. I... jeszcze raz dziękujemy.

   Nie trudno było mi się domyślić w jakiej właśnie sytuacji się znalazłem. Mama skontaktowała się z moimi niegdyś najlpszymi przyjaciółmi. Cała nasza trójka była szanowana wśród grona nauczycielskiego ze względu na nasze rewelacyjne wyniki w nauce. Ścigaliśmy się o to, który z nas ukończy szkołę z najlepszą średnią, choć ta rywalizacja wywoływała więcej śmiechu niż śmiertelnej powagi. Byliśmy zgranym zespołem, każdy z nas uczęszczał na dodatkowe zajęcia i zajmował się czymś ponadprzeciętnym zamiast wychodzić do klubów i upijać się na imprezach.

   Wszystko się jednak skończyło, gdy... zacząłem drastycznie opuszczać się z każdego przedmiotu. Nie pasowałem już do tego wyidealizowanego obrazka porzucając naukę, swoje pasje i zainteresowania. Jin i Jimin dostali się na prestiżowy uniwersytet w stolicy i prowadzili takie życie jakie planowali. Pełne poukładanych spraw, wyższych celów i prostolinijnych marzeń.

   — Twoja mama do nas zadzwoniła już jakiś czas temu — zaczął Jin.

   — Zastanawialiśmy się czy powinniśmy tutaj przyjść — powiedział Jimin, który wciąż nie potrafił przywyknąć do charakterystycznego, szpitalnego zapachu.

   — I jak myślicie? To był dobry pomysł? — spytałem z odrobiną irytacji.

   Jin westchnął. Był z całej naszej trójki najbardziej poważny i stanowczy, dlatego nie dziwiło mnie to, że moja dziecinna odzywka zadziałała mu na nerwy.

   — Wiem, że możesz być na nas zły. W końcu przestaliśmy się z tobą kontaktować jak zawaliłeś rok szkolny, ale musisz wziąć pod uwagę obecną sytuację.

   — Jest nam strasznie głupio.

   — Naprawdę? — westchnąłem. — Ciekawe czy byście do mnie przyszli, gdybym nie był śmiertelnie chory.

niewypowiedziane | bxbWhere stories live. Discover now