Rozdział 17

620 42 2
                                    

- Harry! - krzyknęła Esteria do Harry'ego po kolacji w Wielkiej Sali. - Musimy pogadać.

- Cześć Ester. Wiem, że ostatnio mało trenujemy, ale..

- Nie o to chodzi, chodź. - zaciągnęła Harry'ego na Wieże Astronomicza, aby mieć pewność ze nikt, że usłyszy ich rozmowy.

- Harry, jest coś, o czym ci nie powiedziałam wcześniej. - zaczęła. - Wysłuchaj mnie teraz uważnie do samego końca. Gdy Czara Ognia cię wylosowała sądziłam, że to moja wina. W nocy, przed wyborem reprezentantów rzuciłam na nią zaklęcie Confundus.

- Co!? - wrzasnął Harry.

- Daj mi dokończyć. Zaczarowałam ją po to, aby sama się do niego dostać i obniżyłam wiek. Myślałam, że coś poszło nie tak, gdy wylosowała ciebie. Potem w pokoju wspólnym Gryffindoru po wygranej pierwszego zadania powiedziałeś, że nie wrzuciłeś swojego nazwiska do Czary. Sądzę, że ktoś przede mną rzucił zaklęcie, aby wybrała cię celowo.

- Moody powiedział to samo, ale po co chciałaś się dostać do turnieju? Sama wiesz, że to niebezpiecznie.

- Bo chciałam sprawdzić swoje umiejętności. Sądziłam, że to będzie idealna okazja.

- To dlatego chciałaś mnie uczyć?

- Tak do pierwszego zadania czułam się winna. Myślałam, że to ja nieudolnie rzuciłam zaklęcie.

- Cieszę się, że mi o tym powiedziałaś. Jesteś inna niż wszyscy Ślizgoni.

- Ciszę się, że to mówisz. Harry uważam, że ktoś z Hogwartu wrzucił twoje nazwisko do Czary nie bez powodu. Dlatego musisz się przygotować na najgorsze.

- Co chcesz zrobić?

- Przede wszystkim już od następnych wspólnych ćwiczeń zacząć zaklęcia obronne i oszałamiające. I chce znaleźć osobę, która wrzuciła twoje nazwisko, tamtej nocy.

- Skoro ta osoba potrafi rzucić zaklęcie tak potężne, jakim jest Confundus, to podejrzewam, że równie dobrze potrafi się ukryć.

- Tak, ale ja równie dobrze potrafię być przebiegła.

- W porządku tak zrobimy.

Esteria kierowała się do zejścia, lecz Harry jeszcze ją zatrzymał.

- Ester......m....masz partnera na bal? - zająknął się chłopak.

- A co ty teraz?

- Nie mam z kim pójść i...

- Jestem ostatnią deską ratunku?

- No tak jakby. - rzucił niepewny uśmiech w jej stronę.

- Chociaż jesteś szczery. Dobrze, pójdę z tobą, ale jak podepczesz mi nogi, to ja podepcze ci twarz.

- Zaryzykuję, w końcu wygrałem ze smokiem.

- Ale nie z Grindelwadem.

Esteria udała się na ostatnie zajęcia w tym miesiącu (grudniu) z Flitwick'iem. Profesor miał zająć się przygotowywaniem sali do balu i jego organizacją. Nie przeszkadzało to Ślizgonce, cieszyła się, że teraz będzie miała więcej czasu dla siebie. Postanowiła przyznać się profesorowi, że zauważyła u siebie przejawy silnej niewerbalnej magii, na co ten oznajmił, że będą nad tym pracować więcej po balu, a na ten moment, Esteria ma nie dopuszczać do sytuacji, w których bierze udział wiele emocji.


***

- Gdzie wy jesteście do cholery? - powiedziała sama do siebie czekając przed wejściem do tajnego pomieszczenia bliźniaków.

- Cześć chrapaczu! - zaszedł ją od tyłu jeden z bliźniaków.

- Gdzie drugi egzemplarz?

- Zarobił szlaban u Snape'a, także przez pierwszą godzinę musimy radzić sobie sami.

Esteria tym razem nie mogła rozpoznać, z którym z bliźniaków rozmawia. Wcześniej czuła to po charakterystycznym zapachu George'a. Teraz jednak głupio było jej zbliżyć się do bliźniaka, wcześniej miała zadanie ich rozpoznać, a teraz jakie miałaby wytłumaczenie? Ale to była Esteria, wiedziała, że coś wymyśli. Chłopak wydawał się widzieć jej zakłopotanie.

- No dobra zabierajmy się do roboty, bo jeszcze czeka nas produkcja cukierków farbujących.- powiedziała, zakasując rękawy do pracy i siadając do stołu.

- Tak jest pani minister! - wykrzyczał bliźniak i zajął miejsce obok niej.

- Pani minister? No bez jaj. - odparła, drobno siekając serce krokodyla.

- Nie podoba ci się? - chłopak zajął się rozgniataniem z owoców dzikiej róży w moździerzu.

- Nie na tym stanowisku siebie widzę. Wymieszaj teraz.

- A gdzie w takim razie siebie widzisz? - zapytał i zaczął mieszać pierwsze składniki.

Zastanowiła się, wrzucając w tym czasie do kociołka kłącza arniki oraz opium. - Myślałam nad byciem aurorką, lubię rzucać zaklęcia i myślę, że całkiem nieźle mi to wychodzi.

- Wychodzi ci to niesamowicie. - odpowiedział, nadal mieszając, ale przy tym zerkając na dziewczynę.

- Dzięki, ale to będzie trudne, aby dostać się do ministerstwa. Wiesz, nazwisko. Teraz dodaj porcję bazy ze szmaciakiem gałęzistym.

- Myślę, że jak zobaczą, co potrafisz, to będą żałować, że oceniali cię po nazwisku.

- To mam zamiar im udowodnić. - uśmiechnęła się cwaniacko.

Zauważyła, że po stronie bliźniaka leży pancerzyk chitynowy, który trzeba dodać do eliksiru. Był akurat odwrócony lekko tyłem, patrzył w stronę drzwi, najwyraźniej oczekując brata. Esteria wykorzystała tę okazję i sięgnęła po pancerzyk, w samym czasie chłopak z powrotem obrócił głowę w jej stronę i teraz ich twarze dzieliły jedynie milimetry. Już wiedziała, z którym bliźniakiem rozmawia i tym razem nie domyśliła się po zapachu.

- Na chwile się odwracam, a tu już chcesz mnie całować? - zapytał George, a jego usta wygięły się w delikatny chłopięcy uśmiech.

Poczuła, że zaczyna się czerwienić.

- W przeciwieństwie do ciebie skupiam się na robieniu eliksiru. - powiedziała, pokazując mu pancerzyk w ręce, nadal trzymając twarz blisko chłopaka. Już wiedziała, z którym bliźniakiem rozmawia.

Nagle przejście rozsunęło się, Esteria natychmiast wróciła do robienia eliksiru, a George nadal się jej przyglądał.

- Matko cały śmierdzę eliksirami. - oburzył się Fred.

- Braciszku, w końcu przynajmniej śmierdzisz czymś innym.

- Wal się. Następnym razem dam Snape'owi lipną różdżkę, byle nie czuć tego zapachu kolejny raz. - odparł i spojrzał na całą czerwoną na twarzy dziewczynę. - A ty Ester co tak cicho siedzisz?

- Próbuje się skupić. - odparła, nie odrywając wzroku od kociołka. - Wiem, że ciężko ci to zrozumieć, to obca dla ciebie czynność.

- Oho! Chyba masz dobry humor.

- Jesteśmy w połowie robienia eliksiru, pomogę wam go dokończyć, ale któryś z was musi zrobić te cukierki. Zależy mi na czasie.

- Dobra pani minister już się robi. - odparł Fred i wziąć z półki torbę cukierków zasiadając przy drugim stole.

- Nie cierpię was.

- Nadal tu jesteś, więc przeczysz sobie. - powiedział George, a dziewczyna posłała mu spojrzenie mówiące ,,Przycisz się Weasley''.

Siedzieli przy eliksirze i cukierkach jeszcze dobre dwie godziny. Gdy skończyli, byli wykończeni.

- Udało się! Myślałam, że nigdy tego nie skończymy.

- Trzeba teraz przetestować eliksir i cukierki. - powiedział George.

- Cukierki przetestuje zaraz z dziewczynami w dormitorium, jeśli będą działały, to na pewno przekonacie się już jutro, a do eliksiru wy kogoś znajdziecie.

Bracia spojrzeli po sobie i skinęli głowami - Niech będzie. - odpowiedzieli równocześnie.

- Teraz podejdzie i powiedzcie czy coś czujecie, na ten moment możemy go przetestować w ten sposób.

Bliźniacy pochylili się nad kociołek po dwóch stronach stołu. Esteria nadal siedziała na stołku, Fred podał jej cukierki, które schowała do torby.

- Co czujesz Freddie?

- Na pewno drewno, aż mam ochotę wskoczyć na miotłę i iść pograć w Quidditcha. Czuje też cukierki, a ten trzeci to chyba cynamon.

- Ja czuje o wiele mocniej zapachy niż ostatnio, jak warzyliśmy ten eliksir na zajęciach. To chyba dobry znak. - odparł George.

Teraz Esteria pochyliła się nad kociołkiem i poczuła te same zapachy, co na lekcji, czyli książka i deszcz, nawet ten ostatni przybrał na sile, na co dziewczyna zdębiała.

Czekolada z pomarańczą.

- Litości.. - powiedziała pod nosem.

- Czujesz litość? Nie wiedziałem, że to ma zapach. - powiedział George, uśmiechając się szeroko do Esterii.

- Pewnie do tych do ubiła w Ilvermorny. - zapędził się Fred.

Nie zwróciła uwagi na komentarz Freda, bo nadal była w szoku. - Pójdę już. - pognała szybko w stronę wyjścia.

- Czekamy na efekty cukierków! - krzyknął za nią Fred i spojrzał z powrotem w stronę brata. George siedział z zamyśloną miną. - A tobie co nagle?

- Zmęczony jestem, ten zapach amortencji jest strasznie mocny.

- Genialnie, to znaczy, że będzie skuteczny.

- Na pewno. - odpowiedział.

George zastanawiał się, dlaczego cały czas czuje perfumy Esterii. Ten słodki zapach wanilii z bzem.

- Jezu, Ester musi przyhamować z perfumami, całe pomieszczenie daje wanilią.

- To ty też to czujesz?

- No tego nie da się nie czuć. Chyba nie chciała śmierdzieć eliksirami.

- Pewnie tak. - odpowiedział. Skoro Fred też czuł ten zapach stojąc po drugiej stronie pomieszczenia, to znaczy, że nie był to zapach z amortencji.

Nie był prawda?

W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyWhere stories live. Discover now