Rozdział 51

471 41 7
                                    

Esteria pożegnała się w końcu z bliźniakami i całą resztą. Państwo Weasley życzyli jej bezpiecznej drogi. Razem z Nimfadorą chwyciła miotłę i udała się do wyjścia. Żałowała tylko, że nie zdążyła nawet poznać Billa.

- Dalej młoda, nie mamy całej nocy - krzyknęła entuzjastycznie, unosząc się już w powietrzu na miotle.

Dziewczyna spojrzała w okno, gdzie stał George i ostatni raz pomachała do niego. Lot na szczęście nie trwał długo. Nimfadora odprowadziła Esterię pod same drzwi tak, jak obiecała pani Weasley.

- Muszę cię pochwalić młoda, że świetnie latasz - powiedziała Tonks, gdy stały przed domem Bathlidy.

- Dzięki ty też - uśmiechnęła się do fioletowo włosej.

- Wybacz, że wcześniej tak cię potraktowałam, ale musiałam działać w obronie Zakonu - wydukała niepewnie Tonks.

- Rozumiem, na twoim miejscu zrobiłabym dokładnie to samo - odparła.

- No to pogodzone! - krzyknęła szczęśliwa i szybko zatkała usta, przypominając sobie, że jest środek nocy i zaraz obudzi całą dolinę.

Esteria zachichotała, musiała przyznać, że pewnego rodzaju niezdarność Nimfadory była zabawna.

- Dzięki za odprowadzenie - powiedziała i udała się w stronie drzwi.

Gdy tylko dotarła do swojego pokoju, od razu padła na łóżko. Nawet nie przebierała się w pidżamę, bo nie miała na to najmniejszych sił. Jedyne co zaczęło ją zastanawiać przed snem, to wypowiedź Remusa. Wydawało się oczywiste, że potężniejszy od Voldemorta jest sam Dumbledore. Coś jednak podpowiadało jej, że to wcale nie o niego chodzi.


***

Miauczenie Greda obudziło Esterie w samo południe. Ciężko podniosła się z łóżka i od razu pogłaskała domagającego się pieszczot rudzielca. Zauważyła, że nadal pozostaje w ciuchach z poprzedniego dnia. Wzięła szybki prysznic i czym prędzej udała się na dół do ciotki.

- Witaj ciociu - powiedziała, podchodząc do kobiety.

- Dotarłaś o rozsądnej godzinie? - powiedziała pytająco staruszka.

- Powiedzmy - odpowiedziała, uśmiechając się pod nosem.

- Mam wiadomość dla ciebie, tym razem jednak przyjemniejszą niż poprzednio - zaczęła Bathilda. - Wieczorem przyjedzie tu twoja mama. Mam nadzieje, że poprzedniej nocy nic nie przeskrobałaś, bo pamiętasz, jak się umawiałyśmy?

- Pewnie zapomniałam spakować coś ważnego i dlatego chce to dać osobiście - skłamała bez zająknięcia. Domyślała się, że matka może wiedzieć o jej wczorajszej wizycie w siedzibie Zakonu Feniksa. Nie przejęła się jednak tą myślą, bo zależało jej na rozmowie z rodzicielką.

Wieczór przyszedł szybko, równie szybko, jak pani Hephil do Doliny Godryka.

- Witaj Bathildo, gdzie Esteria? - zapytała tonem zwiastującym kłopoty.

- Siedzi na górze, czy coś się stało?

- Jak mogłaś pozwolić jej wymknąć się w nocy Bathildo?

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz kochana, spałam jak suseł - odpowiedziała niewinnym tonem ciocia.

- A ty, dlaczego nie powiedziałaś mi, że byłaś w Zakonie? - powiedziała Esteria, stojąc na schodach z rękami skrzyżowanymi na wysokości piersi.

- Chodź na górę - powiedziała Imirda.

Obie usiadły na łóżku w pokoju dziewczyny.

- Wyjaśnisz mi twoją wczorajszą wizytę na Grimmauld Place? - zapytała żądającym tonem matka.

- Wyjaśnij mi, dlaczego nie powiedziałaś mi nic o Zakonie? - odgryzła się Ślizgonka.

- Najpierw odpowiedz na moje pytanie, o Zakonie porozmawiamy za chwilę.

- Przyjaciel miał kłopoty, musiałam mu pomóc.

- Myślę, że Harry Potter ma pełną obstawę, która nad nim czuwa.

- Skąd wiesz o mojej wizycie?

- Stary przyjaciel mi powiedział.

- Pan Weasley?

- To nieistotne - odpowiedziała zbywając córkę.

- Owszem istotne! - krzyknęła Esteria, wstając z łóżka. - Dlaczego nie powiedziałaś mi nigdy o Zakonie Feniksa?

- Bo to przeszłość, daleka i nieważna.

- Nieważna? Myślę, że ważna skoro tam byłaś, a ty nie robisz rzeczy po nic.

Imirda wciągnęła powietrze nosem. Nie wiedziała, od czego ma zacząć.

- Usiądź - powiedziała do córki.

- Postoje.

- Dołączyłam do Zakonu tuż przed Pierwszą Wojną Czarodziejów. Moje zdolności legilimencji przydawały się podczas przesłuchań popleczników Volemorta. Dzięki temu szybciej odnajdywaliśmy sprawców.

- Znałaś więc już wcześniej Dumbledore'a?

- Tak, on również należy do Zakonu.

- Dlaczego już w nim nie jesteś?

Imidra znów wciągnęła powietrze nosem. Nie sądziła, że ta rozmowa okaże się dla niej ciężka.

- Bo zakochałam się w twoim ojcu - powiedziała, wypuszczając ciężko powietrze. - Wiedziałam, że ta miłość nie przetrwa, jeżeli pozostanę w Zakonie. To wyglądałoby jak zdrada w tamtych czasach, spotykanie się z synem czarnoksiężnika, który dopiero co pustoszył całą Europę.

- Poświęciłaś się dla niego? - Esteria była w szoku.

- Nie widziałam innego wyjścia, tak po prostu chyba... działa miłość - powiedziała Imirda, patrząc czule na córkę. - Myślę, że powoli zaczynasz to rozumieć, sama masz kogoś przy sobie, przy kim twoje serce bije szybciej nieprawdaż?

Słowa matki mocno zdziwiły Esterie. Nigdy nie rozmawiała na temat spraw sercowych z rodzicami. Oczywiście Imirda i Simir zawsze okazywali sobie miłość, lecz nigdy otwarcie o niej nie rozmawiali.

- Chyba mam - odparła niepewnie dziewczyna.

- Myślę, że nie chyba, lecz na pewno. Syn Arthura mocno zawrócił ci w głowie.

- A wiec znasz Weasley'ów?

- Oczywiście, że znam. Molly to cudowna osoba, pełna ciepła i życzliwości, tylko trochę emocjonalna.

- Tak to prawda - zaśmiała się Esteria.

Między kobietami zapadła chwilowa cisza. Obie musiały oswoić się z sytuacją.

- Mamo... - zaczęła dziewczyna. - Chce dołączyć do Zakonu.

- Nie ma opcji - zaprzeczyła stanowczo kobieta, wstając z łóżka.

- Teraz nie, ale po ukończeniu szkoły nie będziesz mogła mi zabronić.

- Esterio nie wiesz, na co się piszesz, on na pewno tylko na to czeka! - wypaliła kobieta.

- Kto czeka? I na co? - zapytała, marszcząc brwi.

- Merlinie - westchnęła kobieta.

- Mamo, o co chodzi?

Imirda spojrzała za okno, tym razem pogoda nie dopisywała. Patrzyła zamyślona na ociekające krople deszczu po szybie.

- Voldemort nie chce dopaść tylko Pottera - powiedziała w końcu, nadal patrząc w okno.

- Chce dopaść Dumbledore'a wiem o tym.

- Jego celem może być ktoś jeszcze.

- Kto?

Imirda obróciła się i spojrzała córce w oczy.

- Ty - wyszeptała.

- Ja? Dlaczego? Skąd on w ogóle o mnie może wiedzieć?

- Grindelwald władał mocami, jakie nawet Voldemortowi się nie śniły.

- Przecież silniejszy w pojedynku i tak okazał się Dumbledore.

- Oboje mieli równe szanse. Gellert się poddał, wcale nie został pokonany.

- Czego w takim razie Voldemort chce ode mnie?

- Przez te wszystkie lata próbowaliśmy tłumić twoje zdolności z ojcem, ale wszyscy i tak o tobie mówili i mówią cały czas, w końcu i on się dowie. Odziedziczyłaś po Gellercie dosłownie wszystko, łącznie z jasnowidzeniem. To Voldemort chce być najpotężniejszy i nie będzie chciał ustąpić tego miejsca ani Dumbledore'owi, ani tobie.

- O jasnowidzeniu wiesz, bo oczywiście znów weszłaś mi do głowy.

- Chce cię chronić.

- Nie uchronisz mnie, starając się trzymać mnie z daleka od konfrontacji ze złem.

- Wiem i tego się boje - westchnęła kobieta, opadając ciężko na łóżko.

- To dlatego Rookwood chciał, aby ojciec do nich dołączył.

- Zgadza się.

- Mamo - powiedziała Esteria, siadając obok matki - Jestem pełnoletnia i musisz to w końcu zrozumieć, a skoro mam przyczynić się do powstrzymania tego łajdaka to pozwól mi to zrobić.

- Kiedy tak szybko dorosłaś? Nadal widzę cię biegającą po domu w samej pieluszce i krzycząca Dlentfota.

Obie zaśmiały się na to wspomnienie. Esteria położyła głowę na ramieniu matki, przytulając ją.

- Bardzo cię kocham córko - powiedziała czule kobieta. - Nie chce, żeby coś ci się stało.

- Ja ciebie też mamo - odpowiedziała. - Jestem silna i dam sobie radę.

W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyWhere stories live. Discover now