Rozdział 66

295 37 3
                                    

Chłód kamiennej podłogi kąsał Esterie w nagie stopy, gdy pędziła do gabinetu dyrektora. Czuła, że ta wizja zdecydowanie różniła się od poprzednich. Przede wszystkim była niesamowicie realistyczna i to najbardziej nie dawało dziewczynie spokoju. Gdy znalazła się pod gabinetem i wypowiedziała hasło, gargulec ożył i odskoczył w bok. Ściana za nią rozdzieliła się na dwoje, odsłaniając kamienne stopnie, które poruszały w górę jak spiralne, ruchome schody. Wstąpiła na ruchome schody. Ściana zamknęła się za nią z głuchym odgłosem, a ona sunęła w górę, zataczając ciasne koła, aż dotarła do gładko wypolerowanych dębowych drzwi z mosiężną kołatką w kształcie gryfa.

Mimo że było już dawno po północy, z wnętrza pokoju dochodziły jakieś odgłosy, szmery rozmów i paplanina. Brzmiało to jakby Dumbledore podejmował przynajmniej z tuzin gości. Esteria nawet nie miała zamiaru stukać, po prostu pchnęła z impetem drzwi. Pokój pogrążony był w półmroku. Dziwne, srebrne urządzenia stojące na stole pozostawały ciche i nieruchome, zamiast warkotać i wydzielać kłęby dymu, jak to miało w zwyczaju. Za drzwiami jak zwykle usadowiony na swojej żerdzi, z głową ukrytą pod skrzydłem drzemał wspaniały, czerwono-złoty ptak, rozmiarów łabędzia.

- Ach, to ty Esterio - powiedział spokojnym tonem, jakby zupełnie niezdziwiony tym, że nastoletnia uczennica weszła do jego gabinetu, chociaż dawno powinna już spać.

Dumbledore siedział za swoim biurkiem na krześle z wysokim oparciem. Pochylił się naprzód w blask świec, oświetlających papiery rozłożone przed nim. Miał na sobie wspaniale wyszywany purpurowo-złoty szlafrok, nałożony na śnieżnobiałą koszulę nocną, ale zdawał się całkiem przebudzony. Jego przenikliwe jasnoniebieskie oczy utkwione były uważnie w Esterii.

- Profesorze Dumbledore, Ja... miałam..... miałam.... miałam wizje - powiedziała pośpiesznie. - Pan Weasley...

Dumbledore spojrzał na Esterie marszcząc lekko brwi.

- Pan Weasley... został zaatakowany w Ministerstwie, przez ogromnego węża i... - znów odezwała się, nadal próbując złapać oddech, lecz trzykrotne pukanie do drzwi przerwało jej wypowiedź.

- Ach, to pani, profesor McGonagall... i... o... - zaczął dyrektor.

Esteria zauważyła, że tuż za McGonagall stoi Harry wraz z Ronem. Cała trójka również była zaskoczona jej obecnością u Dumbledore'a.

- Profesorze Dumbledore, Potter miał... no cóż, koszmar senny - powiedziała profesor McGonagall. - Mówi...

- To nie był koszmar senny - wyjaśnił szybko Harry.

- Bardzo dobrze, Potter, zatem opowiedz teraz o tym dyrektorowi.

Esteria mocno zmarszczyła brwi, przyglądając się Harry'emu. Chłopak był cały oblany potem i równie roztrzęsiony co ona.

- Ja... no, spałem... - zaczął Harry i nawet w jego przerażeniu i desperackim pragnieniu, by Dumbledore zrozumiał go, poczuł się trochę poirytowany, ponieważ dyrektor nie patrzył na niego, ale przyglądał się swoim skrzyżowanym palcom. - Ale to nie był zwyczajny sen... to działo się naprawdę... ja widziałem jak to się stało... - wziął głęboki oddech. - Tata Rona... pan Weasley...

- Został zaatakowany przez olbrzymiego węża. - dokończyła Esteria, na co Ron zupełnie przybrał kolor biały na twarzy, a Harry wpatrywał się zakłopotany w dziewczynę, nie rozumiejąc, skąd w ogóle mogła to wiedzieć.

- W swoim śnie znajdowałeś się obok ofiary czy tuż nad nią? - zapytał w końcu, zupełnie nie patrząc w oczy Harry'emu.

- Ja byłem wężem - odpowiedział. - Widziałem to wszystko z perspektywy węża.

Ciałem Esterii wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz, czy naprawdę ten sam wąż, którego widziała w wizji, tego który atakował pana Weasley'a to był Harry?

Nikt nie odezwał się przez chwilę, po czym Dumbledore, spoglądając teraz na wciąż bladego Rona, zapytał zmienionym, ostrzejszym głosem. - Czy Artur jest poważnie ranny?

- Tak - odpowiedział stanowczo Harry.

- Minerwo, przyprowadź proszę resztę rodzeństwa - powiedział szybko do McGonagall, która natychmiast zniknęła za drzwiami gabinetu.

- Esterio, co ty widziałaś w swojej wizji? - zapytał tym razem Esterie.

- Ja... byłam w ciemnym korytarzu, szłam przed siebie i nagle zauważyłam leżącego mężczyznę na podłodze, chwile później pojawił się wąż, on go... kąsał..

- Everard? - spytał ostro. - I ty też, Dilys!

Czarodziej z krótką, czarną grzywką o ziemistej cerze i starszawa czarownica z długimi srebrnymi loczkami w ramie obok niego, oboje jak się wydawało pogrążeni w głębokim śnie, natychmiast otworzyli swoje oczy.

- Słuchaliście? - spytał Dumbledore.

Czarodziej przytaknął, czarownica powiedziała: - Naturalnie.

- Profesorze... - wtrącił Harry, jednak Dumbledore nawet na niego nie spojrzał.

Esteria sama nie mogła zrozumieć postępowaniem Dumbledore'a, przecież ojciec Freda i George'a może się lada chwila wykrwawić.

- Ten mężczyzna ma rude włosy i okulary - powiedział Dumbledore.- Everard, będziesz musiał ogłosić alarm, upewnij się, że zostanie znaleziony przez właściwych ludzi...

- Phineas! Chcę, byś znowu odwiedził swój drugi portret, Phineasie - oznajmił Dumbledore. - Masz przekazać Syriuszowi wiadomość, że Artur Weasley został poważnie zraniony. Rozumiesz?

- Profesorze - powiedział tym razem głośniej Harry, lecz Dumbledore nadal nie reagował.

Nachylił się w kierunku ramy portretu i zniknął z pola widzenia w chwili, gdy drzwi gabinetu otworzyły się ponownie. Fred, George i Ginny byli wprowadzani do środka przez profesor McGonagall, wszyscy troje rozczochrani i wstrząśnięci, nadal ubrani w nocne rzeczy.

- Esteria... co się stało? - spytali Fred i George, którzy wyglądali na oszołomionych.

- Profesor McGonagall powiedziała, że ty i Harry widzieliście, jak tata zostaje ranny... - tym razem odezwał się sam George, biorąc dziewczynę w ramiona.

Obecność chłopaka natychmiast uspokoiła Esterię, gdy tylko poczuła, jak otaczają ją bezpieczne ręce chłopaka.

- Wasz ojciec został ranny w trakcie wykonywania zadania na rzecz Zakonu Feniksa - wyjaśnił Dumbledore, zanim Harry i Esteria zdołali coś powiedzieć. - Został już zabrany do Szpitala Św. Munga Magicznych Dolegliwości i Zranień. Wysyłam was z powrotem do domu Syriusza, który jest bardziej wygodny, jeśli chodzi o wizyty w szpitalu niż Nora. Spotkacie tam swoją matkę.

- Jak się tam dostaniemy? - zapytał roztrzęsiony Fred. - Za pomocą proszku Fiuu?

- Nie - odparł Dumbledore. - Proszek Fiuu nie jest bezpieczny w tej chwili, sieć jest obserwowana. Dostaniecie się tam za pomocą świstoklika. - Wskazał stary czajnik, leżący niewinnie na jego biurku. - Właśnie czekamy aż powróci Phineas Nigellus... Chcę mieć pewność, że wszystko jest w porządku, zanim was wyśle.

Nagle w samym środku gabinetu pojawił się błysk ognia, po którym pozostało pojedyncze złote pióro, opadające teraz łagodnie na podłogę.

- To ostrzeżenie od Fawkesa - oznajmił Dumbledore, łapiąc opadające pióro.- Profesor Umbridge musiała się dowiedzieć, że nie jesteście w swoich łóżkach... Minerwo, idź i odciągnij ją... opowiedz jej jakąś historyjkę...

- Profesorze - Harry po raz kolejny odezwał się do dyrektora, a ten znów nic, w Esterii zaczęło mocno buzować z nerwów.

Dumbledore cały czas poruszał się po gabinecie, rozmawiając z postaciami z portretów. Ukradkiem spojrzała na Harry'ego, któremu prawie wychodziła piana z ust przez zachowanie dyrektora. W końcu dziewczyna niewytrzymała.

- Spójrz na niego! - krzyknęła Esteria wraz z Harrym, który kazał spojrzeć na siebie. Najwidoczniej oboje mieli tyle samo zapasów cierpliwości.

- Co się ze mną dzieje? - zapytał zrozpaczony Harry.

Niedane mu jednak było usłyszeć odpowiedź, gdyż za pleców Dumbledore'a usłyszeli znudzony glos.

- Mówi, że będzie zachwycony - odezwał się Phineas.

- Podejdźcie tu w takim razie - zwrócił się Dumbledore do Weasley'ów. - I szybko, zanim ktoś inny do nas dołączy.

Wszyscy zebrali się wokół biurka Dumbledore'a.

- Harry i Esteria, wy zostajecie - zatrzymał ją Dumbledore.

- Jak to? - zapytała oburzona wraz z Georgem, którego mocno trzymała za rękę nie chcąc nawet na sekundę zostawiać swojego chłopaka po ataku na jego ojca.

- Nie może tylu uczniów zniknąć jednej nocy, to wywołałoby zbyt duże podejrzenia, tym bardziej przy obecności profesor Umbridge - powiedział stanowczo. - Za chwilę przyjdzie po was profesor Snape i odprowadzi was do dormitorów.

- Wszyscy używaliście już wcześniej świstoklika? - zapytał Dumbledore, a oni przytaknęli. Każde z nich wyciągnęło rękę dotykając poczerniałego czajnika. - Dobrze. Na trzy, w takim razie... raz... dwa... ...trzy.

Każdy z Weasley'ów zniknął wraz z Dumbledore'm. Harry i Esteria stali teraz sami w pustym gabinecie, nawet bez Fawkeas'a. Cisza wręcz mordowała ich uszy.

- W porządku? - zapytała troskliwe, patrząc na Harry'ego, który z wyczerpania zdążył usiąść na niskich schodkach.

- Nic nie jest w porządku, prawie zamordowałem pana Weasley'a - odpowiedział szybko.

- Jak to zamordowałeś? - zapytała zdziwiona - Przecież ty byłeś tutaj.

- Ja... ja myślę, że zaczynam wariować. Na chwilę przed tym, jak reszta chwyciła świstoklik... przez klika chwili myślałem, że jestem wężem, czułem się jakbym nim był... moja blizna naprawdę mocno bolała kiedy patrzyłem na Dumbledore'a... Ester, ja chciałem go zaatakować!

Esteria po prostu obserwowała, jak Harry mówił i nie była w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.

- To było tak, jakby coś urosło we mnie, jakby w środku, we mnie był wąż. - powiedział na skraju rozpaczy.

Jedyne co mogła zrobić to po prostu przytulić go do siebie. Mniej więcej rozumiała, jak się czuł i chociaż ona nikogo w wizji nie atakowała to sam widok zakrwawionego człowieka, zwłaszcza bliskiego przyprawiał o ciarki.

Odsunęli się od siebie, gdy usłyszeli kroki na schodach. Do gabinetu wszedł profesor Snape.

W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyWhere stories live. Discover now