Rozdział 68

339 36 3
                                    

Esteria na te wieść była pełna radości. Poczuła, jak wszelkie zmartwienia ją opuszczają. Nawet nie zastanawiała się jakim cudem rodzice mają wstęp na Grimmuald Place oprócz tego, że jej matka kiedyś należała do Zakonu. Gdy teleportowali się pod znany już dziewczynie budynek, ten począł się rozsuwać jak wtedy, gdy śledziła Harry'ego wraz z eskortą.

- No, na co czekasz? - spytał z uśmiechem ojciec, a na jego twarzy pojawiły się mocno widoczne zmarszczki.

- Skąd wy w ogóle macie tutaj dostęp skoro...

- Wyjaśnimy ci później, chodź - przerwała jej matka i pośpieszyła, aby skierowała się do drzwi - Jest okropnie zimno.

We trójkę przemierzali znane już Esterii i Imirdzie, tylko Simir czuł się obco, w końcu pierwszy raz w życiu jest w kwaterze najtajniejszej grupy zorganizowanej przeciwko Voldemortowi. Zbliżając się do kuchni Esteria usłyszała charakterystyczny gwar obijającej się o siebie porcelany i oczywiście nieziemski zapach potraw przygotowywanych jak zgadywała przez samą panią Weasley. Była ciekawa czy rodzina pierwszy raz w życiu będzie obchodzić święta bez pana Arthura.

Po cichu zbliżyła się do drzwi, obserwując piękne ozdoby świąteczne zawieszone w kuchni. Teraz to miejsce nabrało trochę więcej uroku, a przynajmniej nie było już tak zawalone pajęczynami, jak wtedy, gdy włamała się do kwatery. Tym razem jednak nie musiała się ukrywać i powolnym krokiem weszła do kuchni, słysząc jak pani Weasley gani bliźniaków za kolejny żart.

- Fred i George, jeżeli jeszcze raz dacie komuś te cholerne podrabiane różdżki to przysięgam, że nogi wam z tyłk... Esteria! Kochanie nareszcie jesteś! - powiedziała pani Weasley, biorąc dziewczynę w ramiona. - Rodzice są z tobą prawda?

- Tak, ściągają płaszcze w korytarzu - odpowiedziała grzecznie, rozglądając się za panem Weasley'em.

- Wspaniale! Siadajcie! Zaraz podajemy do stołu - krzyknęła rozentuzjazmowana kobieta.

Esteria jednak nie miała zamiaru tak szybko usiąść. Od razu podbiegła do bliźniaków, a ci we dwoje przytulili ją z tęsknotą.

- Jak tata? - zapytała szybko.

- Zaraz będziesz miała okazję - zaczął George.

- Aby się przekonać - dokończył Fred.

Te kończenie po sobie zdań sprawiło, że Esteria jeszcze mocniej wtuliła się w chłopaków. Tak bardzo zależało jej, aby dowiedzieć się, czy jej przyjaciel i chłopak są bezpieczni. W końcu jednak oderwała się od chłopców i przywitała się z Ronem, który o dziwo bez przekąsu podał dziewczynie rękę na przywitanie. Ginny tylko pomachała, ponieważ ta byłą zajęta łapakiem Krzywołapa. Rodzice Esterii weszli do kuchni, wywołując małe speszenie wśród tych, którzy widzą ich pierwszy raz.

- Imirdo! Merlinie jak ja dawno cię nie widziałam! Szczupła jak zawsze, nadal twierdzę, że jesz same liście - powiedziała radośnie Molly, witając się z koleżanką z szkolnych lat.

- Powiedzmy, że pani Sprout zostawiła we mnie swój pierwiastek - odpowiedziała żartobliwie Imirda, na co Molly zaniosła się śmiechem.

W końcu wszyscy wzajemnie się sobie przedstawili, a ojciec Esterii bacznie przyglądał się George'owi.

- A więc Hermiona też tu jest? - zapytała bliźniaków, próbując rozładować chwilowo niezręczną atmosferę.

- Oczywiście - odpowiedział Fred.

- Nawet jest nasz wężogłowy - dodał George, a Esteria prędko strzeliła go w głowę otwartej ręki. - No dobra, dobra. Jest w salonie, nie śpieszy się, żeby go opuścić.

- Fred, George proszę pomóc tacie wejść ze schodów! - krzyknęła pani Weasley, a Esteria odetchnęła z ulgą, że pan Weasley jest cały i zdrowy.

Zmartwiona brakiem obecności Harry'ego weszła do salonu mieszczącego się obok kuchni. Słyszała, że z kimś rozmawia, więc jak na ślizgońską ciekawość przystało, podsłuchała.

- Mam dla ciebie wiadomość od Albusa Dumbledore'a. - powiedział złośliwy głos, który Esteria kojarzyła.

- Jak ona brzmi? - zapytał Harry.

- "Zostań tam, gdzie jesteś".

- Nawet się nie poruszyłem! - zaoponował Harry - No to co to za wiadomość?

- Właśnie ci ją przekazałem, głuptasie - powiedział spokojnie Phineas Nigellus - Dumbledore mówi: "Zostań tam gdzie jesteś".

- Dlaczego? - spytał ze zniecierpliwieniem Harry - Dlaczego chce, żebym został? Co jeszcze powiedział?

- Nic ponadto - odpowiedział Phineas Nigellus, unosząc cienką czarną brew.

Widzała jak uszy chłopaka wręcz robią się czerwone ze złości. Był wyczerpany, zdezorientowany do granic możliwości, w ciągu ostatnich dwunastu godzin doświadczył już strachu, ulgi, i ponownie strachu, a Dumbledore nadal się do niego nie odzywał.

- Więc to wszystko, tak? - spytał głośno - "Zostań tam gdzie jesteś"? To też było wszystko co ktokolwiek mógł mi powiedzieć po tym jak zostałem zaatakowany przez tych Dementorów! Po prostu siedź cicho a starsi wszystkim się zajmą, Harry! Ale nie będziemy sobie zawracać głowy mówieniem ci czegokolwiek, bo twój malutki móżdżek mógłby sobie z tym nie dać rady!

- Wiesz - odparł Phineas Nigellus jeszcze głośniej niż Harry - dokładnie dlatego nie cierpiałem być nauczycielem! Młodzi ludzie są tak piekielnie przekonani, że mają absolutną rację w każdej sprawie. Czy jeszcze do ciebie nie dotarło, mój biedny nadęty księciuniu, że może istnieć oczywisty powód, dla którego dyrektor Hogwartu nie wtajemnicza cię w każdy najmniejszy szczegół swojego planu? Czy kiedykolwiek zastanowiłeś się przez chwilę, czując się tak ciężko doświadczonym przez los, by zauważyć, że przestrzeganie poleceń Dumbledore'a jeszcze nigdy nie wpuściło cię w tarapaty? Nie. Nie, tak jak wszyscy młodzi ludzie jesteś przekonany, że sam myślisz i czujesz, że sam rozpoznajesz niebezpieczeństwo, że sam jesteś jedyny na tyle bystry, by zdawać sobie sprawę z tego, co może planować Czarny Pan...

- A więc on planuje coś związanego ze mną? - zagadnął szybko Harry.

- Czy ja to powiedziałem? - odparł Phineas Nigellus, przyglądając się leniwie swoim jedwabnym rękawiczkom.

Esteria czuła, że ta rozmowa zmierza w bardzo złą stronę, więc wkroczyła do akcji.

- Cześć Harry!

- Do cholery mówiłem, że chce pobyć sam! - krzyknął w odpowiedzi, lecz gdy spojrzał, kto stoi w salonie mina mu zrzedła - Ester... emm... cześć - spojrzał teraz na dziewczynę ze wstydem pocierając nerwowo twarz.

- Widzę, że nerwy nie dają tylko mi popalić. - odpowiedziała ze spokojem.

- Co tu robisz? - zapytał tym razem łagodnym tonem.

- Rodzice postanowili mi zrobić małą niespodziankę.

- Pójdę się przewietrzyć, wybacz. - odpowiedział szybko i zniknął z pola widzenia Esterii.

Dziewczyna westchnęła ciężko widząc stan przyjaciela. Obiecała Dumbledore'owi, że będzie miała oko na Harry'ego, ale przecież nie miała zamiaru ciągle za nim chodzić. Tym bardziej, gdy chciał pobyć sam.

- Ty przynajmniej nie uciekasz. - powiedział Phineas Nigellus, gładząc swoją spiczastą bródkę. -Myślałem, że aby należeć do Gryffindoru trzeba być odważnym? Dla mnie chłopak bardziej pasowałby do mojego domu. My Ślizgoni jesteśmy odważni, o tak, ale nie jesteśmy głupi. Dla przykładu, gdy mamy wybór, zawsze wybieramy ratowanie własnego karku.

- Nie masz zupełniej racji. - odpowiedziała pewnie Esteria.

- Ach, rozumiem - powiedział Phineas Nigellus, wciąż gładząc się po bródce - Tobą kieruje lojalność, wyjątkowa cecha Ślizgonów, ale zgubić bardzo potrafi, jeżeli grupę przyjaciół dobierzesz niewłaściwą.

Esteria zaczęła kierować się z powrotem do kuchni, ignorując Phineas'a Nigellus'a.

- W tobie jest jednak mnóstwo odwagi, dziwne to, że w moim domu wylądowałaś.

- Być może nie każdy Ślizgon myśli tylko o sobie? - zapytała poirytowana.

- Och ty z pewnością tego dowodzisz. - spuentował Phineas Nigellus i przeszedł w stronę krawędzi swojej ramy znikając z zasięgu wzroku.

Wszyscy zebrali się przy stole oczekując na panią Weasley, która prowadziła swojego męża na wózku prosto do stołu. Esteria oczywiście usiadła miedzy bliźniakami. Hermiona byłą askoczona obecnością Esterii, ale mimo to ucieszyła się na jej widok. Nie chcąc krzątać się po kuchni po prostu pomachała Ślizgonce z uśmiechem na powitanie.

- I prosze baaaaardzo, tata jest z nami! - powiedziała z radością i łzami w oczach pani Weasley.

Wszyscy zaczęli klaskać panu Arturowi, który cały był owinięty w bandaże, a na jego twarzy widoczne były rany od ugryzienia. Esteria wzdrygnęła się lekko na ten widok, co oczywiście nie umknęło uwadze George'a, więc szybko przybliżył ją do siebie.

- Spokojnie jestem tutaj. - szepnął jej do ucha, a zaraz potem usłyszał chrząknięcie pana Grindelwald'a.

- No już jedzmy, a potem rozdajmy sobie prezenty - powiedział pan Weasley.

Esteria nie mogła uwierzyć, że spędza święta razem z każdym kogo aktualnie potrzebowała blisko. Pojedyncza łza wzruszenia spłynęła po jej policzku.

W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyWhere stories live. Discover now