Rozdział 31

575 45 6
                                    

- Fred odejdę od zmysłów. Nie ma jej tydzień, nikt nic nie wie.

- Uspokój się Georgie, bo zaczynasz przybierać kolory jak po naszych Krwotoczkach Truskawkowych. Sam mówiłeś, że powiedziała ci, że masz na przemyślenie dwa tygodnie. Powinna w takim razie być z powrotem w Hogwarcie za tydzień.

- Tak, ale dlaczego jej nie ma? Nic mi nie powiedziała.

- Bo sobie na wrzucaliście kilka bardzo niemiłych słów. Swoją drogą znów muszę ci powiedzieć, że jesteś idiotą. Miałeś jej powiedzieć, co czujesz, a nie wmawiać, że czuję coś do Pottera.

- Bo ciągle Potter, Potter, Potter. Śledziła dla niego nawet dwóch profesorów, a teraz zniknęła prawdopodobnie przez to.

- Bo jest zawzięta zresztą jak ty. Gdyby czuła coś do Pottera to na pewno by z nim była. Zbyt dużo czasu spędzają razem, żeby do tego nie doszło. Skoro nie doszło to znaczy, że nie mają się ku sobie.

- Dobrze, że chociaż ty trzeźwo myślisz.

- Bo mnie nie strzelił kupidyn w przeciwieństwie do ciebie Georgie. A no i nie jestem idiotą jak ty.

- Wal się Fred.


***

Ty czasem Harry właśnie czytał list od Esterii.

Harry,
Zostałam wysłana na dwa tygodnie do domu. Nakryli mnie, gdy węszyłam w gabinecie Moody'ego. Dodatkowo sam Szalonooki dowiedział się, że rzuciłam zaklęcie Confundus na Czarę. Nie będę miała już z tobą po powrocie z zajęć. Dumbledore tak postanowił. Proszę, nie mów o tym nikomu. Bliźniacy też nie wiedzą, nie chcę, żeby się martwili. Nie będę mogła już więcej prowadzić śledztwa mają mnie na oku, dlatego proszę cię, uważaj. Powinnam wrócić czternastego marca.

Trzymaj się,
Ester.


Skończył czytać list i westchnął głośno. Na początku nie za bardzo lubił Esterie ze względu na to, że była z domu węża. Wyróżniała się jednak zdecydowanie od wszystkich innych Ślizgonów.

Jej nauki naprawdę pomagały mu przetrwać w najtrudniejszych momentach turnieju. Czul, że powoli zaczynają się zaprzyjaźniać. Dawała mu ogromne wsparcie w najgorszych momentach.

Nie chciała nic w zamian. Rozpoczęła również śledztwo, które miały naprowadzić ją na tego, kto wrzucił nazwisko chłopaka do Czary. Nie wiedział jak odwdzięczyć się Ślizgonce na przyszłość.

- Hej, co ty taki zamyślony? - zapytał Ron, wchodząc razem z Hermiona do pokoju wspólnego Gryffindoru. Harry szybko schował list od Esteri w kieszeń.

- Myślę o zniknięciu Grindelwald.

- A tak, wszyscy zastanawiają się, czy tę wariatkę znowu wyrzucili z kolejnej szkoły.

- To nie wariatka Ron, ona naprawdę jest w porządku. - odparła Hermiona, przypominając sobie sytuacje z balu.

- I mówisz to ty? O Ślizgonce? Przecież wiesz, jak jesteś przez nich nazywana.

- A co ty taki uprzedzony? Nie pochwalasz podejścia Ślizgonów, a właśnie teraz zachowujesz się jak większość z nich. - odparła poirytowana Granger.

- Pomogła mi z zadaniami do turnieju i wątpię, żeby była wariatką.

- Czy wy coś ten? No wiesz.

- Nie! Esteria nie jest w moim typie, to po prostu dobra koleżanka.

- No tak, ty lecisz na Cho, zapomniałem.

- Ron zamknij się już. - zagroziła Granger.

Harry był spokojniejszy po przeczytaniu listu od Esterii. Przynajmniej wiedział co się z nią dzieje i dlaczego zniknęła.

Tego samego dnia wieczorem w pokoju wspólnym Gryffindoru urządzono imprezę. Organizatorami oczywiście byli bliźniacy. Georges cały czas myślał o zniknięciu Esterii. Fred uznał, że chociaż impreza mogłaby trochę oderwać go od myśli o dziewczynie.

Impreza była pełna śmiechu, muzyki i zabawy, a wszyscy uczniowie Gryffindoru, jak zawsze, bawili się doskonale. Na środku pokoju ustawiono wielki stół z przekąskami i napojami, a na suficie zawisły kolorowe girlandy.

- No i jak braciszku, lepiej?

- Trochę tak. Powiedzmy, że nie myślę.

- No ty nigdy nie myślisz, więc wszystko w normie. - odpowiedział bratu, na co dostał kuksańca z łokcia od George'a, a potem razem śmiali się do rozpusty.

Impreza trwała w najlepsze. Razem z Lee zagrali w partię Eksplodującego Durnia. George przyglądał się bawiącym się Gryfonom. Poczuł dumę, że razem z bratem potrafią organizować tak świetne imprezy. W trakcie jednego z tańców Harry'ego z Parvatti Gryfon zauważył, że coś wypadło z kieszeni chłopaka i opadło na ziemię. Był to list. George zwrócił na to uwagę i podniósł go.

- Ej Harry! Coś ci wy.. - urwał zdanie, rozpoznając dokładnie pismo nadawcy.

Zaczął czytać list, a jego mina szybko stawała się coraz bardziej zaniepokojona. List był od Esterii. George nie był zadowolony. Wydało mu się, że dziewczyna go całkowicie zignorowała, nie informując go osobiście, co dokładnie się stało. Zdenerwowanie przekształciło się w złość.

- George, nie czytaj. - powiedział Harry, podchodząc do rudzielca.

- Naprawdę? Napisała tylko do ciebie?

- Musiała mi powiedzieć, bo ćwiczymy razem.

- Raczej dlatego, że jest coś pomiędzy wami. - odpowiedział zirytowany George.

Harry próbował go uspokoić, ale George był zbyt zirytowany, by tego słuchać. Chłopak wiedział, że całą trójką spędza ze sobą czas. Impreza w Pokoju Wspólnym Gryffindoru stała się nagle nieco napięta. Fred postanowił zabrać brata do dormitorium.

- George, co ty wyprawiasz?

- Napisała do niego, o mnie nawet nie pomyślała.

- Na pewno nie było tam nic o tobie?

- Powiedziała, że ma nam nie mówić, bo będziemy się martwić. Jakie to zresztą ma znaczenie Freddie. Nadal chcesz i powiedzieć, że nic a nic pomiędzy nimi nie ma?

- No wiesz.. ach... nie wiem już.

- Ja wiem. - westchnął George. - Czas odpuścić.


***

Dwa tygodnie przerwy od Hogwartu minęły Esterii na szczęście bardzo szybko. Nadal mało rozmawiała z rodzicami od jej powrotu. Już z samego rana zaczęła pakować się do szkoły. Nie mogła doczekać się powrotu. Chciała poćwiczyć wszystkie zaklęcia z profesorem Flitwick'iem, który wysłał mnóstwo zaklęć do zapoznania się na następne spotkania.

Zeszła na dół i ujrzała swoich rodziców stojących z tortem i prezentem.

- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęli równocześnie.

- Dziękuje wam.

- Pomyśl życzenie i od razu zapakuje ci ciasto dla przyjaciół. - powiedziała Imirda.

- Moje marzenie już się spełnia, bo wracam do Hogwartu, a ciasto możesz pakować, o ile nie jest to ciasto dyniowe, bo Ophellia mnie zabije.

- Na jej szczęście czekoladowe. No już! Pomyśl w takim razie inne życzenie. - powiedział Simir.

Esteria zamyśliła się na chwile. Pomyślała życzenie - Zdobędę odwagę, aby powiedzieć Georgowi, co do niego czuję.

Zdmuchnęła świeczki, a rodzice poklaskali w dłonie. Imirda ukroiła kawałek i podała mężowi i córce. Chcieli spędzić z nią jeszcze trochę czasu, zanim przeteleportuje się do szkoły.

- Esterio, przepraszamy, że tak na ciebie naskoczyliśmy od razu po przyjeździe.

- Nie chcemy dla ciebie źle, rozumiemy, z czym się mierzysz. Sami to przerabialiśmy, ale musisz zrozumieć, że każdy wybiera swoją drogę, my z mamą wybraliśmy taką, bo to właśnie w tym miejscu czujemy się najbezpieczniejsi. - zaczął Simir.

- Rozumiemy też, że twoja droga może być inna, chociaż czasem ciężko nam się z tym pogodzić, jesteśmy rodzicami, kiedyś zrozumiesz. - tym razem odezwała się Imirda.

- Rozumiem was i też przepraszam za ostatni wybuch, nie chciałam was zranić. Bardzo was kocham.

- My ciebie też słońce.

- Teraz odpakuj prezent.

Esteria sięgnęła po pudełko na stole. Wyjęła z niego mieniący się wisiorek w znanym jej doskonale kształcie.

- Insygnia Śmierci. - powiedziała szeptem.

- Twój dziadek go nosił. Dał go cioci Bathilldzie, aby mi go przekazała. Nie chciałem go nosić, przypominał mi o nim. Ty masz inne podejście, pewną siłę jak on, mi do niego daleko. Dlatego postanowiłem ci go oddać.

Esteria jeszcze chwile przyglądała się wisiorkowi, aż w końcu założyła go na siebie i schowała pod koszulę. W końcu weszła na górę po walizkę i usadowiła się w kominku. Wzięła od mamy proszek.

- Esterio! Jesteśmy dumni, że jesteś w Slytherinie. - powiedział Simir.

- Ja też. - odpowiedziała z uśmiechem na ustach i teleportowała się do gabinetu profesor McGonagall.

W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyWhere stories live. Discover now