Rozdzial 29

173 16 2
                                    

Ze szpitala wyszłam dwa dni później. Ojciec przywiózł mi pare rzeczy i był przy mnie przez cały ten czas. Jake nie pojawił się już od momentu, gdy wtedy wyszedł za doktorem z sali.

Wychodzę właśnie z auta ojca, który podbiega szybko z drugiej strony i łapie mnie pod ramię.

- Uważaj.

- Boże, tato, nie stałam się kaleką.

- Nie, ale wciąż jesteś bardzo osłabiona.

Przewracam oczami. To prawda. Ale wciąż wkurwiam się na jego nadopiekuńczość. Dalej kręci mi się w głowie, gdy wykonuję gwałtowniejsze ruchy, ale nie jest to tak źle, jak na początku. Już na następny dzień już było znacznie lepiej. Dostałam chyba tez mnóstwo leków uspokajających i przeciwbólowych, bo zaczęło mi się bardzo szybko poprawiać. Jednak już wiem, że nigdy więcej nie chce znaleźć się w takim stanie. Ból jest przeraźliwy. Okropny. Ughh, na myśl o nim dostaję ciarek.

Wchodzimy do domu, a ojciec otwiera na oścież drzwi i mówi, bym położyła się na kanapie. Spełniam polecenie. Nakrywam się kocem, który wisiał na oparciu i nagle zaczynam robić się senna. 

- Pam?

Wyczuwam, jak ojciec siada na końcu kanapy, przykrywając moje nogi i słyszę, jak głośno wzdycha. Otwieram lekko jedno oko, unosząc brwi.

- Musimy porozmawiać.

Przecieram dłonią oczy, ziewając przy tym.

- To nie może się już nigdy powtórzyć. Powtarzam, nigdy.

Kiwam głowa, przeciągając się i przewracając na bok.

- Zgadzam się.

Brwi ojca podjeżdżają do góry.

- To dobrze, w takim razie może łatwiej ci będzie przystać na moje warunki.

Warunki... jakie on może mieć warunki? Marszczę brwi, obserwując, jak ojciec wije się na siedzeniu.

- No? Nie będę czekać wieczności.

- Zero imprez. Zero wychodzenia w tygodniu po szkole. W weekendy powrót maksymalnie o dwudziestej drugiej. Nie później. O tej Loren już nie wspomnę, bo mam nadzieje, że sama już dostrzegłaś, jak negatywny wpływ na ciebie wywiera. Bynajmniej, nie chce widzieć tej dziewczyny w naszym domu.

Parskam śmiechem. Boże, ile wymagań, których oczywiście nie spelnie. Jednak nagłe spojrzenie ojca, które wbija się w mija postać sprawia, że kurczę się w sobie i nakrywam mocniej kocem.

- Mówię poważnie. Jakiekolwiek odstępstwo of zasad spowoduje karę ostrzejszą dziesięciokrotnie. A no i oczywiście nasza umowa odnośnie pięciu sesji dobiegła końca. Teraz to ja ustalam warunki i będziesz chodzić w każdym tygodniu na spotkania do skutku, Pam. Do momentu, aż to JA zdecyduję, że już nie musisz.

Jezu, nigdy nie sądziłam, że ojciec może emanować taka grozą. Niepewnie tylko kiwam głową.

- A i jeszcze jedno, kiedy ja nie będę mógł to Jake będzie zawozić i odwozić cię ze szkoły.

Patrzę w osłupieniu na ojca. Słucham?

- Czy to naprawdę jest konieczne? Czy żartujesz sobie?

Ojciec nagle wstaje i wymierza we mnie palcem.

- To ja pytam się ciebie pytam, Pam. Czy żartujesz sobie z tym, że piłaś się do nieprzytomności w jakimś klubie, do którego nie masz legalnie wstępu? A może żartujesz sobie z tym, że musieli odtruwać twój organizm? A może żartujesz sobie z tym, ze twój własny ojciec musiał oglądać nieprzytomną córkę, nie widząc w niej oznak życia? A może, kurwa, powiesz mi, że wcale nic takiego się nie stało? Mój Boże, Pam, gdyby matka się o tym dowiedziała...

ChitWhere stories live. Discover now