Rozdział 9

4.6K 355 48
                                    

Z transu wybija mnie odgłos stawianej szklanki, którą kładzie na stoliku Jake. Mrugam kilka razy, przywracając sobie świeży obraz, a twarz Jake'a staje się co raz bardziej widoczna. 

Przełykam ślinę, chcąc zwilżyć gardło i wyduszam z siebie słowa.

-Czy... czy tak to właśnie działa?-odchrząkuję i przywdziewam na twarz mój codzienny nastrój.-Kilka matefarocznych zdań, odwołujących się do życia osoby, która to wygłasza, ale pośrednio udając, że wcale nie mówi o sobie, a o wszystkich innych?-parskam śmiechem, próbując obrócić to w żart, jednak nie słyszę takiego samego odzewu ze strony Jake'a. Spoglądam na niego, widząc, jak poprawia się na krześle i unosi głowę znad piwa.

-Masz za mało odwagi, żeby tam wejść, więc wolisz ją ochrzaniać?-ponownie zasycha mi w gardle, a jego słowa jakby odbijają się ode mnie, ale po chwili wracają. Automatycznie biorę jego piwo i popijam trochę, chcąc zwilżyć, do cholery, to przeklęte gardło. Odstawiam jego kubek i dostrzegam, jak odchyla się zgrabnie na krześle, widząc mój lekki spadek poczucia pewności siebie, zabierając jego napój.

-A ty wolisz zwalać niepewność na innych, podczas gdy sam nigdy tam nie stanąłeś, bo się bałeś? -wskazuję ruchem głowy na podwyższenie, na którym prezentowała się Emily, która przed chwilą stamtąd zeszła i skierowała się w stronę drzwi, których wychodził wcześniej Griffin.

Słyszę momentalnie prychnięcie z jego strony, a chłopak powoli przysuwa się w poprzednią stronę. Kładzie łokcie na blacie i przechyla głowę w moją stronę.

Przecieram spocone dłonie o spodnie, dziwiąc się sobie, że się denerwuję, podczs gdy zazwyczaj mi się to nie zdarza.

-Ja niczego się nie boję-chwilę później widzę za sobą Emily, która odsuwa krzesło obok Jake'a. 

Wciągam powietrze, chcąc otrząsnąć z siebie to dziwne uczucie i wrócić do zwyklej codzienności.

Co ja w ogołe nadal tu robię?

-I jak, podobało się?-Emily kieruje wzrok na Griffina, a za chwilę na mnie, oczekując na nasze opinie.

-Było...-oboje, w tym samym momencie odpowiadamy, przez co oboje w ty samym momencie się zacinamy. Wskazuję sfrustrowana ruchem dłoni, by mówił pierwszy, na co ten oczywiście się zgadza.

-Było beznadziejnie.-marszczę brwi, a moje serce na mment przyśpiesza, jakby ciesząc się obelgą skierowaną do Em. Dzieczyna jednak po chwili wybucha śmiechem i daje mu kuksańca w ramię.

-Jak zwykle, dzięki.-orientując się, że oni się jedynie przekomarzają, kręcę nieznacznie głową i chowam dłonie pod stolik, pocierając je o spodnie.

Nosz, cholera!

-To było... ciekawe wystąpienie.-wymuszam z siebie kilka słów, sama niepewna swojej opini. To, co powiedziała... wydało się takie... takie prawdziwe, jakby odkrywała przed tymi obcymi sobie ludźmi kawałek siebie.

Po co?

Widzę, jak Emily uśmiecha się i wzdycha, jakby z ulgi.

-Już myślałam, że mnie wyśmiejesz.-zerkam ulotnie na Jake'a, który bawi się rączką od piwa, a dopiero teraz orientuję się, że mogłam wymieniać z nim ślinę, popijając w złosci to piwo.

O ku...

-W Kaliforni należałam do takiego małego klubu i tam co tydzień odstawialiśmy jakieś scenki, wiersze, piosenki. Uwielbiałam to, ale przerwałam, kiedy się przeprowadziłam. Tutaj, kiedy w końcu znalazłam podobne miejsce... czuję, jakbym odżyła.-parskam śmiechem, paradoksalnie słuchając jej słów.

ChitWhere stories live. Discover now