Rozdział 4

6.1K 459 42
                                    

Dawno nie byłam na tyle zdenerwowana.

Czuję, jak pocą mi się dłonie, a przeraźliwy ból głowy w ogóle nie słabnie. Ponownie wciągam powietrze, jakby to mogło nadać mi odwagi, której z reguły mam w zapasie.

Stukam długimi paznokciami o wyświetlacz telefonu, co chwilę sprawdzając godzinę i licząc, jak długo już tutaj stoję.

-Proszę nie stać w przejściu.-słyszę za sobą głos jakiegoś staruszka i automatycznie odsuwam się. Mężczyzna wjeżdża wózkiem do środka szpitala, uśmiechając się do mnie po drodze, a ja jedynie wyginam wargi, widząc jego pozytywne nastawienie.

Kto może być radosny, przebywając w szpitalu?

Odpycham od siebie tą myśl i robię krok do przodu, wchodząc do wnętrza.

Od razu orientuję się, że w ciągu ostatnich dni byłam tutaj więcej razy niż przez całe swoje życie. Rodzice od małego nazywają mnie zdrową rybą, przez co ostatnio nie miałam okazji trafić na oddział.

Wiem, że mój chód spowalnia się w miarę coraz większej bliskości z recepcją. Przełykam ślinę, chcąc zwilżyć odrobinę gardło i podchodzę do kobiety przy blacie.

-Ja do Emily Radley.-widzę, jak blondynka wystukuje coś na klawiaturze od komputera, a po chwili unosi głowę i pyta się.

-Pani jest kimś z rodziny?-wkładam dłonie w kieszeni dżinów i kiwam głową, pozostawiając na twarzy swój najbardziej przekonujący uśmiech.

-Poproszę dowód tożsamości.-tego nie przewidziałam. Przygryzam wargę,rozglądając się dookoła, jakbym mogła przez to wymyślić jakąś dobrą wymówkę.

-Dowód? Ja nie jestem pełnoletnia, a legitymacji nie mam przy sobie. Myślałam, że to, jak bardzo jesteśmy do siebie podobne i że to ja ją tutaj przywiozłam... wystarczy.-staram się uśmiechnąć jak najlepiej mi to wychodzi, jednak... chyba nie wychodzi.

-Przykro mi, nie mogę pani udzielić informacji, skoro...

-Sala czterdzieści, pierwsze piętro.-słyszę gdzieś w oddali głos innej osoby, a kiedy zauważam pielęgniarkę, którą ostatnio spotkałam, wzdycham z ulgi.

-Dziewczyna pytała o ciebie.-kiwam z wdzięcznością głową, zmuszam swoje nogi do ruchu i wbiegam po dwa schodki do góry, zastanawiając się po drodze, co powiem. Czy dziś znów będzie wkurwiona i będzie mnie wyzywać?

Ale chciała się jednak ze mną widzieć, do cholery, więc dlaczego miałaby być dla mnie wredna na trzeźwo?

Staję przed wyznaczoną salą i bez namysłu tym razem, pukam i po chwili otwieram drzwi, spotykając się natychmiast ze spojrzeniem zaspanej dziewczyny.

Uśmiecham się nieznacznie, dziwnie się czując ze sobą w takiej roli. Dziwnie się czując, przejmując się aż tak kogoś losem. Losem kogoś nieznajomego.

Zamykam cicho za sobą drzwi, widząc, że Emily jest sama w pokoju. Brunetka unosi się lekko do góry i siada, przyglądając się mi, gdy także wybieram miejsce przy łóżku.

Nie krzyczy. Jest dobrze. Prawda?

-Jak się czujesz?-przechylam głowę i obserwuję, jak kilka wężyków jest przypiętych do jej ciała, a ona sama, bez grama makijażu i ułożonych włosów, wygląda na zmarnowaną.

Po chwili cień uśmiechu przemyka przez jej twarz, a gdy stara się coś wymówić, odkaszluje.

Zrywam się z miejsca, jednak dziewczyna macha ręką na znak, bym odpuściła. Po chwili odchrząkuje i powraca do poprzedniego stanu.

ChitWhere stories live. Discover now