Rozdział 3

7.5K 504 110
                                    

-Proszę pani?-gwałtownie otwieram oczy, kiedy słyszę i czuję, jak pięlęgniarka chwyta mnie za ramię. Podnoszę głowę i omiatam wzrokiem widok przed sobą, przypominając sobie ostatnie zdarzenia.

-Cholera.-wzdycham i przecierając ręką czoło, spoglądam na pielęgniarkę.-Która godzina?

-Jest siódma rano.-wytrzeszczam szeroko oczy, przyswajając sobie informację.

O fuck.

Kiwam głową i podnosząc się, staję i opieram o ścianę, czując, jak kręci mi się w głowie.

-Proszę pani... wszystko w porządku?-macham ręką i kiwam głową.

-Poranny kac.-mówię i ruszam przed siebie, po chwili jednak przystając.

Gdzie ja zamierzam pójść? Do niej?

I co jej powiesz, Pam?

Przywiozłam cię do szpitala, wiesz, nie znamy się, ale ty mi kogoś bardzo przypominasz.

Jęczę i odchylając głowę, wzywam Boga.

Ale nie mogę sobie tak po prostu stąd pójść. Po to przespałaś całą noc na szpitalnym krześle.

Mimo wahań przemierzam korytarz i docieram do sali, o której poinformował mnie lekarz, kiedy tam ją kładli. Zauważam, że liczba ludzi na korytarzu zwiększyła się, w porównaniu do stanu z sprzed kilku godzin, a typowy zgiełk poranny jest momentalnie widoczny.

Naciskam klamkę od drzwi, przez moment nie wykonując ruchu i cofając dłoń.

Do cholery!

Prycham i nie myśląc, otwieram drzwi i wpadam roztrzęsiona do pokoju.

Otwieram usta, gotowa przejąć inicjatywę, ale staję jak wryta, widząc puste łóżko.

Że co?

Jeśli to jest jakiś pieprozny kawał, to...

-Przepraszam.-wzdrygam się, słysząc głos tej samej pielęgniarki, którą widziałam przed momentem. Wchodzi za mną do pokoju i zabiera złożoną w kostkę pościel. Uśmiecha się do mnie i przeciska obok, a ja odwracam się z nadal rozdziawioną buzią. Rozglądam się szybko po pustym, małym pokoju, przez które wlatują poranne promienie słońca i przymrużam oczy, gdy światło pada na mnie.

-Gdzie jest dziewczyna, która tutaj leżała? Wypuszczono ją? Jak ją znalazłam, wydawała się prawie martwa i...-odwracam głowę i mówię pierwsze, co mi przychodzi do głowy.

-Przykro mi, ale nie można udzielać jakichkolwiek informacji osobom obcym dla pacjentki.-kobieta uprzejmie, ale z lekką niecierpliwością czeka aż wyjdę z sali, po czym to robię i widzę, jak zamyka je na klucz.

-Ale... ale...ja muszę.-warczę, jąkając się, a po chwili wzdycham. Kurwa, faktycznie jestem dla niej obca.

Kiwam zrezygnowana głową i odchodzę parę kroków, kierując się do wyjścia. 

Jak mogłam być tak głupia, że usłyszę od niej choćby jedno słowo w podzięce?

Pewnie niczego u niej nie zdiagnozowali, po prostu wykryli całkowite schlanie, a ja... cholera, dlaczego tak bardzo się tym przejęłam?

Prycham sama do siebie, schodząc ze schodków budynku i idąc w stronę domu, ciesząc się w duchu, że nie mieszkam daleko i omijam moje auto, nie wiedząc, gdzie podziałam kluczyki.

Kaszlę, przechodząc obok zakurzonego miejsca przez silniki samochodów, dochodząc na drugą stronę ulicy i wzdycham, gdy słońce nie kończy swojej nieświadomej wędrówki za mną.

ChitWhere stories live. Discover now