Rozdział 1

13.4K 616 282
                                    

-Kurwa, Loren, nie gadaj głupot!-rzucam w dziewczynę poduszką i zeskakuję z łóżka, podchodząc do komody i szukając w szafie jakiejś ładnej koszulki.

-Daj spokój! Jaydonowi stanie wtedy na twój widok! Zakładaj tą bluzkę!-śmieje się i rzuca materiałem w moją stronę, ale ta spada na dywan. Wzdycham i kopię ją, zakopując pod łóżkiem.

-Już ci mówiłam, dziwko.-odwracam się w jej stronę i zakładam dłonie na biodrach.-Nie zamierzam się z nim w najbliższej przyszłości pieprzyć, więc nie mogę ubierać się tak, jak ty.-wzruszam ramionami i zdejmując bluzę przez głowę, zwieszam z wieszaka moją ulubioną, koktajlową koszulkę z dekoltem w serek i zakładam.

Loren wybucha śmiechem i kładzie się na plecy, pokazując mi w odpowiedzi środkowy palec.

Przewracam oczami i rzucając w nią tą zboczoną, krótką koszulką z odsłoniętymi plecami i dekoltem po pas, nawołuję.

-Nie gnieć mojej pościeli, do cholery i wstawaj, jeśli nie chcesz się spóźnić na lekcje u Millera.-podchodzę do białego, szklanego biurka, biorę z niego kilka zeszytów, wrzucając po drodze do czarnej torebki i odsuwam rolety, które na noc zawsze są przysłonięte.

Loren prycha i siada, poprawiając swoje długie blond włosy, które spięła tym razem w koka i podchodzi do lustra, zawieszonego na całej długości na przeciwległej ścianie, ścierając z oka rozmazany cień do powiek.

Znudzona opieram się o framugę drzwi i wyciągając z torebki telefon, widzę nową wiadomość od Jaydona.

Dzisiaj, szósta, kino, ty i ja, kochanie.

Nieświadomie się uśmiecham i odpisuję mu twierdząco z serduszkową emotką, przygryzając dolną wargę, gdy patrzę za długo na jego zdjęcie, obejmującego mnie w talii podczas ostatniej imprezy.

-Halo, ziemia do zakochanej smarkuli!-podnoszę głowę i widzę Loren z uniesionymi brwiami, która przechodzi obok mnie, wskazując na nieistniejący zegarek na nadgarstku i przypominając, że czas tyka.

***

-A na za tydzień pamiętajcie o przygotowaniu prezentacji multimedialnej na temat zagrożonych gatunków...-każdy wychodzi z klasy, gdy nudziarz z biologii kończy swoje zdanie, a ja przechodząc przez zatłoczony korytarz liceum, które od pierwszego dnia przekroczenia przeze mnie jego progu, według mnie, wymaga remontu, docieram do mojej szafki. 

Otwieram ją i przeglądam się w lusterku na drzwiach, a po chwili wkładam do niej niepotrzebne już dla mnie książki, poprawiając przy tym kilka zapasowych koszulek i teczek.

Przyglądam się swojemu odbiciu, dostrzegając na czole małą bliznę, jaką mam od małego, usta, na których przyjeżdżam właśnie ciemną pomadką, poprawiając makijaż i oczy, w których zielone soczewki sprawiają wrażenie, jakby to był mój naturalny kolor.

-Cześć, kujonku.-uśmiecham się, słysząc znajomy głos przy uchu i unoszę wzrok, zdarzają się ze spojrzeniem Jaydona, który opiera się o szafkę obok, z dłońmi schowanymi w kieszeniach czarnych dżinsów.

Zamykając szafkę poprzez przekręcenie kodu,  podchodząc do niego o krok, zawieszając tym samym ramiona na jego szyi. Spoglądam w jego ciemne, piwne oczy, na widok których za każdym razem miękną mi nogi, a widoczna zmarszczka obok jednego kącika uwydatnia się wraz z pojawieniem na jego twarzy zuchwałego uśmiechu.

Brunet unosi jeszcze bardziej kąciki ust i przywiera nimi do moich warg, witając się, a ja przykrywam jego usta, kończąc pocałunek.

Jaydon łapie mnie w talii i przyciąga do siebie, a kiedy słyszymy z boku jakieś gwizdy, ze śmiechem odrywamy się od siebie.

ChitOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz