Rozdział 11

4.5K 387 91
                                    

-Kuuurwa! - jego głos odbija się echem po całej sali, albo i dalej, kiedy dostrzegam, jak płyn dostaje się do jego oczu.

Zaciskam zęby, widząc jak dziewczyna za nim ściska go za ramię, otwierając szeroko oczy i próbując jakoś go pocieszyć.

-Nic nie widzę, do kurwy nędzy.

Obracam głowę, w poszukiwaniu plastikowej szklanki, z której wylalam na niego napój i zauważam w nim jeszcze małą zawartość orenżady.

Chwytam ją w dłoń i odchylam się, by ponownie i doszczętnie oblać go tym sokiem, a kiedy to robię, w pewnym momencie odczuwam przeszkodę.

W chwili wymachu, moje ramię zostaje unieruchomione, a jakaś dłoń trzyma mnie za nie i wyjmuje z dłoni szkodliwe naczynie.

Wytrzeszczam szeroko oczy, gwałtownie się odwracając.

-Chyba ci wystarczy. - Jake podchodzi do umywalki i wylewa zawartość pozostałej orenżady, a po drodze wyrzuca jeszcze dowód do kosza.

Wstrzymuje powietrze, z powrotem odwracając się w stronę Jaydena, który próbując pozbyć się z włosów klejących drobinek płynu, wstaje, ale kiedy przez półpzymknięte oczy zauważa mnie, na chwilę zaprzestaje czynność.

-Jesteś pojebana, doigrasz się, słyszysz? Tak cię...-w pewnym momencie czuje, jak ktoś mnie popycha, a słowa Jaydena jakoś ulatują w powietrzu.

Jake znów chwyta mnie za ramię i wyprowadza moją wytrąconą z rzeczywistości postać za drzwi. Przez mgłę zauważam zgromadzone grupy osób z innych klas, które co chwilę wchodzą do sali, by dostrzec nowe widowisko.

Jake przemyka pomiędzy uczniami, zwinnie ich omijając i skręcając, gdy dostrzega jakiegoś nauczyciela.

Pozwalam mu się prowadzić, wciąż nie dowierzając temu, że ten pieprzony Jayden mi groził.

-On mi groził?-wypowiadam swoją wątpliwość na głos, na co Jake jest zmuszony się zatrzymać. Obraca się w moim kierunku i patrzy do tyłu, jakby upewniając się, że nie widzi nikogo niepokojącego.

W końcu przekierowuje wzrok na mnie.

-Naprawdę jedynie to udało ci się zakodowac?-jego głos jakby coś mi przypomina i odtwarza się w mojej głowie. Marszczę brwi, a po chwili prycham, jakby już lekko otrzeźwiała.
Wyrywam się z uścisku Jake'a, a chłopak, dostrzegając moj zamiar, pozwala na to bez oporów, jakby samemu sobie się dziwiąc, że mnie trzymał.

-Po co... po co mnie niby stamtąd... - w pewnym momencie, nieoczekiwanie, czuję jak głos mi się łamie, a dziwna chrypka daje o sobie znaki. Odchrzakuję i kręcę głową.
Nabieram powietrza, chcąc pozbyć się niepewności.

-Nie wiem, po co mnie stamtąd wprowadziłeś. Miałam wszystko pod kontrolą. - wzruszam ramionami, jakby tamta sytuacja była dla mnie jedynie kolejnym, zaliczonym punktem.

Dostrzegam z przymrużonych powiek, jak blondyn parska śmiechem, wkładając dłonie do kieszeni spodni.

-Wiesz, jakie będziesz miała problemy?-nie mówi niczego więcej, jakby to miało wszystko wyjaśniać, a po chwili, gdy nie odpowiadam, kręci jedynie nieznacznie głową, odwraca się i odchodzi.

Tym razem sam.

Obserwuje jego sylwetkę, kiedy znika przy kolejnym rogu, a ja wciąż stoję na środku korytarza, nadal sama.

Mrugam kilkakrotnie oczami, odpedzajac od siebie łzy, kiedy wracam w kierunku tamtej sali.

"Wiesz, jakie będziesz miała problemu? "Wiesz jakie..."
jego słowa wciąż dźwięczą mi w uszach, a to, w jaki sposób to powiedział, jeszcze bardziej mnie wkurza.

ChitWhere stories live. Discover now