Rozdział 5

112 12 0
                                    

W kilkanaście minut dogalopowaliśmy do jeszcze dymiącego stosu, widocznego z daleka. Zaczęliśmy chaotycznie rozgrzebywać dopalające się popioły zwłok Uruk-hai. Pod naszym dotykiem rozsypywały się na proch.

Po chwili poszukiwań Gimli podniósł coś małego i nieco nadwęglonego.

- To ich pasek - stwierdził drżącym głosem.

- Nie... - jęknęłam i wyrwałam mu z ręki przedmiot.

Niestety, mówił prawdę. Pasek bez wątpienia należał do jednego z nich, mieli przecież identyczne.

- Oby znaleźli ukojenie w śmierci... - wyszeptał ponuro i zwyczajowo Legolas.

Nasza trójka dziwnie spokojnie odebrała te przerażające rewelacje. Jakby się tego spodziewaliśmy, chociaż to oczywiście nie była prawda.

Natomiast w Aragornie wyzwoliła się jakaś dzika, zwierzęca wściekłość. Z pasją kopnął hełm któregoś niedopalonego, po trzykroć przeklętego Uruk haia, a z ust wydarł mu się ryk gniewu.

Zdruzgotany, padł na kolana.
Podeszłam do niego niepewnie i przytuliłam go od tyłu za ramiona. Weszłam w jego myśli, ale tak żeby wiedział, że go czytam.

- Miałem ich chronić!! - wyrzucał sobie w myślach z furią.

- Nie mogłeś nic poradzić... - wyszeptałam mu do ucha.

- MOGŁEM! Mogłem tysiąc rzeczy zrobić inaczej!

- Starałeś się, dałeś z siebie wszystko, skąd mogłeś wziąć więcej - uspokajałam go. Nie widziałam go jeszcze w takim stanie. Nie znałam tej jego strony - przerażającej i gwałtownej. Nie sposób było przewidzieć jego następny ruch.

- Zawiedliśmy ich - do Gimlego pozwoli dochodziło, co się właśnie wydarzyło.

Głaskałam Aragorna po sklejonych od potu włosach. (Fuj. Brudny i śmierdzący, ale i tak go kochałam.)

Nagle wyrwał się z mojego uścisku i rzucił na ziemię. Myślałam, że dostał jakiegoś ataku szaleństwa, ale na szczęście zaczął oglądać ślady odbite na ziemii.

- Tu leżał hobbit. A tu drugi - zatoczył ręką dwa okręgi. Wpatrywaliśmy się bezradnie w nieduże wgłębienia, które kilka lub kilkanaście godzin temu wyżłobiły drobne ciałka naszych druhów

- Pełzli. Mieli skrępowane ręce - pokazywał kolejne ślady, ciągnące się coraz dalej i dalej.

Przestałam go słuchać. Przymknęłam oczy i poszukałam myśli hobbitów.

Nie wierzyłam. Znalazłam ich. Znalazłam!

Nic mu nie było. Odczuwał wyczerpanie, doświadczył wielkiego stresu, ale żył. To najważniejsze.

- Cały czas ten las... wyjedziemy kiedykolwiek? - marudził w myślach Pippin. Jak dobrze było go słyszeć!

To znaczy, że uciekli...

- W głąb Fangornu! - odkryliśmy jednocześnie z Aragornem.

- Pippowi nic nie jest, zaraz sprawdzę Merry'ego - zwróciłam się do zaskoczonych chłopaków.

On też dawał radę. Rozmyślał o jakimś drzewcu. Nie wiedziałam o co mu chodziło, uznałam to za jakieś dziwne zbitki myśli podyktowane zmęczeniem.

- Jakiż obłęd ich tam zagnał? - zapytał cierpko Gimli. Mimo że cieszył się, że hobbici żyli, myśl o lesie nie napawała go optymizmem.

- Nie ważne, musimy ich znaleźć - machnęłam zachęcająco ręką i ruszyłam do środka.

Córka Księżyca. NaznaczonaWhere stories live. Discover now