Rozdział 13

99 8 2
                                    

Poprzedni rozdział opisuje dalszy ciąg tortur Ithiliel, zakończony ścięciem jej włosów.

- Więcej nie powtórzę - powtarzał nieustannie coraz bardziej rozwścieczonym głosem.

A ja milczałam. Głos Mojego Pana dobiegał jakby zza szyby. Same echa. Niby bałam się. Niby każdy dźwięk jego głosu sprawiał, że się trzęsłam. Ale tak naprawdę było mi wszystko jedno.

Palił mnie regularnie. Wsłuchiwałam się w zgrzyt drutów, którymi uruchamiał przepływ energii. Zakochałam się w tym dźwięku. Każdy kolejny przybliżał mnie do końca. Już nie krzyczałam. Dawno ochrypłam. Z ust co jakiś czas wydzierało mi się charczące westchnienie.

Z ulgą czułam, że już bliżej niż dalej. Że niedługo nie wytrzymam. Co kilka minut traciłam przytomność, było wtedy tak przyjemnie i ciepło, i miło, i gdy już zdawało mi się, że to koniec, że już zanurzam się w tej błogiej nieświadomości, plułam wodą i wracałam do obojętnej mi rzeczywistości.

- Złamałem więcej osób, niż ty masz lat! - wrzeszczał Mój Pan. Mógł dodać jeszcze jedną do kolekcji.

Gdy po chwili umilkł, by na chwilę odsapnąć, rozległo się pukanie do drzwi.

- Mówiłem, żeby mi nie przeszkadzać, przeklęte łajna! - wydarł się znów.

Do sali ktoś nieśmiało wszedł. Głos brzmiał znajomo. Musiał to być Gorg albo któryś z reszty ferajny. Ale nie obchodziło mnie to.

- Najwyższy... Nakaz oddania zakładniczki... Ciemny panie... Poselstwo... - wyjęczał posłaniec.

- Stul pysk! - eksplodował i rzucił czymś ciężkim w orka, a ten zaskrzeczał.

Potem podszedł do mnie i pochylił się. Ostatni raz zobaczyłam jego jednooką twarz z tak bliska. Takim go miałam zapamiętać. Na zawsze.

- Nie zapominaj, że jestem z tobą zawsze. Twój Pan. Na zawsze. Na całą wieczność twoich pieprzonych, nieśmiertelnych lat. Nie wyrzucisz mnie ze swej pamięci - wycedził, nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego. - Jesteś nikim. Jesteś bezużyteczną, nikomu niepotrzebną dziwką. Teraz będzie wojna. Wygramy. I znajdę cię i będę się tobą bawił do końca moich przeklętych dni. Nie pozwolę ci zginąć. Czekaj na mnie.

Następnie założył mi worek na głowę. Przymknęłam oczy. Było mi wszystko jedno. A jednak, mimo tej obojętności, w szorstki worek wsiąkła jedna, maleńka łza. Ostatnia kropelka mnie.

Zwlekli mnie po schodach. Poparzone części ciała uderzały głucho o kamień. Słyszałam ich zaniepokojone pomruki. Obawiali się czegoś. Bardziej kogoś. W końcu poczułam, jak oplatają mi ręce i nogi, a potem przywiązują mnie tak, abym zwisała swobodnie na linie. Usłyszałam parsknięcie konia. Ale jakieś dziwne. Niepodobne do konia. Zresztą, było mi wszystko jedno.

Chwilę jechałam, bujając się w tą i w tamtą. Jeździec nie odzywał się ani słowem, dopóki nie zatrzymał zwierzęcia i nie wycedził:

- Milcz.

Nie żebym miała inny zamiar. Wszystko jedno.

Usłyszałam dźwięk żelastwa i podmuch powietrza. Jakby od otwierającej się wielkiej bramy. Jeździec przyjechał przez nią i znów się zatrzymał.

Rozmowa którą usłyszałam wydała mi się jednym z wielu snów. Tych z czasów, kiedy jeszcze miałam nadzieję. Gdy jeszcze byłam sobą. Nie łudziłam się już.

- Mój pan, Sauron wielki, każe was powitać - przerwał ciszę jeździec. - Kto z tej hałastry ma uprawnienia by ze mną paktować?

- Nie chcemy paktować ze Sauronem, przeklętym wiarłomcą. Powtórz swemu panu te słowa: wasze wojska mają być rozwiązane a Sauron ma opuścić te ziemie na zawsze! - odpowiedział mu twardo ktoś o znajomym głosie. Ale tak dawno nie słyszanym, że zapomniałam do kogo należał. Wiedziałam tylko, że brzmiał łagodniej. Ale to nie miało znaczenia.

- Siwobrody starcze! Polecono mi coś ci pokazać!

Rozległ się stukot rzucanego i łapanego przedmiotu. A następnie jęki rozpaczy i uspokajające szepty.

- Ten niziołek był ci bliski jak sądzę. Wiedz, że cierpiał męki z rąk swego gospodarza. Kto by przypuszczał, że tak mała istota może znieść wielki ból... A on srodze cierpiał. Chcesz wiedzieć jak? To ścierwo ci o tym opowie - dodał.

Poczułam, jak za poparzone plecy łapie mnie mocna ręką, a następnie rzuca w pustą przestrzeń.

Twardo uderzyłam o ziemię. Aż odbiłam się kawałek dalej. Nawet nie miałam jak ochronić głowę, ze względu na związane ręce z nogami. Zadzwoniło mi w uszach. Przestałam na chwilę słyszeć. Tylko szum. Chlupot krwi w uszach. Ale było mi wszystko jedno.

Zakrwawiona płachta, którą byłam owinięta, odsłoniła moją nagość wszystkim zgromadzonym. Ale było mi wszystko jedno.

Poczułam jak ktoś mnie pośpiesznie okrywa i podnosi. Ale było mi wszystko jedno.

Zdjął mi worek z głowy. Ostatkiem siły otworzyłam opuchnięte powieki. W ukazującej mi się za mgłą rozmazanej twarzy rozpoznałam przerażonego Legolasa.

Ale było mi wszystko jedno. Naprawdę. Już odpływałam w nieprzytomność, gdy usłyszałam głos Aragorna. A poznałabym go na końcu świata w godzinie śmierci.

- Ith, błagam... Frodo...

Drgnęłam. Jakiś tkliwy promyczek się we mnie obudził.

- Uciekł - szepnęłam i uśmiechnęłam się gorzko. Promyczek zgasł. Poczułam, że lecę gdzieś na dół.

*nerwowy kaszel* dawno nie wrzucałam nowego rozdziału, chyba ostatnio w zeszłym roku, więc...

A na serio to chyba nie myśleliście, że rozpoczniemy 2024 bez nawet nadziei na lepsze jutro! O to nagroda dla wytrwałych. Życzę Wam, żeby 2024 okazał się rokiem pełnym szczęścia i spokoju 🎆🌟

PS. Najbliższy rozdział gdzieś w połowie stycznia, wybaczcie tę przerwę, ale będę mieć intensywny czas

Córka Księżyca. NaznaczonaWhere stories live. Discover now