Rozdział 12

88 7 7
                                    

W poprzednim rozdziale Ithiliel podczas tortur dowiedziała się, że jej matka była wielokrotnie gwałcona podczas niewoli i ona sama jest owocem jednego z gwałtów.

Uwaga. Rozdział zawiera sceny przemocy, tortur, wulgaryzmy, myśli depresyjne.

Byłam w Rivendell. Biegłam pałacowym korytarzem, ciągnąc za sobą zestresowaną Arwenę.

- Cicho! - zgromiłam tę niezdarę, która właśnie prawie wywróciła doniczkę z jakąś rośliną. - Klucz.

Podała mi przedmiot, który zgodnie z  umową miała podwędzić Elladanowi. Przynajmniej to potrafiła - każdego zaczarować uroczą rozmową, niewinnym uśmieszkiem. Nawet niego. Choć i tak nie zawsze.

Po krótkiej dłubaninie udało mi się otworzyć drzwi "tajnej" komnaty bliźniaków. Cichutko i zwinnie jak Dunedainowie wkradłyśmy się do środka i w milczeniu rozdzieliłyśmy się w poszukiwaniu celu naszej misji. Nerwowo odsuwałam wszystkie szafki, a ona buszowała w niedużej biblioteczce.

- Mam! Odwrót - zarządziłam  konspiracyjnym szeptem i włożyłam nasze trofeum do torby. Pędem rzuciłyśmy się na zewnątrz. Arwena wyszła pierwsza, a ja zamknęłam drzwi na klucz i dla niepoznaki udałam się w drugą stronę, na około.

Dopiero gdy weszłyśmy do naszego pokoju (dopiero kilka lat później się rozdzieliłyśmy), odetchnęłyśmy, przybiłyśmy sobie piątki i zapiszczałyśmy z emocji.

- Polewaj! Za udaną misję - wyciągnęła szklanki na stół, a ja fachowo odkorkowałam naszą zdobyczną butelkę.

Wino mieniło się kuszącym, purpurowym kolorem. Słońce zaglądające przez okna przeświecało przez kryształowe naczynia i rzucało wesołe refleksy na stół. Wpatrywałyśmy się w szklaneczki jak zaczarowane.

- Zawsze chciałam wiedzieć, jak smakuje, a teraz czuję tremę - wyznała siostra, wzdychając.

- Nie ma czasu na wahania, bo ktoś nas nakryje - rozwiałam jej wątpliwości i zdecydowanie uniosłam naczynie. Gdybym chciała, pociągnęła bym ją za sobą nawet do Mordoru.

- Za najlepsze elfie siostry Śródziemia!

Stuknęłyśmy się, tak jak to robiono na balach i jednocześnie pociągnęłyśmy po niedużym łyku. Przymknęłam oczy, rozkoszując się nowym smakiem. Wyobrażałam go sobie nieco inaczej.

Zakrztusiłam się. Odkaszlnęłam, obficie plując. Byłam cała mokra. Oblano mnie lodowatą wodą. Marzyłam, żeby to był jeden z głupich dowcipów bliźniaków. Już chciałam wstać, by na nich nawrzeszczeć, ale nie mogłam się ruszyć.

Leżałam na płaskim karmieniu. Byłam przywiązana z ręce i nogi.

Ze zniechęceniem uchyliłam powieki.
Powoli wyostrzył mi się wzrok. Przede mną widniała paskudna, wykrzywiona w dzikim uśmiechu twarz jednookiego orka. Mojego Pana.

- Proszę, proszę, kto raczył wstać - zaśmiał się. - Na czym to skończyliśmy...

Nie. Nie, nie, nie. Nie chciałam wracać. Nie chciałam, by mi się to przypominało. Mój świat, wszystko w co wierzyłam, miłość do ojca (a właściwie... lorda Elronda?), na której opierałam swoją samoocenę, pewność siebie, całą tożsamość runęła. Nawet nie mogłam myśleć o ojcu. Kim on był? Kim ja byłam?

Chciałam wyć. Chciałam to zakończyć. Jak najszybciej.

Z perspektywy czasu zastanawiam się, dlaczego nie założyłam, że ork kłamie, by mnie złamać. Siedzenie długie tygodnie w ciemnej celi w chłodzie, choroba, niedożywienie i pragnienie osłabiło moją siłę psychiczną i zdolność do logicznego myślenia.

Córka Księżyca. NaznaczonaWhere stories live. Discover now