Rozdział 10

88 9 2
                                    

Uwaga. W rozdziale występują sceny przemocy fizycznej i psychicznej. Czytasz na własną odpowiedzialność.

Do celi wpadła trójka orków. Byli cali brudni, ubrani w potargane szmaty. Poruszali się nerwowo, gwałtownie i nieprzewidywalnie. Ich widok przejął mnie obrzydzeniem. Cofnęłam się jeszcze bardziej do ściany, by być jak najdalej od nich. Starałam się zachowywać jak normalny, znudzony więzień, żeby nie domyślili się o ucieczce Froda.

- Pan będzie z tobą rozmawiać - wygulgotał jeden z nich, wodząc po moim bezskutecznie zakrywanym ciele. Paskudna reszta wybuchnęła równie paskudnym śmiechem.

Nie zareagowałam.

- Gorg, zabawimy się? - zaproponował najmniejszy z nich.

- Z dziwką elfów? Nawet za jaskinie złota - splunął milczący dotychczas Gorg. - Niech pan się bawi takimi ścierwami.

- Mi nie przeszkadza - zachichotał pierwszy.

Cofnęłam się jeszcze bardziej. Krata wpijała mi się w plecy.

- Na kolana! - wrzasnął mały i zbliżył się do mnie. Chwycił mnie swoimi paskudnymi kończynami za ramię.

Mimo osłabienia, wyrwałam się.

- Nie będziesz mnie dotykał - bezskutecznie siliłam się na opanowany, chłodny ton. - Zabierz mnie do twojego pana.

Niski ork odwrócił się na pozostałych. Przez chwilę panowała cisza, aż w końcu rozdarł ją ich gulgocący śmiech.

- Znalazła się jaśnie księżniczka! - dusił się Gorg.

- Naucz ją posłuszeństwa, Myrt! - prowokował drugi.

Myrt pochylił się nade mną i bez ostrzeżenia spoliczkował mnie. Zapiekło. Powstrzymałam jęk. Podniosłam na niego stalowy, obojętny wzrok.

- Twarda sztuka - zagwizdał Gorg.

- Pan takie lubi - wykrzywił się Myrt.

- Jeszcze będzie kwiczeć - stwierdził trzeci bezimienny.

Jeszcze chwilę się naśmiewali. Popychali, podszczypywali. Napawali wyższością nad taką istotą jak ja. A ja starałam się nie reagować nawet drgnięciem mięśnia.

Oby Frodo i Sam byli już daleko.
W końcu powlekli mnie za ręce, za nogi, obijając po schodach. Czułam się bezsilna i upokorzona. Przerzucana jak worek. Nie próbowałam nawet się bronić czy asekurować. Nie miałam siły.

Starałam się przynajmniej zapamiętywać konkretne punkty, jakie mijaliśmy po drodze. Kocioł. Sterta żelastwa. Kamienne ściany. Wyłomy. Plątaninę korytarzy. Nie wiedziałam dlaczego. Nie liczyłam przecież na ucieczkę. Racjonalnie uznałam ją za niemożliwą. Nie w tym stanie. Podobnie zdawałam sobie sprawę, że chłopaki nie odbiją mnie z Mordoru. Nadzieja przepadła. Już tylko prosiłam bogów o szybką śmierć.

Wkrótce moja eskorta zatrzymała się przed kolejnymi metalowymi drzwiami. Chwilę naradzali się, co kto mówi, wyzywając się nieustannie. W końcu dogadali się i Gorg zapukał.

- Czego, ścierwa?! -wrzasnął jakiś większy od nich wszystkich ork, który znajdował się w środku.

- Ciemny panie, zawsze wykonujemy rozkazy... - wygulgotał ten jeden ork, którego imienia nie znałam. Wkrótce i tak je poznałam.

- Dawaj sukę na krzesło i nie chcę cię widzieć, Turp - rozkazał mu pan.

Myrt i Gorg pomogli mu wykonać rozkaz. Przetargali mnie przez całą komnatę. Większy ork stał odwrócony do nas tyłem, coś robiąc przy kamiennym stole. Ściany były nagie, poza metalowym krzesłem i stołem komnata była pusta. Zostałam przywiązana do zimnego krzesła grubymi powrozami.

Córka Księżyca. NaznaczonaWhere stories live. Discover now