Rozdział 21

56 4 1
                                    

- Tu jesteście! - obudził mnie okrzyk ulgi Legolasa.

Leniwie otworzyłam oczy. W pokoju było jakoś chłodno. Obok mnie, delikatnie pochrapując, spała śliczna dziewczyna, zabierając mi całą kołdrę. Czyli to jednak nie przyśniła mi się.

Do pokoju wraz z elfem wszedł nieznany mi mężczyzna. Miał półdługie rudawe włosy, bladą twarz i szczere, niebieskie oczy. Te ostatnie gdzieś już widziałam. Natrętnie przypominały mi kogoś.

- Faramir - przedstawił się z uśmiechem i kulturalnie podał mi rękę. Nieprzytomnie ją uścisnęłam. Już wiedziałam z kim mi się kojarzył.

- I...thiliel. Która... godzina? - wymamrotałam sennie. Okropnie się nie wyspałam przez te nocne rozmowy.

- Jedenasta - odparł lekko Legolas.

Zmroziło mnie.

- A o dziewiątej miałam opuścić dom uzdrowień! - zerwałam się, budząc przy tym Éowinę.

- Nie śpię - wstała na równe nogi moja nowa przyjaciółka, ale natychmiast opadła na poduszkę z powrotem.

- Spokojnie. Dogadałem się z Iorteh, nie ma sprawy, możesz spać - zaśmiał się Legolas.

- Widzę, że poznałaś już moją narzeczoną, choć oficjalnie miało to nastąpić jutro - zauważył wesoło Faramir. Wydawał się spoko ziomkiem. Może mi zrobić drugą bliznę. Dwa policzki dla dwóch braci.

- Yy... Tak - wybrnęłam z zamyślenia inteligentnie, a oni znów się roześmiali. Skąd u nich takie dobre humory od rana? - No, obudziłam ją przypadkiem, bo miałam koszmar i przyszła do mnie, i tak jakoś została...

- Nie przywitasz się ze mną? Już mnie nie kocha... - zaczęła marudnie księżniczka Rohanu, ale on zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem. Nieco mnie wgięło. Nie wiedziałam, czy krzyczeć po pomoc, ale wydawało mi się, że jej to przeszkadza. Ku mojemu zdziwieniu wręcz nachyliła do niego twarz.

- Witaj, kochanie - powiedział brat Boromir, gdy skończył. Zwróciłam się w stronę Legolasa, ale na widok jego miny zaraz wbiłam wzrok w pościel, by nie zachichotać.

Przecież nie byli jeszcze małżeństwem! Dla elfów kontakt fizyczny był niezwykle ważny i jakikolwiek następował dopiero po uroczystej przysiędze. I tak z Legolasem balansowaliśmy na krawędzi tradycji i szacunku. Ludzie widocznie dużo luźniej do tego podchodzili.

Aż przypomniały mi się docinki nieodżałowanego Boromira. Widać, że bracia. Oboje ogniści. Choć ten młodszy mimo wszystko bardziej przypadł mi do gustu. Nie wgapiał się w moją fryzurę na jeża. A blondyn nie przepuściłby okazji do kilku komentarzy. Tęskniłam.

- Ithiliel, dlaczego to tobie trafiło się tak wygodne łóżko? - zapytała z udawanym wyrzutem księżniczka. - Jak dobrze, że dziś przeprowadzamy się do Aragorna. Moje jest twarde jak skała.

- Potwierdzam - potwierdził posłusznie Faramir.

(Pantofle. Same pantofle wokół mnie...)

Dość. Dość tych aluzji. Skierowałam błagalny wzrok na Legolasa. Nie zrozumieliśmy się.

- Zgadzam się z tobą, księżniczko. Ith ma wyjątkowo wygodne łoże - wkroczył do akcji dumnie. Miałam ochotę go zabić.

- Wiecie, pewnie jeszcze będzie czas na pogaduszki, tymczasem chciałabym się ubrać i jak najszybciej stąd wynieść, by nie robić Ioreth kłopotu, więc jakbyście... - wygoniłam ich uprzejmie.

- Racja, my też musimy się spakować - Faramir pogonił swoją zaspaną narzeczoną i już ich nie było.

Gdy tylko drzwi za nimi się zamknęły, parsknęliśmy śmiechem.

- Co to miało znaczyć? - prychnęłam, wstając z łóżka i otwierając szafę.

- Do ludzi trzeba mówić w ich języków. Nauczysz się - stwierdził elf, kładąc się w ciuchach na moim łóżku.

- Chcę się przebrać.

- Nie krępuj się.

- Ani myślę - aż zawrzałam. Wprawił mnie w bojowy nastrój. Gwałtownie wyszarpnęłam z szafy pierwszą lepszą kieckę i zasłoniłam się parawanem. Wdech, wydech.

- Podaj mi chustę - zawołałam, a on przerzucił ją górą, nie wstając z łóżka.

Pantofel.

- Co?

- Nic - zaczerwieniłam się. Chyba nie powiedziałam tego na głos. Błagam.

Wyszłam zza parawanu równie gwałtownie jak weszłam. Z tym, że wpadłam prosto w klatkę piersiową pewnego pant... posłusznego elfika.

Może jednak nie tak posłusznego. Natychmiast obrócił mną, tak jak kiedyś. Skrzyżował swoje ramiona przede mną, wciąż trzymając mnie za ręce. Wspomnienie było za mocne.

- Powtórz - wyszeptał, dmuchając mi w szyję. Przymknęłam oczy.

- Paa... - nie dokończyłam, bo zatkał mi usta dłonią. Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy.

- Nie denerwuj się tak... - wyszeptał. Jego źrenice były rozszerzone, jakby miał gorączkę, a dłoń powoli schodziła z moich warg do podbródka. Drugą zaś trzymał na mojej talii.

- Faramir cię zainspirował, drogi książę? - nie wytrzymałam.

- Przy pięknych księżniczkach nawet najbardziej honorowe książęta tracą zmysły - mówiąc to, wciąż patrzył się mi bezwstydnie w oczy.

- Lepiej chodźmy do pałacu, zanim zajdzie coś niehonorowego.

Szybko nakryłam głowę chustą, by uniknąć dziwnych spojrzeń. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na pokój. Miałam symbolicznie tu nigdy nie powrócić.

- Moja pani - zaoferował mi swoją dłoń elf. Jak się tytułować, to na całego!

- Leggy - odparłam uroczo, a on stwierdził, że woli to od pantofla. I wyszliśmy do powozu, który na zawiózł ku wytęsknionej przyszłości, a właściwie do zamku w Minas Tirith.

Jeśli myślicie, że dziś tak krótko to się mylicie. Zaraz wrzucę kolejny, don't worry.

Córka Księżyca. NaznaczonaWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu