Rozdział 18

64 4 0
                                    

W rozdziale pojawią się opisy scen z przemocą seksualną. Czytasz na własną odpowiedzialność

Bałam się. Lub wstydziłam. Nie wiedziałam konkretnie czego. Nie otworzyłam ramion gotowych na przytulenie, jak podczas ostatniego spotkania. Dość sporo zmieniło się od tego czasu.

- Jak się czujesz?

- Już lepiej. Skąd się tutaj wziąłeś?

- Dwa dni temu wygraliśmy ostateczną bitwę, od razu ruszyłem tutaj w przebraniu. Oficjalnie wciąż przebywam w Lórien.

- Ja... - słowa plątały mi się w ustach. I ja, i on wyczuwaliśmy sztuczność i niezręczność tej rozmowy, zupełnie nienaturalnej dla nas, zanim to wszystko się wydarzyło.

Legolas taktownie ruszył do wyjścia. Skłonił się cicho, a lord Elrond na odchodne nakazał mu nie mówić nikomu, że tu przybył.

Niemal wyrwało mi się tęskne spojrzenie za wychodzącym elfem. Przebywanie z nim było zdecydowanie łatwiejsze. A czułam, że rozmowa, która się nieuchronnie zbliżała, będzie kosztowała mnie wiele energii.

- Mogę cię obejrzeć? - zapytał znajomym, łagodnym tonem, przeznaczonym tylko dla mnie. Skinęłam głową.

Zawsze był jednym z najpotężniejszych uzdrowicieli. Wielu z daleka przybywało w nadziei na jego pomoc. Uważnie obejrzał wszystkie moje rany, przy okazji wymieniając opatrunki zrobione przez tutejszych uzdrowicieli.

Widziałam z jaką trudnością mu to przychodzi. Mnie również przeszedł dreszcz, gdy przyjrzałam się mojej lewej ręce, której nie widziałam dotychczas bez opatrunku. Pokryła się ona siwymi pręgami w kształcie moich żył. Bliznami po wyładowaniach elektrycznych.

Obejrzał ranę na skroni. Już niemal zagojoną długą ranę na nodze. Każdy siniak i oparzenie. Nawet bliznę po ciosie Boromira na policzku. Następnie pouciskał moje żebra, pochwalił skąpo robotę uzdrowicieli i pomógł mi się ubrać. Wiążąc moją bluzkę z tyłu, westchnął.

- Dopiero co ubierałem maleńką elfkę. Malutką, ciekawską czarnulkę. Która wszędzie by zaglądnęła, wszystko by sprawdziła i wszystkich w sobie rozkochała. Obiecywałem jej, że nikt jej nigdy nie skrzywdzi. Zawiodłem.

Nie odezwałam się na to. Nie było jego winy w tym, że trafiłam do orków. I tak nie pozwoliłabym się trzymać pod kloszem. Bardziej zraniło mnie jego kłamstwo.

- Tak jak twoją matkę. Ją też zawiodłem.

- Nigdy o niej nie mówiłeś - zauważyłam cicho, wpatrując się w jego zmartwioną twarz. Nie pamiętałam tych zmarszczek na czole.

- Bo to dla mnie bardzo bolesny temat - przyznał mężnie. - Dwie z trzech moich najukochańszych kobiet po tej stronie morza przeżyły najgorsze. I nie potrafiłem ich obronić. A ja mam teraz zasłaniać się cierpieniem?

Położyłam się, a on usiadł na łóżku. Ujął moją rękę.

- Spójrz mi w oczy. Czego chcesz się dowiedzieć? Obiecuję szczerze odpowiedzieć.

Przełknęłam ślinę. Pojawiła się we mnie iskierka nadziei. Że Mój Pan, do którego starałam się nabrać dystansu, skłamał. Że w moich żyłach jednak płynęła krew tego udręczonego elfa. Tak marzyłam, żeby to była prawda.

- Chcę się dowiedzieć, jaka była moja matka. Chcę się dowiedzieć, co przeżyła. Dlaczego opuściła nowonarodzoną córkę, pozostałą trójkę i ciebie. Czy cokolwiek dla niej znaczyłam. I...

Każde moje słowo raniło go. Jednak pokiwał zachęcająco głową, bym dokończyła ostatnie pytanie.

- I czyją jestem córką. Naprawdę.

Córka Księżyca. NaznaczonaWhere stories live. Discover now