Zemsta

58 4 0
                                    

- Cholerny Pyskacz...- mruknąłem pod nosem, przewracając kolejne mapy Berk.- Myśli, że nie wiem, gdzie się ukrył...- prychnąłem, kręcąc głową.- Poczekaj, to zobaczysz, ty wąsaczu. Będzie cała i zdrowa.

- Ręce do góry.- usłyszałem za plecami polecenie. Szybko rozpoznałem głos Anwar'a.- Odsuń się od tego szajsu.- Rozłożyłem lekko ręce i wstałem na równe nogi.- Powiedziałem odsuń się!

Zacząłem stawiać powolne kroki w tył, czyli bliżej do mojego przeciwnika. Nie wiedziałem, czemu tu jest, ani dlaczego reaguje tak agresywnie. Mieliśmy przecież umowę, jeśli chciał pogadać mógł to zrobić normalnie. Poza tym, to on szantażuje mnie, a nie odwrotnie, więc odpały mogę mieć ja, a nie on.

- Popełniasz duży błąd...- zacząłem, zerkając na niego przez ramię.

- Nie odwracaj się, kurwa.- warknął, przez co znów spojrzałem przed siebie. Zdążyłem zauważyć, że ma łuk, którym we mnie celuje.- Na ziemię.

- Zabijesz mnie jak tchórz?- zapytałem lekko, jakby wcale nie miał mnie na celowniku.

Nagle kopnął mnie w tył kolana, przez co padłem na ziemię. Nie zdążyłem zareagować, bo oberwałem jego butem w twarz. Oszołomiony leżałem na podłodze, kiedy ułożył stopę na moim karku i wymierzył strzałę wprost w moją głowę.

- Ty pierdolony łowco.- mruknął, wyraźnie zirytowany.

Nagle główne drzwi się otworzyły, a mężczyzna się wyprostował wypuszczając strzałę w osoby, które wbiegły do środka. Jedną trafił, a druga zdążyła się schować za fotelem.

- Valka...

Otworzyłem szerzej oczy słysząc głos Astrid. Czyli żyła i miała się dobrze. Ale czemu wymówiła imię mojej matki?

- Wstawaj!- krzyknął Anwar.- Ręce do góry albo jego też zabiję.- mówiąc to, naciągnął kolejną strzałę, którą wycelował we mnie.

Jak to też? Kogo już zabił na mojej wyspie?

- Nie rób tego, Astrid!- wychrypiałem z ciężkim oddechem.- Uciekaj stąd!

- Wstawaj, już!

- Ani się, kurwa, waż!- podniosłem głos.

- Zamknij się, kurwa!- warknął brunet, po czym kopnął mnie w brzuch, w skutek czego wylądowałem na boku, jęcząc pod nosem.

- Kurwa...- usłyszałem, jak przez mgłę pomruk blondynki.

- W porządku...- rzucił mężczyzna.

- Przestań, stój!- Astrid mu przerwała, wychodząc zza mebla z podniesionymi rękami, gdzie w jednej dłoni trzymała topór.

Anwar się lekko wyprostował, ale wciąż trzymał mnie na celowniku.

- Rzuć broń.- polecił, jednak dziewczyna w pierwszej chwili nie zareagowała, zapewne kombinując jak wyjść z sytuacji.- Rzuć broń!

- Kurwa!- warknęła pod nosem, odrzucając topór.

- Nie...- mruknąłem, zerkając w stronę dziewczyny.- nie...

- Wiem, dlaczego cię ściga.- poinformowała dziewczyna, na sekundę krzyżując ze mną wzrok, nim znów przeniosła spojrzenie na bruneta.- Ale on zrobił to, bo nie miał wyboru. Krwawdoń by go zabił. Ty też zginiesz, jeśli zabijesz nam wodza.- dziewczyna wskazała na mnie, a jej głos lekko się załamał.- Po prostu odejdź.

- Zabił moje plemię...- Anwar pokręcił głową.- Pozwoliłem ci żyć...- warknął, zaczynając celować w blondynkę.- A ty to zmarnowałaś.

〃〃〃※〃〃〃

Splecione Losy - Czkawka i Astrid Where stories live. Discover now