Przygotowania

442 31 4
                                    

- Wiecie, jak lepiej robić płonące strzały?- zapytałem, podchodząc do niewielkiej grupki osób, która zajmowała się amunicją dla łuczników. Podniosłem jedną z niegotowych strzał, czyli zwyczajny prosty patyk.- Namoczcie końcówki, gdzie będzie grot.- postukałem palcem w jeden koniec drewna. Namoczenie daje lepsze efekty niż tylko zanurzenie w oleju. Musiałem przyznać, że Drago miał dobre patenty na walkę.- Potem owińcie grot suchym sznurem, dzięki temu, gdy przed strzałem zamoczycie grot, on nasiąknie. Drewno już będzie nasączone olejem, więc będzie palić się lepiej i bardziej prawdopodobne, że nie zgaśnie po wystrzeleniu.- objaśniłem, odkładając kawałek drewna.

- O wow, dzięki, Czkawka.- jeden z mężczyzn kiwnął z wdzięcznością głową, na co odpowiedziałem tym samym, ruszając dalej.

Matka od rana trenowała jeźdźców, na których złożyli się Śledzik, który dosiadał gronkla, bliźniaki Thorston na Zębirogu, Sączysmark z ojcem kolejno na Ponocniku i Śmiertniku Zębaczu, i jakiś młody chłopaczek imieniem Gustav, również na Ponocniku. Mimo, że było to niewiele, to mieliśmy spore szanse. Choć już po godzinie treningu wściekła Valka wrzeszczała na całą arenę tak, że nikt nie chciał tam podchodzić. Jednak zbliżało się już południe i jakimś cudem cała grupa wyleciała z Areny, lecąc na "praktykę w terenie". Obstawiam, że nie wrócą wszyscy, a na pewno nie cali.

Tak samo, jak nie cali będą uczestnicy treningu Astrid, która szkoliła młodych i niedoświadczonych w walce. Czyli razem miała pod sobą około czterdziestu osób, a cisza była jak makiem zasiał. Na początku sprytni młodziki i zastali w boju dorośli podśmiewywali się z młodej Hofferson, jednak parę morderczych spojrzeń i kilka karkołomnych ćwiczeń później nikt nie odważył się choćby pisnąć. Aktualnie grupa miała przerwę po tym, jak obiegli wyspę w torze przeszkód. Potem blondynka zapowiedziała walkę w zwarciu.

Łucznicy mieli swoje stanowiska, gdzie ćwiczyli robiąc niewielkie zakłady. To była chyba najbardziej wyluzowana grupa, ponieważ byli sobie sami, mieli jedno dość proste zadanie, którym się wykręcali od pomocy w czymkolwiek innym.

Pyskacz pracował w kuźni bez wytchnienia ostrząc bronie, naprawiając uszkodzone i robiąc zupełnie nowe. Właśnie tam teraz zmierzałem. Nie rozmawiałem z nim, odkąd pojawiłem się na wyspie, ciągle będąc czymś zajęty. Ale teraz poczułem przemożną potrzebę zobaczenia starego przyjaciela. Pomoc zapewne też mu się przyda, a ja byłem wolnym strzelcem.

Ojciec rozporządzał plan obrony na różne scenariusze, ale poza tym wyspa musiała żyć, więc musiał zajmować się codziennymi sprawami. Mi zlecił nadzorowanie wszystkiego, więc kręciłem się po wyspie, sprawdzając jak wszyscy sobie radzą i od czasu do czasu pomagając, jak mogłem. Większość sił skupiła się na budowie wieży, która powinna być gotowa za trzy dni. Reszta szykowała inne fortyfikacje, takie jak zasieki czy pułapki.

Dotarłem do kuźni, gdzie było słychać miarowe uderzenia młota w żelazo. Wokół było dosyć pusto przez to, że wszyscy mieli własne zadania. Rano tylko sporo osób zrzuciło tu swoje bronie zamawiając zmianę, ostrzenie albo naprawienie i poszli do własnej pracy. Mi to odpowiadało, ponieważ będziemy mogli na spokojnie pogadać.

Wszedłem do otwartej części kuźni, gdzie zacząłem przeglądać bronie. Zruszyłem wiszące na haku miecze, które wydały z siebie cichy odgłos.

- Zapraszam!- zawołał Pyskacz, jednak nie poruszyłem się, czując nagłe zdenerwowanie. Nie wiedzieliśmy się pięć lat.- No dobra, koniec tych wygłupów!- rzucił zirytowany kowal, kiedy drżącą dłonią odwieszałem miecz, który jednak nie trafił na miejsce, a spadł na ziemię.- Małolaty.- mruknął pod nosem, jednak i tak dotarło to do moich uszu, a na moich ustach zawitał lekki uśmiech. Usłyszałem za plecami kroki mężczyzny, który zatrzymał się w drzwiach, wbijając we mnie spojrzenie, które wyraźnie czułem na plecach.- Mogę jakoś pomóc?

Splecione Losy - Czkawka i Astrid Where stories live. Discover now