Plany i wędkowanie

467 29 10
                                    

Nabrałem więcej powietrza, otwierając zaspane oczy. Zamrugałem, rozbudzając się i lekko rozglądając po pokoju, nawet nie podnosząc głowy z poduszki. Chwilę mi zajęło zrozumienie, gdzie jestem i co się wydarzyło.

Poprzednia noc była pełna wrażeń i długo nie mogłem zasnąć. Rozmyślałem o wszystkim i o niczym na raz. Zastanawiałem się nad naszym zadaniem, przyszłą walką i moją rodziną. Ojciec naprawdę żałował, a w obecnej sytuacji lepiej było zakopać topór wojenny. Nie musiałem mu wyznawać miłości, ale mogłem normalnie rozmawiać. Jednak nadal wolałem przenieść się do budynku dla gości. Z domem wiązało się za wiele bolesnych wspomnień.

Odetchnąłem, spoglądając na sufit, gdzie w rogach czaiły się pająki. Nikt tu od dawna nie zaglądał, więc miały własne przytulne gniazdko. Przeskakiwałem chwilę spojrzeniem po deskach nade mną.

Nadal nie wiedzieliśmy, kiedy zaatakuje Drago. Mogliśmy wyszkolić Wandali albo raczej szkolić ich, będąc w ciągłej gotowości na atak. Raczej nie mieliśmy możliwości się dowiedzieć więcej informacji. Po naszym włamaniu ochrona zapewne była podwojona, jak nie potrojona, więc lepiej było nie ryzykować. I tak wiedzieliśmy wiele.

Uniosłem głowę, spoglądając w stronę zamkniętych drzwi, za którymi słyszałem głosy. Zgadywałem, że rodzice wstali wcześniej. Pół nieprzespanej nocy, skutkowało późnym wstawaniem niestety. Usiadłem powoli na łóżku, podkulając lewą nogę, na której oparłem przedramię, przenosząc wzrok na Myszę, która spała pod ścianą.

Zostawał jeszcze problem pogodzenia wikingów z gadami. Jak ci drudzy byli prości w obsłudze, tak przekazanie informacji Wandalom będzie ciężkie. Nie mieliśmy też jednej receptury na oswojenie smoka; Astrid uratowała Szczerbatka, ja pomogłem Myszy, a moją matkę smoki same porwały. Sądziłem, że wszystko musi wyjść w praniu. Ale łagodność i brak broni to podstawa, na której możemy próbować coś zdziałać.

Podniosłem się z łóżka, zakładając przy okazji protezę. Ubrałem zbroję i podszedłem do gada, który słysząc moją krzątaninę, podniósł głowę.

- Co powiesz na poranną wycieczkę?- zapytałem, podchodząc do siodła, które położyłem w rogu. Gad cicho mruknął, podnosząc się i rozciągając.- Tak myślałem.- rzuciłem z uśmiechem.

Założyłem Myszy siodło, po czym na nią wskoczyłem, a gad wyleciał sprawnie oknem, wzbijając się w chmury. Szybko znaleźliśmy się wysoko nad ziemią, lecąc przed siebie. Wiatr targał moje włosy we wszystkie strony i muskał każdy odsłonięty kawałek skóry. Mysza leciała powoli, czasami lekko lawirując między chmurami.

Poklepałem smoka po szyi, dając tym znak, że czas się trochę rozruszać. Gad powoli skręcił szerokim łukiem w lewo, po czym zaczął pikować. Ułożyłem się bardziej płasko na jej szyi, aby zminimalizować opór powietrza. Wyprostowała lot zaraz nad wodą, zahaczając lewym skrzydłem o taflę. Mknęliśmy nad falami, wzbijając dodatkowe. Przelecieliśmy pod łukiem skalnym, po czym lekkim slalomem wyminęliśmy wystające skały.

Szarpnąłem lekko rączkami siedzenia, dzięki czemu Mysza zaczęła lecieć pionowo w górę. Podekscytowana zaryczała, machając energicznie skrzydłami. Po dobrych kilkudziesięciu sekundach zwolniła, rozkładając skrzydła. Zwolniła, a ja oderwałem się od siodła, wznosząc się nad gada. Na ułamek sekundy nasze oczy się spotkały i oboje zrozumieliśmy, co się wydarzyło. Zacząłem spadać szybciej od gada, który dopiero po chwili zanurkował za mną.

- Mysza!- machnąłem rękami, ustawiając się bokiem do gada, aby łatwiej mi było wylądować na siodle, ale smok tylko ryknął nie reagując. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem w stronę lądu, który szybko się zbliżał, po czym skrzyżowałem wzrok ze smokiem.- No pomożesz mi czy dasz zginąć?!- krzyknąłem, lekko przerażony.

Splecione Losy - Czkawka i Astrid Where stories live. Discover now