Powrót na stare śmieci

459 27 0
                                    

- Nie!- krzyknąłem kolejny raz.

- Ale taki był plan.- Astrid wskazała na mnie.- Twój plan!

- To zadziałamy na następną wyspę!- wrzasnąłem i usiadłem, łapiąc się za głowę. Zapadła głucha cisza, która trwała tylko chwilę. Podniosłem głowę, spoglądając na Astrid, która stała ponad metr ode mnie.- Poradzą sobie sami.

- Dobrze wiesz, że to nieprawda.

- Słuchaj, albo to odpuszczamy albo...- zacząłem, podnosząc się z miejsca.- Nie chcę ryzykować! Jak nas złapią, zabiją smoki? Chcesz tego?- zapytałem, podchodząc do blondynki i spoglądając na nią z góry.

- Musimy spróbować!- krzyknęła, rozkładając ręce.

- Jak mamy to zrobić? Przylecimy na Berk, pójdziemy do Stoick'a i powiemy "Siema wodzu, tu Czkawka, Astrid i Valka, wraz z przyjaciółmi, smokami. Dwójka z nas uciekła, a trzecią porwali, pewnie myśleliście, że wszyscy nie żyjemy, ale patrz co za szczęście. Nadchodzi Drago Krwawdoń i dlatego musicie zacząć dogadywać się ze smokami i je ratować, bo ich los od zawsze leżał wam na serduszku." Wtedy Stoick ze łzami nas przywita i pierwszy poleci ratować smoki. Tak to widzisz?- zapytałem, opuszczając ręce, którymi gestykulowałem wzdłuż tułowia.

- Na Odyna! Wszystko przykręcasz!- dziewczyna poprawiła nerwowo grzywkę i odetchnęła.- Mamy z nimi pogadać, tak samo jak byśmy rozmawiali z innymi ludźmi z innej wyspy i chcieli ich przekonać do smoków.

- To się nie uda.- powiedziałem pewny.- Zabiją nas zanim zbliżymy się do wyspy, nie mówiąc o dyskusji.- wskazałem na dziewczynę.- Sama dobrze to wiesz.

- Musimy ich jakoś przekonać.- wtrąciła Valka, która póki co przysłuchiwała się naszej wymianie zdań, która trochę trwała.

Byliśmy mocno podzieleni; znowu. Ja nie zamierzałem pomagać Berk, w przeciwieństwie do Astrid, która chciała się bawić w bohaterkę. Nie wiedziałem, co moja matka o tym myśli, ale chyba w końcu postanowiła się tym podzielić. Jednak my nie zamierzaliśmy do końca jej słuchać. Byliśmy zbyt nabuzowani i nakręceni na własne zdanie.

- Tak?- podniosłem brwi.- A jak chcecie tego dokonać?

- Włamaliśmy się do bazy łowców, z której wcześniej uciekliśmy, a ty martwisz się, że nie damy rady na wyspie, którą dobrze znamy?- zapytała Astrid, rozkładając ręce.

Miała tu dobry punkt. Sam doskonale wiedziałem, że dostanie się niezauważonymi do Stoick'a i zmuszenie go do wysłuchania dla naszej trójki będzie pestką. Jednak moja awersja do spotkania była większa i szukałem wszędzie problemów. Choć nawet po takiej rozmowie, wątpiłem, że ojciec by nam uwierzył, a tym bardziej chciał przymierza z gadami.

- Sama wiesz, jacy są Wandale. A my nie mamy miejsca na błędy.

- Tym bardziej powinniśmy być zgrani, a nie się sprzeczać jak głupki.- blondynka przewróciła oczami.- Chcesz nas wystawić, tak?- zapytała.

- To się nazywa karma.- przewróciłem oczami, po czym spojrzałem w jej stronę.- Thorze, kto teraz jest bezmyślny?

- Co to ma, do cholery, znaczyć?- rozłożyła ręce w niezrozumieniu.

- To znaczy, że chcesz im pomóc za wszelką cenę.- podniosłem głos, podchodząc do dziewczyny i spoglądając na nią z góry.- Zaczynam się zastanawiać, czy nie wysłali cię po sojuszników.-rzuciłem w jej stronę, po czym odwróciłem się, podchodząc do wyjścia z jaskini.

Wiem, że to zagrywka poniżej pasa, ale moje emocje brały górę. Powrót na Berk to było dla mnie za dużo. Może odszedłem od Krwawdonia i zmieniłem zdanie, co do smoków, chciałem im nawet pomóc, ale wizyta na rodzinnej wyspie, przekraczała moje możliwości. Pamiętałem wszystkie krzywdy, a na samą myśl o ojcu, zasychało mi w ustach.

Splecione Losy - Czkawka i Astrid Where stories live. Discover now