Polowanie

664 36 6
                                    

Słońce wstawało nad górami, rozgrzewając powietrze. Wszędzie śpiewały ptaki, od czasu do czasu wzbijając się do lotu. Mimo, że po nocy było chłodno, poranek był przyjemny. Rzeka wolno płynęła, cicho szumiąc. A drzewa majestatycznie obserwowały to wszystko, nie zakłócone żadnym wiatrem. A ja szedłem przed siebie; powolnym, bolesnym krokiem.

- Rzeka do wioski...- mruknąłem pod nosem i głośno odetchnąłem.- niski, kwadratowy budynek...- przymknąłem oczy, zaciskając lekko palce na ranie.- Rzeka do wioski...- spuściłem wzrok pod swoje nogi.- niski, kwadratowy budynek...

Czułem się totalnie sponiewierany.

Zatrzymałem się i podciągnąłem koszulkę, sprawdzając stan szwów. Dotknąłem delikatnie opuszkami palców nici, ale i tak poczułem ból.

Ciekaw jestem, czy tam jakieś krwotoki wewnętrzne nie mają miejsca jeszcze.

Zacisnąłem powieki, odchylając głowę.

- Kurwa.

- Tutaj!- słysząc kobiecy krzyk, szybko kucnąłem, chowając się za krzewem. Zobaczyłem na lewo od rzeki, jak ktoś ucieka, a kilku ludzi go goni.- Celujcie w nogi, chcę go żywego!

Facet trafił uciekiniera strzałą z kuszy w nogę, a ten upadł na kolana.

- Nie wrócę!- krzyknął ranny, płaczliwym głosem.

Facet ponownie strzelił, jeszcze bardziej utrudniając mężczyźnie poruszanie.

- Czy to broń?- zapytał drugi facet, podchodząc bliżej klęczącego nieboraka.- On ma broń!

Mężczyzna przyłożył sobie sztylet do gardła.

- Nie wrócę tam!- wrzasnął i przeciął skórę, po czym osunął się na ziemię.

- Do cholery!- warknął facet, opuszczając kuszę.

- Szlag.- szepnąłem, bardziej się kuląc.

〃〃〃※〃〃〃

Bard, Agnar i Balder właśnie wkradli się do obozu przeciwników. Przez całą noc nikt inny nie wrócił do obozowiska, co oznaczało tyle, że ludzi na wyspie było więcej i w optymistycznej wersji złapali resztę. Mężczyźni chcieli się dowiedzieć, czy i jeśli tak, to gdzie ich przetrzymują. Dlatego planowali złapać dowódcę i zadać mu parę pytań. Problem polegał na tym, że facet siedział w budynku obstawiony wartownikami. Ale póki co, mężczyźni byli pod budynkiem, a Agnar załatwiał jednego z dwóch dzielących ich od celu przeciwnika.

Teren obozu udało im się przejść bez likwidowania większości tych przeciwników, co z jednej strony cieszyło, ale z drugiej byli wikingami. Więc brak walki; zemsty za krzywdę innych bolał mocno. Postanowili jednak, że bardziej się przydadzą poszkodowanym, jeśli nie będą ranni i wymęczeni.

Bard rzucił kamieniem w pobliskie krzaki, a ostatni facet, który stał w niedogodnej dla nich pozycji ruszył to sprawdzić. I tak oto, dzięki temu został sprawnie uduszony przez Balder'a.

Nie sądzili, że tak to się potoczy, ale udało im się załatwić wszystkich po cichu, zdobyć klucz i dotrzeć tam, gdzie mieli dotrzeć; bez wzniecania walki.

Weszli ostrożnie do budynku i znaleźli się w korytarzu, który odgradzał resztę domu.

- Nie opieprzajmy się.- mruknął Agnar i podszedł do drzwi, które otworzył.- O cholera.- rzucił i schował się za ścianą, kiedy strzała przeleciała obok niego i wbiła się w ścianę.

- Do tyłu!- krzyknął mężczyzna z pomieszczenia.- Cofnijcie się, kurwa!

Pozostali dwaj mężczyźni, schowali się za drugą ścianę, gdy kolejne dwie strzały uderzyły w futrynę.

Splecione Losy - Czkawka i Astrid Where stories live. Discover now