Smocze Sanktuarium

568 22 13
                                    

Muzyka jak zwykle była skoczna. Świeczki na żyrandolach rozświetlały wielkie pomieszczenie. Ludzie na parkiecie podskakiwali w takt nut, gdzie ja delikatnie kiwałam głową. W dłoniach trzymałam kufel z miodem. Oblizałam wargi, czując na nich słodki posmak trunku.

Podniosłam wzrok, który natrafił na tańczącą parę. Uniosłam kącik ust, rozpoznając chłopaka, którego obserwowałam od początku pobytu w karczmie. Tańczył właśnie z jakąś czarnowłosą, zagarniając cały parkiet i uwagę dla siebie.

Pociągnęłam kolejny łyk, nie spuszczając z niego wzroku. Ciemne włosy, muskularna postura, lekko skośne oczy. Mój typ faceta.

Okręcił dziewczynę wokół własnej osi i przytulił się do jej pleców. Zagryzłam wargę i z uśmiechem spuściłam wzrok, wyobrażając sobie siebie na jej miejscu. Ale wszystko prysło, kiedy zobaczyłam, że ktoś do mnie podchodzi. Podniosłam głowę i odchrząknęłam, przybierając neutralną minę, kiedy Czkawka oparł się o blat, zaraz obok mnie. Przestąpiłam z nogi na nogę, wpatrując się w ziemię.

Od wczoraj nie gadaliśmy, a nawet się nie widzieliśmy. Skoro świt poszłam odwiedzić smoki i potrenować. Potem kręciłam się po mieście. Tam mi w sumie gdzieś mignął z jedną z dziewczyn, która słuchała jego opowieści poprzedniego wieczora. Potem zaszyłam się w lokalnej kuźni ostrząc topór, a teraz przyszłam tutaj.

- Nie cierpiałem takich imprez.- stwierdził po chwili.

- Opowiedz mi o tym.- sarknęłam, patrząc na parkiet.

Czkawka na mnie zerknął i lekko się uśmiechnął, po czym przeniósł wzrok przed siebie.

- Chyba będziemy niedługo ruszać dalej.- oznajmił.

Oparłam się prawym łokciem o blat, spuszczając wzrok. Znów mieliśmy zostać tylko we dwoje, a musiałam przyznać, że niezbyt mi się to uśmiechało. Pokiwałam głową, zagryzając od środka policzek. Atmosfera między nami była... dziwna.

- Czyli kiedy?- dopytałam i skrzyżowałam z nim wzrok.

- Jak uzupełnimy zapasy. Zdobędziemy wodę i jedzenie na drogę.- przeniosłam spojrzenie na parkiet.- Mamy pieniądze, powinniśmy wszystko dostać na targu.

- Ta.- mruknęłam i westchnęłam, spuszczając głowę.

Czułam wzrok Czkawki na sobie, ale twardo unikałam jego spojrzenia. Nie wiedziałam, czego mam się po wczoraj po nim spodziewać. Możliwe, że większość dziewczyn byłaby w niebo wzięta, ale ja akurat nie byłam. Może było to kwestią tego, że podczas mojej niewoli przeżyłam niezbyt miłe chwile w towarzystwie facetów i teraz takie zachowanie mi absolutnie nie imponowało. W sumie nigdy mi nie imponowało. Teraz tylko jeszcze przeszkadza i odrzuca.

- Chodź ze mną.- mruknął po chwili, przez co podniosłam na niego wzrok.- Coś ci pokażę.

- Co?- zmarszczyłam brwi.

- Zaufaj mi.- kiwnął głową i ruszył w stronę wyjścia z karczmy.

Westchnęłam, ale odłożyłam kufel i ruszyłam za nim. W ciszy przeszliśmy przez miasto i wyszliśmy poza budynki. Na zewnątrz było już ciemno, więc towarzyszyła nam tylko ciemność, cykanie świerszczy i dość mocny wiatr. Pogoda nie była za przyjemna na wycieczki. Weszliśmy między drzewa, przez które przedzieraliśmy się kilka minut. W końcu znaleźliśmy się na niewielkiej polanie.

Spojrzałam pytająco na Czkawkę, który ruchem ręki kazał mi poczekać w miejscu. Sam podniósł pobliski patyk i przeszedł kilka metrów. Zamachnął się i rzucił gałęzią, a ta gdy uderzyła w trawę, spłoszyła znajdujące się w niej świetliki. Robaki wzbiły się w powietrze, świecąc w ciemności.

Splecione Losy - Czkawka i Astrid Where stories live. Discover now