Wspólne życie

99 5 0
                                    

Miałem już otworzyć drzwi do mojej chaty, jednak w ostatniej chwili się zatrzymałem i poprawiłem włosy. Nigdy nie wiadomo czy Astrid nie będzie w środku.

Na Berk powrócił spokój, minęło w końcu półtora roku. Moja matka szybko doszła do siebie i funkcjonowała jak dawniej, pomagając mi w zarządzaniu wyspą. Moja relacja z Astrid też się rozwinęła i zostaliśmy oficjalnie parą. Ja w zupełności już wdrożyłem się w bycie wodzem i pracowałem nad usprawnieniami wioski i umowami handlowymi. Kuźnia Pyskacza poza wykuwaniem broni zajmowała się teraz siodłami i uzębieniem gadów, gdzie o dziwo idealnie wpasowali się Thorston'owie, choć musieli pracować na zmiany, aby praca była w ogóle możliwa. Arena zaczęła stanowić pole treningowe dla nowych jeźdźców, z których na gadach Astrid wyciskała siódme poty, na zmianę z Sączysmarkiem, który trenował ich na ziemi.

Wszedłem do domu i od razu zobaczyłem blondynkę, która siedziała na kanapie przy palenisku, spisując coś na pergaminie. Na moich ustach od razu zawitał uśmiech. Coraz częściej nocowaliśmy u siebie i praktycznie się nie rozstawaliśmy. Nawet gdy się pokłóciliśmy, a Astrid wybiegała z mojego domu to odprowadzałem ją pod drzwi jej własnego, a ona następnego ranka czekała ze śniadaniem u mnie. Dlatego też zacząłem rozważać wspólne zamieszkanie i musiałem zapytać dziewczynę, co o tym sądzi. Mieliśmy kilka wolnych chat, więc na pewno jakaś by nam odpowiadała. 

- Długo tam siedziałeś.- mruknęła na przywitanie, nawet na mnie nie spoglądając.

Wiedziała, że byłem w sali biesiadnej, ponieważ dzisiaj wydawaliśmy ucztę z okazji Roztopów. Hofferson wróciła szybciej, jednak ja jako wódz nie mogłem uciec od gości i ich chęci rozmowy. Więc wróciłem po północy i byłem szczerze zaskoczony, że Astrid jeszcze nie śpi.

- Cóż, obowiązki wodza.- westchnąłem.

- Oh, to teraz tak się na to mówi?- zapytała ze śmiechem.

Zapewne wyczuła już albo wypatrzyła mój krzywy chód po alkoholu. No cóż, biesiada to biesiada i kufla miodu nie wypić to jakby tam nie być. Zwłaszcza świętując zwycięstwo, nie ważne, że nie swoje, ale kogoś z naszych. Jakby inny stan rzeczy mógłby być możliwy, organizując to tylko na Berk z mieszkańcami Berk. Ale logiki wikingów nie da się pokonać.

- Najwyraźniej.- kiwnąłem lekko głową.

- Hej, mógłbyś przynieść coś do jedzenia? Właściwie to już...- dziewczyna zerknęła na mnie.- tutaj kończę.

- Oh. Ta, jasne.- rzuciłem, kierując się do kuchni.

Do jedzenia powiadasz. 

- Dzięki.

Coś do jedzenia, co? No to lecimy. Tutaj jakaś jagnięcina zapiekana pod kapustą. 

Wszedłem do kuchni i od razu zauważyłem dwa talerza stojące na blacie. Podszedłem bliżej i zobaczyłem, co takiego przygotowała nam Astrid. Czyli nawet nie musiałem gotować, widać było, że blondynka nie marnowała czasu. Choć szczerze wolałbym, żeby pomarnowała go ze mną na uczcie. Dawno nie tańczyliśmy.

Zabrałem talerze, na których był jakiś dobry gulasz. Astrid może panią kuchni nie była, ale parę cudeniek potrafiła wyczarować. I to było jedno z nich.

- I...- mruknęła Astrid, gdy siadałem obok niej.- Koniec.- rzuciła, odkładając pergamin na stół przed sobą.- Okej.

Blondynka wyciągnęła przed siebie ręce, rozciągając się.

- Skończyłaś?- dopytałem, podając jej talerz.

- Ta.- dziewczyna odebrała ode mnie posiłek i usiadła bokiem, podwijając jedną nogę.- Wiesz, jest pewnie przydługi i ma literówki, ale po to jest Gustav, prawda?- na jej pytanie cicho się zaśmiałem.

Splecione Losy - Czkawka i Astrid Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz