Wyspa

738 32 8
                                    

- Włazić na pokład!- krzyknąłem do mężczyzn na pomoście.- Bo was zostawię!

Zbieraliśmy się do powrotu. Nie było czego tu szukać. Ani smoków, ani schronienia, brak ludzi. Eh. Już czułem to, jaki Drago będzie wkurzony. Najgorszą częścią jest to, że to ja będę musiał mu o wszystkim powiedzieć i będę na pierwszej linii jego złości. Miałem chociaż nadzieję, że dopłyniemy na miejsce bez zbędnych wrażeń.

- A ciebie nowy, niby kto na dowódcę mianował?- podszedł do mnie mężczyzna koło czterdziestki.

Zlustrowałem go od góry do dołu. Był dobrze zbudowany, trochę wyższy ode mnie, tylko o głowę. Czarne włosy miał krótko ścięte i zmierzwione. Piwne oczy, kwadratowa szczęka i potężne barki. Był to chyba Yasin, o ile dobrze pamiętam. Nie należał do mojej załogi, był człowiekiem z wioski, tak jak Agnar, Carstyen i Gard. I widocznie ma problem z nowymi zasadami.

- Coś nie pasuje?- zapytałem, zakładając ręce na piersi.

Nie zamierzałem się tłumaczyć, dlaczego, jak i po co Krwawdoń wyznaczył mnie na kapitana. Nikt inny nie kwestionował mojej władzy, więc i nie widziałem potrzeby, aby przed jednym typem opowiadać prywatne sprawy. Gdyby doszło do buntu, to inna sprawa.

- Tak.- odparł, kiwając głową i wskazał na mnie.- Twoje bycie tutaj i arogancja.

- To zamknij oczy i pomyśl, że mnie tu nie ma.- wzruszyłem ramionami.- Ja tak robię.- odwróciłem się i zrobiłem dwa kroki do przodu, po czym oparłem dłonie na barierce na mostku.- Żagle staw. Kierunek Cieśnina Surtr'a.- rzekłem do ludzi, a oni natychmiastowo zaczęli wykonywać swoje zadania.

Cieszyłem się, że większość osób na pokładzie nie ma problemu ze mną na tym stanowisku. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby tak sytuacja się odwróciła i nagle, by podważyli moje kompetencje. Największą moją siłą jest słowo, więc o ile bym im nie przemówił do rozsądku, to nie przewalczyłbym się z tyloma facetami na raz. Mogę być dobry, ale każdy ma swoje granice.

- Zaraz będziesz miał problem z zamykaniem oczu, młokosie!- facet podniósł głos, a ja przewróciłem oczami.

Niektórzy to nie potrafią odpuścić i są upierdliwi, jak muchy. Ten tu, widzę go trzeci raz w życiu i najchętniej wyrzuciłbym go za burtę. Ale nie mogę. Jestem kapitanem, więc muszę się jakoś zachowywać, a i dodatkowy człowiek, to mniej strat dla Drago.

Yasin podszedł do mnie, złapał moje ramię i odwrócił w swoją stronę. Już mi się to nie spodobało. Nie jestem typem osoby, która lubi jak się ją dotyka. Zwłaszcza, jeśli robi to stary dziad z parciem na władzę.

- Puść mnie!- warknąłem, zaciskając pięści.

Zauważyłem, że coraz więcej osób z załogi nam się przypatruje, ale nie zwracałem na to uwagi. Teraz byłem tylko ja i on. Siła przeciw szybkości. Głupota przeciwko sprytowi. I moja chęć mordu przeciwko mojemu rozsądkowi.

- Przestań się rządzić!- syknął i wzmocnił uścisk na moim ramieniu.- Albo ja ciebie zaraz ustawię, młody.

- Weź się goń, stary pierdzielu.- powiedziałem głośniej niż zamierzałem i wyrwałem się z uścisku.

Nikt tu nie będzie nikogo ustawiał. A już na pewno nie mnie. Całe życie mnie ustawiają, tyle że teraz wiem komu na to pozwolić.

- Ten stary pierdziel, zaraz spuści ci manto...- szepnął złowrogo, kiedy ja poprawiałem swój strój.

Jak tylko podniosłem wzrok, dostałem prawego sierpowego. Zatoczyłem się i spojrzałem na faceta z rosnącą furią. Wytarłem wierzchem dłoni krew z rozciętej wargi, rozważając publiczną egzekucję tego typa, jednak się opanowałem. Jesteśmy po walce, straciliśmy kolegów i bliskich, bazę i mamy nie wykonaną misję. Każdy jest wkurzony, rozumiem.

Splecione Losy - Czkawka i Astrid Where stories live. Discover now