6 grudnia

57 13 7
                                    

– Mikołaj bardzo chciał wiedzieć, czy byłaś grzeczna w tym roku – zawołała Baśka, gdy tylko otworzyłam jej drzwi. Nie czekając na odpowiedź, wepchnęła mi w dłonie kolorową torebkę. – No bierz, powiedział, że mam dostarczyć do rąk własnych.

Uśmiechnęłam się niepewnie, z ukosa zerkając na pakunek. Zaaferowana bombkami pełnymi wspomnień przygotowałam dla niej... absolutne nic. Jednak moja siostra zdawała się być tego zupełnie świadoma i ani trochę niezrażona.

– Twój grzaniec i obiecane wieści to najlepszy możliwy prezent. – Obwieszała pospiesznie starą garderobę kolejnymi warstwami ubrań. W ostatnich dniach zrobiło się naprawdę zimno, jednak śnieg nadal ani myślał spaść. Świat zatrzymał się w oczekiwaniu na zimę, a ja – na kolejne wspomnienia. Ostatnio tylko o tym potrafiłam myśleć. – To co mi chciałaś powiedzieć?

– A, w sumie to nic takiego. – Machnęłam ręką. – Byłam na randce... Ale nic z tego nie wyszło – dodałam pośpiesznie widząc, że siostra już otwarła usta i zaczęła podskakiwać z ekscytacji.

– Jak to?

– Zrobiłam mu wykład o tym, że nie rozumiem, jak można się ekscytować plastikową atmosferą i zmyłam się do domu.

– Aha...? Tak źle było?

– A gdzie tam! Był bardzo miły, i do tego przystojny... – lekki uśmiech wbrew mojej woli wypłynął mi na usta. – Ale Baśka, nie jestem na to gotowa. I nie wiem, jak mogłam chociaż przez chwilę uwierzyć, że jest inaczej.

– Eli... – zaczęła siostra z wahaniem. – Minęło już tyle czasu. Musisz żyć dalej.

– Jak? Powiedz mi: JAK? – wybuchłam czując, że tylko złość była w stanie powstrzymać cisnące mi się do oczu łzy. – O takich rzeczach nie da się tak po prostu zapomnieć.

– Nikt nie każe ci zapominać. Po prostu uważam, że musisz zacząć myśleć o sobie, a nie o potencjalnej opinii osoby, której już tu nie ma.

– To było poniżej pasa – warknęłam. Moja siostra potrafiła być bardzo nieczuła, a fakt, że robiła to niecelowo, nijak tego nie łagodził.

Baśka przemierzyła pokój i bez słowa zamknęła mnie w uścisku, przepraszająco gładząc moje plecy. I wtedy właśnie tama puściła; po raz kolejny zalałam się łzami, które nie przychodziły przez tyle lat.

Jak miałam jej to wyjaśnić? Codziennie czułam pustkę tak głęboką, że nie sposób było się do niej przyzwyczaić. A żeby tego było mało, kompletnie wbrew rozumowi postanowiłam dolać oliwy do ognia – to znaczy palącego poczucia winy do mojego i tak opłakanego samopoczucia. Nadal nie doszłam do tego, co najlepszego wyrabiałam z Bartkiem, ale z całą pewnością już wiedziałam, jak się w związku z tym czułam: jak oszustka. Złodziejka, która wykorzysta jego dobre intencje, żeby przez chwilę poczuć się lepiej, a kiedy działanie opatrunku minie, znów zaszyje się w swoim mroku, porzucając chłopaka na pastwę losu, wyzutego z wszelkich pozytywnych emocji. Jak ktoś, kto próbuje sobie poprawić samopoczucie za wszelką cenę, nie zważając na świętości.

Jak zwykle w starciach z Basią, przełknęłam gulę żalu i przemilczałam jej złote rady. Przecież chciała dobrze. Przecież mnie kochała. Dlatego w ramach pojednania postanowiłam podzielić się z nią moim odkryciem.

– Pamiętasz bombki po babci Stefie? – mruknęłam jej w ramię.

– Oczywiście, że pamiętam, co roku wieszałaś je z dziadkami. I nie chcieliście słyszeć o wymienieniu ich na nowe. Dziwacy. – Basia zrobiła minę, a ja się zaśmiałam. Wspaniale było móc opowiedzieć komuś o moim szalonym sekrecie.

Kiedy spadnie szklany śniegOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz