Przez jedną straszną chwilę nic się nie działo. Trwaliśmy na swoich miejscach, wpatrując się to w siebie, to w szczątki ozdoby. Już miałam się odezwać i zacząć przepraszać, kiedy delikatna mgiełka zamigotała między kawałkami rozbitego szkła.
– To kwestia wiary – powtórzyłam z zaskoczeniem za Arkiem i gestem poprosiłam, żeby podszedł. Jeszcze nim zdążyłam wskazać na mleczną poświatę oplatającą mi nogi, obraz zamigotał, rozmazał się i zaczął ukazywać kształty. Udało się. Razem otworzyliśmy wspomnienie.
Zaskoczona spojrzałam na mężczyznę. Oniemiały wodził wzrokiem po mieszkaniu, które zmieniło się nie do poznania. Znów stół otaczali wszyscy moi bliscy, w kącie lśniła olbrzymia choinka, a całe pomieszczenie było wypełnione blaskiem uśmiechów i gwarem rozmów. Dziadek rozdawał właśnie wszystkim opłatek. Czternastoletnia już Eleonora porwała kawałek i zaczęła lawirować między dorosłymi, żeby jako pierwsza dotrzeć do Adama.
Podążyłam za nią i dostrzegłam wielkiego fioletowego siniaka pod okiem chłopaka.
– Co ci się stało? – zapytała dziewczyna.
– Miałem małą różnicę poglądów z Arkiem – odpowiedział dokładnie w momencie, kiedy stojący tuż obok mnie Arek odparł:
– Przywaliłem mu jak cholerny gówniarz.
– Byliście wtedy gówniarzami. – Zachichotałam.
– To nie dawało mi prawa… Nigdy o tym nie gadaliśmy. Jak to u dzieciaków, w końcu rozeszło się po kościach, ale kiedy zabrakło Adama… Nie wiem, może to głupie, ale znowu mi to zaczęło ciążyć. Że nie przeprosiłem.
Uśmiechnęłam się współczująco. Nie zliczyłabym słów i sytuacji, które pragnęłam cofnąć. Za które już nigdy miałam nie przeprosić Adama. Usłyszeć, że mi wybacza. W tej materii Arek akurat miał więcej szczęścia.
– Pamiętam tamte święta. Słuchaj uważnie. – Mrugnęłam do niego, a on posłusznie zamilkł, wpatrując się w napięciu w młodszą wersję swojego przyjaciela. Wszyscy zebrani w pokoju już zdążyli złożyć sobie życzenia i zaczęli ustawiać się w kolejce do Eleonory i Adama zatopionych w rozmowie.
– Dokończymy później – mruknął Adam i odwrócił się do rodziców, żeby przełamać się z nimi opłatkiem.
– No i co? – Zniecierpliwił się Arek.
– Dokończą później, słyszałeś – odparłam z uśmiechem. Do tej pory odwiedzałam wspomnienia z duszą na ramieniu, przepełniona bólem i tęsknotą. Teraz jednak, mając obok siebie Arka, poczułam się jak przewodniczka, która odkrywała przed nim niesamowity świat. Która potrafiła mu, a przy okazji sobie, wskazać, że powinien się tym delektować.
Wszyscy zasiedli do stołu, a my przysłuchiwaliśmy się rozmowom krzyżującym się nad potrawami. Młodsza wersja mnie miała jednak cechę, której do dziś nie potrafiłam się wyzbyć: wytrzymała tylko do ostatniej łyżki barszczu z uszkami. Kiedy osuszyła porcelanowy talerz, podeszła do chłopaka i szepnęła:
– Słyszałam, że rodziców trzeba odciążać z obowiązków.
Chłopak uśmiechnął się szelmowsko, w lot łapiąc intencję przyjaciółki.
– Ciociu, siedź sobie. – Zwrócił się do mojej mamy. – W tym roku Eli i ja będziemy podawać potrawy.
Oniemiała mama patrzyła na nich, jakby widziała ich pierwszy raz w życiu. Błyskawicznie przyjęli to za zgodę i popędzili do kuchni, a Arek i ja ruszyliśmy ich śladem. No cóż, młodsza Eli nie próżnowała.
– O co poszło? – Wypaliła bez ogródek, zaglądając do piekarnika, w którym dochodził pieczony karp. – Ja wiem, że chłopcy myślą, że rany wojenne dodają im męskości, ale żeby aż tak?
ČTEŠ
Kiedy spadnie szklany śnieg
BeletrieEleonora od zawsze kocha święta, ale tandetna otoczka ciągnąca się już od października zniszczyła jej wszystkie ukochane wspomnienia z dzieciństwa. Tylko czy rzeczywiście taki drobiazg może odebrać człowiekowi magię noszoną głęboko w sercu...? Eli s...