8 grudnia

50 13 5
                                    

- Cześć, mogę wejść? - odezwałam się możliwie najspokojniejszym głosem, choć od środka stres zżerał mnie wielkimi kęsami. Co ja sobie myślałam? Jak ostatnia niewdzięcznica zerwałam kontakt z Arkiem, kompletnie nie myśląc o jego bólu. A teraz tak po prostu chciałam wparować do jego życia? Wymazać ostatnie cztery lata? Idiotka.

Mężczyzna po drugiej stronie progu wpatrywał się we mnie, jak gdyby zobaczył ducha. No tak, trudno go winić. Głupia, głupia, głupia.

- Przepraszam, pójdę już. Nie wiem, co sobie myślałam - wymamrotałam i obróciłam się na pięcie, pędem pokonując odległość dzielącą mnie od furtki przystrojonej już świątecznymi łańcuchami, tak kontrastującymi z atmosferą gęstniejącą na ganku. Otrzeźwił mnie dopiero niski, chropowaty głos.

- Zaczekaj.

Odwróciłam się z ociąganiem, z przestrachem lustrując jego twarz. Co mogłam na niej ujrzeć? Złość, smutek? Osąd? Niemożliwy do ukrycia wyrzut, podszyty całą litanią żali? Byłam gotowa na wszystko, ale nie na uśmiech, który rozjaśnił jego twarz, błyskawicznie wędrując również do źrenic, które błysnęły w delikatnym świetle lampek otulających futrynę. Arek był osobą, u której źródło radości było ukryte w oczach. A więc nie było tu mowy o żadnej ściemie ani kurtuazji. Tego jego błysku nie dało się udawać.

Uśmiech był szczery.

Zalała mnie niewyobrażalna fala ulgi. Niewiele myśląc ruszyłam w jego stronę i objęłam go, zupełnie jak tego dnia, kiedy uratował mnie przed utonięciem we własnym umyśle. Za co odpłaciłaś mu się latami milczenia, dopowiedział uczynnie głosik w mojej głowie.

- Tak bardzo cię przepraszam.

- Za co? - odsunął mnie łagodnie, zaglądając mi w twarz. - Spokojnie, po kolei. Zacznijmy od łatwych rzeczy: cześć, Eli.

Serce aż mi podskoczyło. Chciał ze mną rozmawiać. Witał mnie, jakbyśmy widzieli się zaledwie wczoraj. Jakbym nie zrobiła mu najokropniejszej rzeczy na świecie. Jakby nadal widział we mnie dziewczynę, która zniknęła bez śladu przed czterema laty.

- Cześć - odparłam, uśmiechając się szeroko. Czułam się, jakbym po długiej wyprawie właśnie wracała do domu.

- No widzisz, nie było tak źle - zachichotał i cofnął się w głąb przedpokoju, gestem zapraszając mnie do ruszenia za nim.

- Nie było. Możemy porozmawiać?

- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak na to czekałem.

Wprowadził mnie do salonu, który z biegiem lat przeszedł sporą metamorfozę, jednak mimo to nie udało się mu wytracić wspomnień, którymi był przesiąknięty. I które tylko czekały na okazję, żeby wychynąć z kolorowych tapet i starych dywanów.

- Ja... Ja też. Może to głupio brzmi, biorąc pod uwagę, że to ja się odcięłam, ale... Boże, Arek, tak bardzo chciałam cię zobaczyć.

- To czemu nie przyszłaś wcześniej? - zapytał łagodnie, bez cienia złości. Był tak wyrozumiały, że aż nie wiedziałam, co ze sobą począć. Gdzie wymówki? Wyrzuty? Pokaz złości? Może i nie były to zachowania w stylu Arka, jednak odwaliłam taki numer, że nawet głaz by to ruszyło. Przygotowałam się na należną mi awanturę, a tymczasem zabrakło mi słów przez reakcję, która była spełnieniem moich marzeń.

- Było mi wstyd - wyznałam w końcu. - I nie chciałam już na tobie żerować, a poza tym miałam wrażenie, że... Nie Arek, nie mogę, do cholery! - wybuchłam, bo jego spokój wiercił mi dziurę w brzuchu. - Czemu nie jesteś na mnie wkurzony?

Mężczyzna popatrzył na mnie zbity z tropu, po czym zachichotał.

- Nic się nie zmieniłaś. Wolałabyś, żebym był zły?

Kiedy spadnie szklany śniegOnde histórias criam vida. Descubra agora