22 grudnia

38 9 4
                                    

Obiecałam sobie solennie, że to ostatni raz. Nie mogłam się powstrzymać, po prostu musiałam dać nam tę ostatnią szansę.

Chwyciłam za telefon i wystukałam SMS–a. Mimo wszystko nie byłam wystarczająco odważna, żeby ponowić próbę wykonania połączenia. Wbrew wszystkim szorstkim odpowiedziom, jakie do tej pory otrzymałam od Kamy, ciągle nie byłam zahartowana na tyle, żeby godnie przyjąć kolejną z nich. Wiadomość zdawała się być łatwiejszym do przyjęcia ciosem.

Kami, obiecuję cię już więcej nie męczyć. Po prostu chcę życzyć całej Twojej Rodzinie wesołych Świąt i wszystkiego dobrego – bo na tym mi najbardziej zależy, żeby już zawsze było u Ciebie dobrze. Przepraszam za wszystko. Kocham cię, Eli.

Drżącymi palcami wdusiłam symbol strzałki. SMS uciekł w eter, i nim zdążyłam odłożyć telefon, ten zawibrował, sygnalizując nadejście odpowiedzi. Tego się nie spodziewałam.

Dziękujemy. Wesołych Świąt, Eli.

W duchu miałam nadzieję, że zmieni zdanie, natomiast realistycznie szykowałam się na kolejne nieprzyjemności. Dwa skrajne podejścia, możliwe ścieżki historii. Ale to? To było jej ewidentne rozmycie, niemalże zaprzeczenie, że kiedyś łączyły nas tak bliskie stosunki.

Westchnęłam. Sama byłam sobie winna, i nie mogłam oczekiwać, że wszyscy będą wyrozumiali tak jak Arek czy Róża.

Walcząc z rozczarowaniem, rozbiłam o podłogę kolejną bombkę. Różowe odpryski zasnuły moje stopy, a ja wybrałam się w kolejną podróż. Rok 2017 upływał mi i Adamowi pod znakiem wzajemnej niechęci i ani myśleliśmy ulec apelom o świąteczny rozejm. Akurat trafiłam na moment, który był tego świetnym przykładem.

– Mogę poprosić jeszcze chleba? – zapytał Adam, wyjmując ostatnią kromkę z koszyczka. To wystarczyło.

– A co, w Ameryce miałeś służącą? Chyba wiesz, gdzie jest kuchnia. – Odwarknęła Eli, co spotkało się z dezaprobatą matki. Ja jednak byłam z niej dumna: wreszcie, po tak długim czasie, okazywała emocje. Nawet, jeśli tak nieprzyjemne, nadal były lepsze od potulnego kiwania głową.

Od pamiętnego spoliczkowania Adama wszystko się zmieniło. To znaczy – dla Eli. Adam nadal nie rozumiał jej pretensji, a jej atak dodatkowo tylko podjudził jego złość. Natomiast przed młodszą mną otworzył się cały wszechświat emocji. Czy dawałam im upust we właściwy sposób? Na pewno nie. Ale zaczynałam je czuć i przynajmniej w ten nieporadny sposób je zwalczać. A Adam nie pozostawał mi dłużny.

Obserwowałam na pozór zwykłą wieczerzę wigilijną, która była naszpikowana złośliwościami. Reszta rodziny podzieliła się na obozy trzymające strony, a w obrębie tych obozów wytworzyły się podobozy: ludzie, których nasze docinki śmieszyły versus ludzie, którzy powoli zaczynali mieć tego dosyć. Atmosfera gęstniała i było więcej niż pewne, że ta bomba w końcu wybuchnie, pozostawiając po sobie siwy dym. Jednak młodsze wersje nas niespecjalnie zdawały się tym przejmować.

– Tato, podasz mi nożyczki? Nie umiem otworzyć tej paczki, nieźle ją Aniołek posklejał. – Poskarżyła się Eli, mocując się z ciasno owiniętym w fioletowy papier kartonem. Nim tata zdążył się choćby zastanowić, w którym kierunku powinien się po te nożyczki obrócić, Adam już ripostował:

– Poczekaj, jak potrzebujesz pomocy to zadzwonię po Arka.

Eli huknęła dłonią o stół.

– Tato, tym bardziej będę potrzebowała tych nożyczek.

– Na miłość boską, zachowujecie się jak smarkacze! I jedno, i drugie! Może byście wreszcie tak porozmawiali? – Nie wytrzymał dziadek Emil, mrucząc ze złością, którą dwudziestoczteroletnia Eli widziała po raz pierwszy w życiu. Mimo że oboje położyli po sobie uszy, Eli nie zamierzała odpuścić Adamowi, i bynajmniej nie chodziło o głupie docinki.

Kiedy spadnie szklany śniegWhere stories live. Discover now