18 grudnia

42 10 4
                                    

Przez cały dzień nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Snułam się jak cień po biurze, bezskutecznie starając się skupić na pracy. Nie byłam nawet pewna, co mnie bardziej wytrącało z równowagi: wczorajsze wspomnienie, sytuacja z Arkiem czy kąsające mnie co chwila myśli, że powinnam odezwać się do Bartka. A może była to kombinacja wszystkiego? Bo na pewno nie było to to, że Arek od wczorajszego telefonu milczał jak zaklęty. Absolutnie nie to.

Bardzo starałam się nie myśleć, że to ostatnie było prawdziwym powodem mojego podenerwowania – bo i dlaczego miałoby być? Sama również się nie odzywałam, skrzętnie udając, że nic się nie stało. No bo co się stało? Do niczego wielkiego nie doszło, a wydarzyłoby się jeszcze mniej, gdyby Arek nie był wstawiony. Wyraził się wystarczająco jasno, żebym nie miała złudzeń: gdyby wczorajszej sceny nie poprzedzała impreza, nic z tego nie miałoby miejsca. Przyjęłam do wiadomości, przeprosiłam, mogłam uznać za niebyłe. Nie myśleć.

Bo przecież nie było o czym myśleć. Prawda?

Jakby chcąc się utwierdzić w tym przekonaniu, sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Bartka. Nim zdążyłam podważyć własną decyzję, wdusiłam zieloną słuchawkę i w napięciu czekałam na połączenie. Jeden sygnał, drugi, piąty... Już godziłam się z myślą, że nie odbierze, kiedy rozległ się zziajany, zaskoczony głos.

– Eli?

– Cześć... Fajnie, że odebrałeś, to już niezły znak.

– Do usług. A dostanę w zamian odpowiedzi na moje pytania?

– Na wszystkie, na które będziesz chciał – odparłam z nadzieją w głosie. – Koncertowy pub za godzinę? Tylko proszę cię, niech zdejmą tę jemiołę. Albo chociaż jakoś przyzwoicie ją przywiążą.

– Nie ma sprawy. – Zaśmiał się Bartek i rozłączył się. A ja zaczęłam się szykować na jedną z trudniejszych rozmów w moim życiu.

❄❄❄

– Jestem ci winna przeprosiny. I wyjaśnienie. Bardzo nie chciałam sprawić ci przykrości, ale... To czasami nie jest takie proste – powiedziałam, kiedy tylko mężczyzna wyrósł przy moim stoliku. W odpowiedzi uniósł wysoko brwi i pokręcił głową.

– Ty to chyba nic nie możesz normalnie, nie? Zaczekaj z tym biciem się w pierś, wygląda efektowniej przy gorącej czekoladzie.

Uśmiechnęłam się. Gdyby ludzie mieli chociaż połowę tolerancji Bartka, świat byłby piękniejszym miejscem. Gdybym chociaż w połowie była lepszym człowiekiem, może bym na nią zasługiwała. On jednak zdawał się tego nie zauważać; akceptował mnie taką, jaką byłam. Nie mogłam odwdzięczać mu się kłamstwami i kolejnymi ucieczkami. Musiałam się z tym wreszcie zmierzyć.

Kiedy barman postawił na stoliku między nami dwa parujące kubki, nabrałam uroczyście powietrza i zaczęłam powoli wylewać z siebie historię. Na początku zamierzałam przeprosić Bartka tylko za moje zniknięcie i wyznać, co się za tym wszystkim kryje. Wytłumaczyć, że prawdziwa Eli nie jest taką osobą. Planowałam opowiedzieć mu w żołnierskich, odsączonych z łez zdaniach o tym, co wydarzyło się w moim życiu, jednak opowieść nieoczekiwanie rozrosła się do wtajemniczania go, jak po naszej randce zaczęłam wszystko wspominać. Jak każdego dnia grudnia przeżywałam kolejny rok z mojego życia. Opowiadałam mu o tym, jak po śmierci Adama odcięłam się od ludzi i jak teraz na nowo odkrywałam w sobie ciekawość, co się u nich działo. Opowiedziałam mu wszystko, oprócz szalonej części o zaczarowanych bombkach. Ani on nie był gotowy się z tym zmierzyć, ani ja nie byłam gotowa się tym z nim dzielić. Bombki musiały zostać moje.

I po części Arka, usłużnie podpowiedział zawsze gotowy głosik w mojej głowie, jednak go zignorowałam. Teraz musiałam domknąć zupełnie inną historię.

Kiedy spadnie szklany śniegWhere stories live. Discover now