2. Sunshine

352 28 7
                                    

Kolejne kolorowe ubrania w pastelowych odcieniach trafiały do jednej z trzech walizek stojących na środku pokoju. Lekko pogniecione podkoszulki, bluzy w nieco bardziej przygaszonych odcieniach, oraz masa szerokich spodni powoli znikały z szafy Felixa.

Brunet bez zająknięcia zaczął się pakować, gdy jego ciotka go o to poprosiła. Jednak nie zbyt komfortowo czuł się, wiedząc że tuż obok niego siedzi również brunet, który pomagał mu w minionej czynności. Zdążył już trochę poznać Minho, i zaufać mu w mniejszym stopniu, ale był to krok naprzód.
Pomagał mu składać ubrania w całkowitej ciszy, która nieco przytłaczała obydwu nastolatków. No bo przecież ile można?

Po paru tygodniach spędzanych w białej, jasnej od tępych świateł na suficie, oraz nieprzyjemnej sali szpitalnej, Felix lekko się ucieszył na powrót do domu, choć nie miał on trwać wcale tak długo. W zasadzie to niemiłosiernie krótko, zważając na to, że swoje kolejne lata życia miał spędzić w urokliwej Korei. Jednak nie zmieniało to faktu, iż chodził przygnębiony, lub nie wyrażając żadnych emocji przez większość czasu. Nie spał nocami, albo budził się słysząc najmniejszy pisk, a szpitalna aparatura, podczas jego pobytu w klinice wcale nie pomagała. Multum nieprzespanych godzin, okropne dźwięki, które wydawały z siebie maszyny i te wszystkie przyczepione do jego ciała plastry, trzymające urządzenia pomiarowe na swoim miejscu. To wszystko było przyczyną problemów ze snem u chłopaka.

— Felix? — odezwał się chłopak siedzący w rogu pokoju. Wyciągnął telefon wstukując na nim szybko znaczki do translatora.
Młodszy Lee spojrzał na ekran urządzenia, który wyświetlał wynik tłumaczenia.

,, Pomóc ci w nauce koreańskiego? Nie jestem świetny z angielskiego co pewnie już zauważyłeś, ale i ty byś mnie czegoś nauczył" - taki tekst pojawiał się na jasnej matrycy. Piętnastolatek kiwnął głową na zgodę starając się na jak najszczerszy uśmiech.

— Ale ty ładnie się uśmiechasz. — ponownie odezwał się Minho, swoim łamanym angielskim z dość ujmującym akcentem. Przysunął się bliżej młodszego wciskając palce w jego policzki. — Sunshine. — koreański akcent dodał jego słowom jeszcze większej pogodności, a z początku niemrawy chłopak uśmiechnął się w końcu.

Młodszy odsunął się od dotyku, nie chcąc czuć palącego, wręcz wyżerającego w jego skórze dziury, uczucia. Chociaż w duchu ucieszył się na przezwisko jakim został nazwany.

Podniósł się z podłogi niemalże przewracając się o własne nogi, przez co obok usłyszał chichot. Westchnął i dalszy krok sortował w stronę łazienki. Musiał jeszcze spakować jedynie kosmetyki, których jednak było sporo. Stwierdził, że jedna kosmetyczka to zdecydowanie zbyt mało. Przeszukiwał szafki w poszukiwaniu upragnionej torebeczki. Padło na zieloną w słodkie ikony dinozaurów.

Spojrzał w lustro i jedyne co poczuł, to myśl, że jego rodzice odeszli i już nigdy nie wrócą. Chciał wylać te uczucia przez łzy, aby odparowały wraz z kropelkami słonej wody, ale nie mógł. Nie mógł płakać a cholerne łzy już nie chciały lecieć. Na pół rozdzierała go pustka i złość wymieszana z stratą i smutkiem. Potrzebował się wyładować w jakiś sposób, aby pozbyć się tych głupich emocji, tej głupiej presji dryfującej po jego umyśle, niczym po wzburzonym morzu.

Zaczął energicznie przeszukiwać szafki w poszukiwaniu jednej rzeczy. Stare rzeczy jego rodziców wpadały do umywalki, znajdującej się pod wymienianą wcześniej szafeczką.

W końcu w jego dłoniach znalazło się opakowanie rozjaśniacza do włosów. Gdy tak stał i wgapiał się w papierowe pudełko, z transy wyrwało go pukanie do drzwi.

— Lixie? Wszystko w porządku? — usłyszał głos swojej cioci po drugiej stronie drzwi. — Usłyszałam hałas i chciałam sprawdzić czy nic się nie stało. — dokończyła wzdychając cicho.

Fix You || HyunlixWhere stories live. Discover now