1. Sunflower

599 27 5
                                    

Stara, zniszczona stacja benzynowa, której lata świetlności przeminęły dobre dwadzieścia lat temu. Żółta farba była brudna, w wielu miejscach kruszyła się i odpadała ze ścian, a ledowy napis Sunflower od dawna nie świecił. Miejsce to idealnie nadawało się do nakręcenia jakiegoś horroru, zważywszy na lokalizację. Stacja została położona przy mało ruchliwej ulicy, a do tego z dwóch stron otaczał ją gęsty las. I to właśnie tu rozpoczyna się moja historia. To tu zacznie się początek mojego zrujnowania i odbudowania na nowo, choć to co wam mam zamiar opowiedzieć, może się wydawać tak surrealistyczne, że nie miało prawa bytu. 

Wchodząc do małego budynku, pierwszym co rzucało się w oczy to białe, sfatygowane kafelki i rząd niskich półek uzupełnionych napojami i różnego rodzaju przekąskami. Zaczęłam powoli iść do lady, za którą powinien stać sprzedawca rozglądając się wokół siebie. Dostrzegłam mrugające światło, będące pewnie wynikiem spięcia gdzieś w kablach oraz chrzęszczącą, praktycznie niedziałającą klimatyzację i dwie duże, staroświeckie kamery skierowane na wejście. 

Przechodząc na drugą stronę sklepu zadzwoniłam w zardzewiały dzwoneczek i czekałam, aż z zaplecza wyłoni się mężczyzna po pięćdziesiątce z piwem w ręce. Ubrany w znoszoną koszulę z hawajskim wzorem, która ledwo dopinała mu się na brzuchu i w beżowe szorty przed kolano podszedł do mnie ociężale prawie wywracając się o rozklejone ze starości sandały, które nosił na stopach. Ci, którzy go znali, wołali na niego Stary Greg, zawsze był niedokładnie ogolony, a oddech śmierdział rybą. Mężczyzna był znany z niechlujstwa, braku kultury, hazardu i picia wieczorami dużych ilości alkoholu, ale to dzięki niemu dostałam tę pracę. Greg jest właścicielem tej konkretnej stacji paliw i za namową mojej matki, z którą swoją drogą często grywał w karty, dał mi tutaj tymczasową prace na okres wakacji. Osobiście nie pałam do niego zbyt wielką sympatią, bo sprawia, że mam nieprzyjemne ciarki na ciele i czuję się przez niego osaczona, ale staram się tego nigdy nie okazywać. Zachowanie obojętnego, chłodnego wyrazu twarzy w takich sytuacjach jest kluczowe. Bo nigdy nie wiesz, co kogo kręci, a ja nie chciałam się przekonywać o tym na własnej skórze. 

- Przyjechałaś - stwierdził jakby ze zdziwieniem. 

Do moich nozdrzy dotarł rybny odór, ale chęć skrzywienia się szybko zamaskowałam powściągliwym uśmiechem. 

- Tak, przyjechałam. 

- Chodź, zaczynamy. Chcę mieć to już za sobą - burknął i odwrócił się do mnie plecami idąc na zaplecze. 

Oj nawet nie masz pojęcia jak bardzo ja też tego pragnę. 

Mężczyzna naprawdę się pośpieszył, wytłumaczył mi wszystko szybko i pobieżnie, a potem wręczył mi uniform, w który niestety musiałam się przebrać. Poczekałam aż Greg odjedzie na jak to on ujął, spotkanie, którym pewnie był hazard w jakiejś spelunie, w której coś zastawi, a potem to straci w wyniku przegranej. Mogłam się wręcz o to założyć i byłam pewna, że nie straciłabym ani jednego dolara w tym zakładzie. Upewniwszy się, że nie wróci poszłam do toalety przebrać się w pozostawione mi ubrania. 

W żółtej spódniczce sięgającej połowy uda i tego samego koloru dopasowanej koszuli z krótkim rękawkiem, wycięciem w serek i dużym kołnierzykiem w białym kolorze stanęłam przed lustrem związując lekko kręcone, jasne, miodowe blond włosy w ciasny kucyk na czubku głowy, a nas sam koniec przypinając do piersi plakietkę, na której widok aż prychnęłam. Zamiast "Annabeth" na plakietce był błąd i napis głosił "Annabet". 

The Snake poisonWhere stories live. Discover now