10. Kukiełka

209 9 9
                                    

Pot zalewał mi oczy, starannie wykonany makijaż spływał po rozgrzanej skórze. Nogi paliły żywym ogniem i byłam pewna, że już powstało na nich pełno bąbli. W głowie szumiało mi od alkoholu, który dodatkowo napędzał mnie do tańca. W całym tym ferworze zdarzeń zatraciłam się w dobrej zabawie tracąc poczucie czasu i gubiąc Kelly wraz z Alexem. Byłam tylko ja, dudniąca w uszach muzyka i rozpierająca mnie radość.

Było dobrze i to mi wystarczyło. Odcięłam się od wszystkich myśli. Nie wiedziałam, która była godzina, a nawet, który mamy dzisiaj dzień. Było mi to zwyczajnie niepotrzebne, obojętne wręcz. Przez te kilka godzin żyłam pełnią życia. Nie przejmowałam się tym, że na telefonie, w ignorowanych mam pewnie ze sto nieodczytanych wiadomości od Michaela, ani tym, że od początku jak się rozdzieliłam z przyjaciółmi nie widziałam ich ani razu. Odreagowywałam cały stres, zmartwienia i napięcie. Byłam wolnym ptakiem, który ze szczęściem wzbijał się w powietrze i ćwierkał radośnie.

W końcu - nie wiem po ilu godzinach - postanowiłam na chwilę odpocząć i iść do kuchni wlać w siebie kolejne dawki alkoholu, którego we krwi i tak miałam zbyt wiele. Chwiejącym się krokiem, na obolałych nogach zaczęłam się przeciskać pomiędzy tymi wszystkimi nastolatkami, którzy skakali i śpiewali na cały głos do muzyki puszczanej przez DJ'a. Ich spocone, zgrzane ciała ocierały się o mnie. Sztuczny dym sprawiał, że nie do końca wyraźnie widziałam, zaś procenty powodowały, iż raz mój obraz był zamazany, a raz niesamowicie ostry. Wszystko słyszałam jak zza ściany, wszystko było dziwnie przytłumione.

Rozglądałam się za Reid bądź Berry'm ale w skupisku tylu ludzi nie znalazłam nikogo mi znajomego. Minęłam mumię, zakonnicę, Spidermana, Supermena, Batmana... Czas zwalniał, by za chwilę przyśpieszyć. Ktoś się śmiał, a ktoś inny obściskiwał się namiętnie nie zważając na nic dookoła. Widziałam jakiegoś małolata wymiotującego do ładnego wazonu i widziałam Maddy, która świetnie się bawiąc za sprawą prochów chciała mnie nimi poczęstować, ale jak zawsze odmówiłam stwierdzając, że to by było już za dużo jak dla mnie. Nie pamiętam drogi jaką przebyłam do kuchni ani tego jak stłukłam sobie boleśnie kolano, ale pamiętam, jak chciałam podejść do blatu kuchennego, ale uniemożliwiły mi to czyjeś silne palce – kolejny raz tego dnia - owijające się wokół mojego ramienia i boleśnie na nim zaciskając, a następnie szarpnięciem odwracając mnie w swoją stronę. Niebezpiecznie zawirowało mi w głowie przez co zacisnęłam oczy. Poczułam jak cały żołądek podchodzi mi do gardła, więc odczekałam małą chwilę zanim z wielkim trudem przełknęłam ślinę i westchnęłam ciężko.

Miałam już dość na dzisiejszy dzień. Zbyt wiele dziś przeżyłam, zbyt wiele czułam. Myślałam, że zostawi mnie w spokoju i pozwoli mi przeżyć resztę tego wieczoru z dala od swojej obecności. Nie miałam najmniejszej ochoty patrzeć znów na te oczy koloru wzburzonego, zimnego morza. Nie chciałam słyszeć jego wypranego z emocji, niskiego głosu ani czuć jego skóry przy swojej, jego zapachu, od którego się dusiłam i który jednocześnie odurzał swoja prostotą. Nie chciałam spojrzeć ponownie na tego okrutnego, egoistycznego chłopaka o ciemnych, niczym obsydian włosach, które ładnie się kręciły przy końcach, dlatego dalej miałam zaciśnięte oczy. Nie chciałam mieć nic wspólnego z Liamem Coll'em.

Tak bardzo chciałam mu coś zrobić, ale ponownie nie mogłam. Moje ruchy były wolne i ociężałe, myśli uciekały z głowy jeszcze zanim zdążyły się do końca uformować, zanim zdążyłam się ich porządnie chwycić. Szczerze powiedziawszy ledwo trzymałam się na nogach i z trudnością kontaktowałam z rzeczywistością. Do takiego żałosnego stanu doprowadziłam siebie sama na własne życzenie.

W końcu zdecydowałam się otworzyć oczy, co zrobiłam bardzo powoli i ociężale.

Zdawało mi się, że moje zawieszenie trwało niezliczone godziny, choć w rzeczywistości minęło zaledwie parę sekund. Zamrugałam szybko chcąc wyostrzyć sobie wzrok i przyzwyczaić do słabego oświetlenia. Jeszcze nie wszystko dobrze widziałam, a we mnie już wezbrała złość nasilająca się z każdym momentem. Byłam zła na siebie i swoją głupotę, na niego i na to jaki był natarczywy. Byłam zła też na to, że nikt nie może mi pomóc, bo nikt pewnie nie zwraca na nas uwagi, a sama nie poprosiłabym o pomoc, bo w tedy okazałabym słabość, przed nim i przed sobą, a może dlatego, że pewnie nikt by nie zareagował. Wszyscy byli pijani i naćpani i nikt nie wziąłby mojego wołania na serio.

The Snake poisonWhere stories live. Discover now