12. Wrony

191 6 1
                                    

Kompletnie wykończona, przemoczona i przemarznięta do szpiku kości, drżącymi rękoma przekręciłam klucz w zamku. Będąc na przedpokoju zrzuciłam mokry plecak z ramion i przyłożyłam rękę do rozgrzanego czoła. Bił ode mnie zapach deszczu, przez co skrzywiłam się i od razu ruszyłam do łazienki, żeby zmyć z siebie drażniącą w nos woń. Grzałam się pod strumieniem ciepłej wody dobrą godzinę nim postanowiłam wreszcie wyjść. Ubrałam się w wygodne niebieskie dresy i białą bluzę wkładana przez głowę.

Co kilka chwil pociągałam nosem, przecierałam zmęczone oczy i przeczesywałam suche i pachnące kokosowym płynem włosy. Wychodząc z zaparowanego pomieszczenia nabrałam ochoty na herbatę więc zamiast do swojego pokoju poszłam do kuchni i niemal zapłakałam żałośnie z bezsilności widząc pustą kuchenkę z równie pustymi garnkami. Sally znowu nie ugotowała obiadu, a ja byłam tak wyczerpana, że marzyłam tylko o tym, żeby położyć się do łóżka i tak zacząć świętować weekend, ale za niedługo Jake ma przyjść ze szkoły. Pewnie będzie głodny.

Załamując ręce z bezsilności zaczęłam nastawiać wodę na herbatę i szykować wszystkie rzeczy do najprostszej potrawy jaką miałam siłę wykonać.

Ten dzień był jednym, wielkim pasmem nieszczęść. Z samego rana, kiedy chciałam jechać do szkoły auto odmówiło posłuszeństwa więc chłostana deszczem i ostrym wiatrem udałam się na przystanek, gdzie okazało się, że najbliższy autobus, który jedzie w kierunku mojej szkoły jest za dwie godziny. Nie mogłam się wrócić do domu, bo miałam przedstawiać projekt, a był to ostateczny termin, więc byłam zmuszona iść ponad godzinę pieszo topiąc trampki w kałużach i błocie. Po drodze na domiar złego wywiało mi parasol na drugą stronę wyłamując metalowe pręciki przez co straciłam jedyną, wątłą osłonę przed wiatrem. W drodze powrotnej zaś podwiózł mnie Alex, ale przypomniało mi się, że zostawiłam telefon u niego w aucie, więc musiałam iść pod jego blok mieszczący się w lepszej dzielnicy od mojej więc był oddalony o kawałek drogi, jakieś piętnaście minut. Odzyskawszy telefon Berry zaproponował, że mnie podwiezie, ale nie chciałam robić mu problemów i stwierdziłam, że się przejdę, ale że pogoda nie była lepsza od tej z samego rana to tylko strzeliłam sobie tą decyzją w kolano. I tak oto znajdujemy się w tym momencie, kiedy zmarnowana zalewam torebkę herbaty ciepłą wodą i gotuję makaron, żeby dziecko, które przyjdzie ze szkoły zjadło chociażby makaron z białym serem i cukrem.

Chwytałam właśnie w dłonie swój ulubiony, biały, porcelanowy kubek, żeby napić się trochę gorącego napoju, kiedy usłyszałam trzask frontowych drzwi i ciężki, zdyszany oddech. Zmarszczyłam brwi odkładając kubek na blat i wyszłam na przedpokój sprawdzić co się dzieje. Zauważyłam całkowicie przemoczonego, zdyszanego chłopca opierającego się plecami o drzwi i ze łzami błyszczącymi w jasnych oczach. Na mój widok rozpłakał się jeszcze bardziej napierając plecami na zamknięte drzwi.

- Co się stało? - spytałam zlękniona nie wiedząc co zrobić, więc wciąż stałam w tym samym miejscu ze strachem i zdziwieniem wymalowanym na twarzy.

- May miała wypadek - udało mu się powiedzieć poprzez płacz. - Przeze mnie - wychlipał a ja zamarłam. - Bawiliśmy się przy ruinach starego dworku, skakaliśmy do kałuż zakładając się kto rozpryśnie najwięcej wody. Nie miała ze mną szans i postanowiła wejść na taki większy kamień i z niego skoczyć. Wydawał się nieszkodliwy, ale przez deszcz, który ciągle padał okazał się za śliski i ona się przewróciła i uderzyła się w głowę. Traciła i odzyskiwała przytomność, nie wiedziałem co zrobić więc zadzwoniłem po jej rodziców, a kiedy już dotarli na miejsce i zaczęli wzywać pogotowie uciekłem. - cały czas szlochał coraz mocniej i mocniej. Czasami musiał po dwa razy powtarzać jakieś słowo, bo przez płacz nie umiał go do końca poprawie wypowiedzieć.

- Och, Jake - szepnęłam i podeszłam do niego przytulając do siebie i nie zważając na to, że jest tak mokry, jakby wpadł po czubek głowy do jeziora. - To nie była twoja wina.

The Snake poisonWhere stories live. Discover now